• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Kaskader". Kciuk w górę, a nawet dwa

Tomasz Zacharczuk
2 maja 2024, godz. 15:00 
Opinie (22)

Nocny pościg po wodach zatoki w Sydney. W tle wybrzmiewa motyw muzyczny z "Policjantów z Miami". Główny bohater za chwilę wykona karkołomny manewr swoją motorówką, ale chwilę wcześniej dzwoni do ukochanej, by przeprosić ją za wszystko, co spaprał. Ta jedna scena "Kaskadera" doskonale oddaje to, czym właściwie jest film Davida Leitcha. Mamy tu bowiem zlepioną z wielu zapożyczeń i cytatów odę do kina akcji, wpleciony w konwencję komedii sensacyjnej romans i przede wszystkim hołd złożony wszystkim dublerom ryzykującym zdrowie i życie na poczet widowiskowej rozrywki.



Filmowcy zrzucają ich z 70-metrowych wież, podpalają, ciskają nimi o budynki i zamykają w autach, które za chwilę dachują 8 razy i stają w płomieniach. A oni - po tym jak wygramolą się z rozbitych wraków, policzą żebra i zęby, otrzepią się z piany gaśniczej - mają tylko unieść w górę kciuk. Tego kamera nie ma już jednak prawa pokazać. Rola kaskaderów ogranicza się bowiem jedynie do tych kilku bądź kilkunastu sekund na ekranie, podczas których my widzowie czujemy przypływ adrenaliny, ekscytację, grozę lub po prostu dobrą zabawę. Oni tymczasem czują obolałe plecy, swąd spalonych brwi lub brak "jedynki" na przedzie.


By jedni mogli się bawić, inni muszą ryzykować własne życie i zdrowie. Wie coś o tym David Leitch, który karierę w filmowej branży rozpoczynał właśnie od "kaskaderki". Potem, wraz ze swoim kolegą po fachu Chadem Stahelskim, wziął się za reżyserię "Johna Wicka", a więc obrazu, który bazował przecież na znakomitej choreografii i pracy aktorskich dublerów. Podczas gdy jego kumpel rozbudowywał filmowe uniwersum z Keanu Reevesem, Leitch już w pojedynkę poświęcił się łączeniu kina akcji z komedią kryminalną. Efekty widzieliśmy w drugim "Deadpoolu" czy "Bullet Train".

"Kaskader" zasadniczo od tych dwóch tytułów nie odbiega. To kawał dynamicznego, efektownie nakręconego i doprawionego humorem kina, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Niezależnie od tego, czy woli ekranową demolkę, czy preferuje bardziej komediowe klimaty, czy w końcu wzdycha do filmowych romansów. Stuprocentowy letni blockbuster, który nie sili się na nic więcej niż na tylko lub aż solidną rozrywkę. I to w pełni wystarcza.

Colt (Ryan Gosling) wraca do zawodu kaskadera dla swojej byłej ukochanej Jody (Emily Blunt). Mężczyzna jednak nie zdaje sobie sprawy, jak wiele będzie musiał zrobić, by odzyskać zaufanie dawnej miłości. Colt (Ryan Gosling) wraca do zawodu kaskadera dla swojej byłej ukochanej Jody (Emily Blunt). Mężczyzna jednak nie zdaje sobie sprawy, jak wiele będzie musiał zrobić, by odzyskać zaufanie dawnej miłości.

Kurier długo jechał i mylił drogę, ale paczkę dowiózł



Colt Seavers (Ryan Gosling) od kilku lat wyręcza gwiazdora kina akcji, Toma Rydera (Aaron Taylor-Johnson), we wszystkich niebezpiecznych scenach. Podczas jednej z nich zalicza jednak wypadek, który niemal przypłaca życiem. Mocno pokiereszowany kaskader wycofuje się z zawodu, zrywa znajomość z niedawno poznaną operatorką filmową Jody Moreno (Emily Blunt) i zatrudnia się jako ... parkingowy w jednej z latynoskich restauracji.

Gdy po kilkunastu miesiącach dostaje telefon od agentki Rydera z prośbą o powrót na plan, początkowo odmawia. Chodzi jednak o reżyserski debiut jego byłej ukochanej. A ten może zakończyć się klapą, jeśli nie odnajdzie się główna gwiazda filmu. Colt natychmiast wsiada w samolot do Australii. Na miejscu musi nie tylko odszukać bufoniastego aktora, który zniknął w zagadkowych okolicznościach, ale też skonfrontować się ze wściekłą za porzucenie Jody. Sytuacja mocno się komplikuje, gdy w hotelowym pokoju Colt znajduje trupa i staje się celem tajemniczych zbirów. Kaskaderskie umiejętności będzie musiał teraz zastosować w prawdziwym życiu.


Przez cały film David Leitch ma oko na trzy główne składniki swojego dania: akcję, romans i dowcip. Szkopuł w tym, że nie zawsze prawidłowo dobiera proporcje. Pomimo obiecującego otwarcia pierwsza połówka "Kaskadera" nie zachwyca. Momentami nawet nuży i rozczarowuje. I nie chodzi wcale o to, że nie ma w tym fragmencie jeszcze zbyt dużo akcji. Fabularnie niewiele tu się spina, żart często bywa przestrzelony, a i w relacji Colta z Jody coś nieustannie zgrzyta, trąca banałem (nawet pomimo często stosowanej przez Leitcha ironii) i nie wzbudza spodziewanych emocji.

Na szczęście potem jest już znacznie lepiej. W drugiej połowie filmu "Kaskader" znajduje swój rytm, miejsce dość niezdarnie rozpisanego romansu zagarnia widowiskowo pokazana akcja, opowieść układa się w logiczną i angażującą całość, a humor nareszcie zaczyna autentycznie bawić. Z filmem Leitcha jest więc trochę jak z tym nieszczęsnym dublerem, którego reżyser kilka razy podpala i zrzuca z wysokości, by wyłowić najlepsze ujęcie. Warto razem z nim przecierpieć kilka bolesnych scen, by w końcu zasmakować w pysznej kinowej rozrywce.

"Kaskader" to przede wszystkim kolejny popis Ryana Goslinga, który znakomicie czuje konwencję komediowego kina akcji. U Leitcha ma zresztą okazję jeszcze raz zagrać kaskadera. Wcześniej był nim w "Drive" Nicolasa Windinga Refna. "Kaskader" to przede wszystkim kolejny popis Ryana Goslinga, który znakomicie czuje konwencję komediowego kina akcji. U Leitcha ma zresztą okazję jeszcze raz zagrać kaskadera. Wcześniej był nim w "Drive" Nicolasa Windinga Refna.

Gwiazdy "Oppenheimera" i "Barbie" dały wspólny popis



To oczekiwanie na pewno osładzają odtwórcy głównych ról. Ryan Gosling to gość po prostu stworzony do wysokobudżetowych widowisk łączących kino akcji i komedię. W jego przypadku wyrażenie "niekorzystne ujęcie" nie funkcjonuje. Od lat wiadomo, że kamera go uwielbia, więc teoretycznie mógłby bazować jedynie na tym. Gosling, oprócz aparycji i muskulatury, dysponuje jednak jeszcze niezwykłą ekranową charyzmą, poczuciem humoru, ogromnym dystansem do siebie i całego filmowego biznesu oraz - co chyba najistotniejsze - w tych wszystkich wielkich widowiskach zwyczajnie świetnie się bawi. Tak było w "Barbie", tak jest również w "Kaskaderze".

Po wymagającej roli w przyciężkawym "Oppenheimerze" na odrobinę zabawy miała też z pewnością ochotę Emily Blunt. Dla Brytyjki występ w "Kaskaderze" jest pewnego rodzaju detoksem z nolanowskiego pesymizmu. A Blunt już swój komediowy talent w przeszłości niejednokrotnie udowadniała. U Leitcha może więc nie raz i nie dwa zabrylować celną ripostą, przyłożyć komu trzeba i powydzierać się na Goslinga. Nawet jeśli pomiędzy Jody a Coltem nie iskrzy tak, jak byśmy tego oczekiwali, a ich uczuciu czasami musimy uwierzyć na słowo scenarzysty, to niewątpliwie aktorski duet sklejony z gwiazd dwóch ubiegłorocznych kinowych hitów sprawdza i uzupełnia się świetnie.

Nowy film Davida Leitcha to raczej przeciętny romans, niezła komedia i przede wszystkim świetne kino akcji nafaszerowane licznymi odniesieniami do kina i całej popkultury. Nowy film Davida Leitcha to raczej przeciętny romans, niezła komedia i przede wszystkim świetne kino akcji nafaszerowane licznymi odniesieniami do kina i całej popkultury.

"Kaskader" jak grająca szafa z przebojami



Doskonale sprawdzają się też zagrywki Davida Leitcha, który w "Kaskaderze" korzysta z mnóstwa filmowych zapożyczeń i inspiracji. Colt nosi kurtkę z napisem "Miami Vice", jego najlepszy kumpel na każdą okoliczność ma przygotowany cytat z "Rocky'ego" czy "Ostatniego Mohikanina", towarzyszący od pewnego momentu głównemu bohaterowi psiak wabi się... Jean-Claude, a kręcone przez Jody widowisko, będące romansem sci-fi, przypomina skrzyżowanie "Diuny" z "Mad Maxem".


Zresztą skojarzeń i dygresji związanych ze światową kinematografią, jak i samym kinem kaskaderskim, jest tu cała masa. Na czele z gościnnym występem Lee Majorsa, czyli gwiazdy serialu "The Fall Guy" z lat 80., który stanowił dla Leicha tę najważniejszą inspirację. Dla każdego, kto choć trochę zna i kocha kino, "Kaskader" będzie jak grająca szafa z największymi szlagierami. Również tymi muzycznymi - od AC/DC po Taylor Swift.

Sam "Kaskader" też ma wiele atutów na to, by stać się kinowym przebojem, bo pomimo drobnych perturbacji po drodze dowozi to, co było tu najważniejsze, czyli niezobowiązującą, przyjemną i cieszącą oko rozrywkę. Na konto Davida Leitcha ląduje też duży plus za to, że zwrócił uwagę na tych, którzy w filmach nie wypowiadają żadnych kwestii, nie błyszczą na czerwonych dywanach, nie walczą o Oscary, a tworzą nieraz sceny przechodzące do historii kina. Jeden zaskakująco szczery i celny monolog Goslinga o tym, że kaskader może pokazać po nakręconej scenie tylko kciuk uniesiony do góry, a nie w dół, dał więcej do myślenia niż wszystkie dodatkowe sceny towarzyszące końcowym napisom. Po seansie "Kaskadera" pozostaje jedynie powtórzyć ten kaskaderski gest: kciuk w górę. A nawet dwa.

7/10   Ocena autora
+ Oceń film

Film

6.8
26 ocen

Kaskader (4 opinie)

(4 opinie)
akcja

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (22)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Etnomatograf. Kino w muzeum | maj 2024

impreza filmowa, projekcje filmowe

Millennium Docs Against Gravity

25 zł
festiwal filmowy, projekcje filmowe

Ja, Pobieda i Berlin / Я, Побєда і Берлін

25 zł
projekcje filmowe