Udany przepis. Recenzja filmu "Ugotowany"
23 października 2015 (artykuł sprzed 8 lat)
"Ugotowany" serwuje widzowi wszystko to, co zyskało w ostatnich latach ogromną popularność w telewizji. Piekielne awantury w kuchni, rzucanie mięsem dosłownie i w przenośni ale i kulinarną maestrię oraz wyrafinowane talerze. Nie jest to jednak błaha komedyjka o gotowaniu, ale zaskakująco wyważony film o ludzkich marzeniach i ryzykownej drodze, jaka do ich realizacji wiedzie.
Adama Jonesa (Bradley Cooper) poznajemy w dość przełomowym momencie życia. Oto dobiega końca jego kulinarna pokuta za grzechy przeszłości i zmarnowaną karierę. Po rozłupaniu miliona (!) ostryg w dalekiej Luizjanie będący do niedawna u szczytu możliwości i sławy szef kuchni podejmuje jeszcze jedną próbę zdobycia upragnionej trzeciej gwiazdki Michelina. Zbiera więc dawną ekipę, którą uzupełnia o nowe talenty, wraca do Londynu i otwiera restaurację. Po drodze musi jeszcze skonfrontować się z własnymi słabościami, lękami i wciąż powracającą przeszłością.
"Ugotowany" jest więc z jednej strony heroiczną opowieścią o wzlotach i upadkach, o niezrealizowanych marzeniach, które stają się klątwą i ambicjach przysłaniających trzeźwą ocenę rzeczywistości. Uporczywie dążący do celu Jones staje się aspołecznym tyranem, maniakiem zaprogramowanym tylko w jednym celu - wejść na szczyt, z którego sam zrzucił się lata temu, kiedy zatracił się w urokach życia. Okazuje się jednak, że samotna wspinaczka na kulinarny Olimp może stać się samobójczą misją. Podobnie jak w codziennym życiu, tak i w kuchni główny bohater musi nauczyć się zaufania do innych, szczerości i równowagi emocjonalnej.
W filmie Johna Wellsa nie brakuje oczywiście wątków kulinarnych. I choć momentami "Ugotowany" przypomina kinową wersję "Hell's Kitchen" (palce w produkcji filmu maczał nawet sam Gordon Ramsay), to jest to dość smaczne danie zaserwowane wygłodniałym widzom. Na sam widok przygotowywanych przez bohaterów rarytasów cieknie ślinka, a burczenie w brzuchu może nam zagłuszyć (skądinąd bardzo sprawnie napisanych) dialogi. Zestawiając Adama Jonesa i jego kulinarnego przeciwnika, Reece'a, twórcy "Ugotowanego" pytają też, w którą stronę zmierza współczesna sztuka gotowania. Czy stosowane przez Jonesa garnki i patelnie są już tylko reliktami przeszłości używanymi przez "oldschoolowców"? A może nowoczesna kuchnia to ta wypełniona misternie skonstruowanymi maszynami otoczonymi mnóstwem gadżetów? Jak pokażą bohaterowie, prawda tkwi gdzieś mniej więcej pośrodku.
Podobnie jak ekranowi bohaterowie żonglujący przeróżnymi składnikami, tak i twórcy filmu lubią eksperymentować i łączyć różne smaki. W ten sposób na ekranie znajdziemy wszystkiego po trochu. Podstawą tego filmowego dania jest wzięta i atrakcyjna historia powrotu na szczyt okraszona lekko komediową konwencją (choć "Ugotowany" typową komedią z mnóstwem gagów jednak nie jest). Scenarzysta Steven Knight, misternie dbając o odpowiednie przyprawienie swojej potrawy, dorzuca nam szczyptę sensacji (wątek dilerów ścigających Jonesa), porcję romansu (Jonesa z graną przez Siennę Miller Helene) i kilka soczystych zwrotów akcji.
Wszystkie składniki reżyser John Wells wymieszał precyzyjnie dobraną i przede wszystkim trafioną obsadą. Dobrze wypada Bradley Cooper, który umiejętnie łączy w sobie postać szefującego furiata z momentami bezradnym samotnikiem o niewinnym niebieskookim spojrzeniu. Zamiana snajperskiego karabinu na rondel i chochlę wyszła nadspodziewanie dobrze być może dlatego, że aktor sam w przeszłości dorabiał w kuchni, zanim stał się jednym z najlepiej zarabiających w Hollywood.
Świetnie wypada Sienna Miller, dość odważnie zrywająca z pielęgnowanym od lat wizerunkiem ekranowej seksbomby. Dwójce głównych bohaterów udanie dotrzymuje kroku Daniel Bruhl - nieco ascetyczny, czasami nawet oślizgły, ale bardzo ciekawy bohater z pewną skrywaną tajemnicą. Przepis więc na udaną obsadę? 1x dojrzały Cooper, 1x przyprawiona Miller, 1x słodko-gorzki Bruhl. Ozdobami filmu są epizodyczne role Umy Thurman i Alicii Vikander.
John Wells wykorzystał doskonale znany w kinie przepis i wszystkie proporcje wyważył z aptekarską dokładnością. Możemy się więc nieco pośmiać, trochę się wzruszyć, pokibicować głównemu bohaterowi, ale równocześnie się nim nieco zmęczyć. Z ekranu bije spora porcja optymizmu, świetnie uzupełniona kolorową stylistyką nie tylko przygotowywanych dań. Te z kolei mogą przyprawić o głód i zainspirować do kulinarnych podbojów, a i sam widz może się przekonać, że jedzenie nie kończy się na popcornie i nachosach.
I choć brakuje nieco przypraw podkręcających filmową opowieść, a całość zmierza w łatwo przewidywalnym kierunku, to przecież często najprostsze dania najbardziej smakują.
OCENA: 7/10
Film
Opinie (17)
-
2015-10-24 02:19
Nie polecam 2/10
- 8 5
-
2015-10-23 23:13
film dla fanow jednej stacji tv (1)
- 9 2
-
2015-10-23 23:16
ależ ta Sienna w blond i z tym akcenetem jest słaba
- 2 2
2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.