• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Królestwo Planety Małp". Powrót efektowny, ale zbędny

Tomasz Zacharczuk
12 maja 2024, godz. 14:00 
Opinie (34)

Zazwyczaj podczas seansu w kinie sięgamy po kubełek z popcornem lub po gazowany napój, ale w przypadku "Królestwa Planety Małp" niejeden widz poczuje się, jakby trzymał w ręku kontroler podłączony do niewidzialnej konsoli. Film Wesa Balla do złudzenia przypomina bowiem grę wideo, w której chodzi głównie o eksplorację mapy i zaliczanie kolejnych misji. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby scenariusz takiej "przygodówki" autentycznie wciągał i zaskakiwał. Z tym jednak jest duży problem, choć samo widowisko - wzorem poprzednich filmów z tej serii - wygląda naprawdę świetnie.



"Królestwo planety małp" jest zarazem spadkobiercą i kontynuatorem trylogii, którą w drugiej dekadzie XXI wieku zapoczątkował (oczywiście w oparciu o oryginalną serię z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego stulecia) Rupert Wyatt ("Geneza planety małp"), a następnie rozbudowywał Matt Reeves ("Ewolucja planety małp" i "Wojna o planetę małp"). O ile w poprzednich filmach proporcje pomiędzy naczelnymi i ludźmi rozłożono w miarę połowicznie, o tyle u Wesa Balla dominuje już zdecydowanie jeden gatunek.



Gdyby do określenia "Królestwa..." użyć jednego sformułowania, to najlepiej byłoby się posłużyć tytułem jednego z kawałków Nirvany - "Very Ape". I choć ten melodyjny utwór szybko wpada w ucho, to na płycie "In Utero", z której pochodzi, znajdzie się cała masa lepszych kompozycji. Podobnie jest z filmem Balla. To nakręcone z rozmachem i (do pewnego momentu) umiejętnie poprowadzone widowisko, lecz wypada po prostu słabiej w zestawieniu z całym odświeżonym po wielu dekadach małpim uniwersum.

W "Królestwie Planety Małp" tytułowi bohaterowie przejmują niemal całkowitą kontrolę. Ludzie są tu jedynie zdziczałą i ograniczoną cywilizacyjnie rasą, która musi ukrywać się przed dominującym gatunkiem. W "Królestwie Planety Małp" tytułowi bohaterowie przejmują niemal całkowitą kontrolę. Ludzie są tu jedynie zdziczałą i ograniczoną cywilizacyjnie rasą, która musi ukrywać się przed dominującym gatunkiem.

Film jak gra na konsolę



To, że najnowsza odsłona cyklu jest "very ape", wynika głównie z ciągu wydarzeń, jakie miały miejsce w filmie z 2017 r. Armia naczelnych pod dowództwem Ceasara wygrała kluczową, jak się okazało, bitwę z ludźmi. Kilka pokoleń później małpy są już dominującym gatunkiem na Ziemi. Tworzą rozproszone na wyludniałych terenach klany, płynnie posługują się ludzką mową i anektują pozostałości po dawnych metropoliach. Ludzie tymczasem stali się zdziczałą rasą, która nie potrafi się ze sobą komunikować naturalnym językiem i ukrywa się niewielkimi grupkami w leśnych zakątkach lub jaskiniach.

Oczywiście zdarzają się wyjątki. Jednym z nich jest Mae (Freya Allan), która na tle swoich pobratymców wyróżnia się inteligencją i wolą przetrwania. To właśnie spotkanie z nią trwale odmieni losy Noy (Owen Teague), młodego szympansa z plemienia, które zajmuje się głównie oswajaniem orłów. Gdy wioska głównego bohatera zostaje napadnięta przez bezwzględnego Proximusa (Kevin Durand), samozwańczego małpiego króla, który fałszywie interpretuje przesłanie legendarnego Ceasara, Noa wraz z ludzką towarzyszką i poznanym w podróży orangutanem Raką (Peter Macon) rusza na ratunek pojmanym bliskim.

W ten oto sposób wraz z trójką wspomnianych postaci ruszamy w pościg tropem porywaczy, a cała fabuła "Królestwa Planety Małp" do złudzenia przypominać zaczyna grę komputerową, w której odkrywamy wraz z bohaterami kolejne skrawki postapokaliptycznej mapy i zaliczamy niezbyt wymagające misje. Głównie poboczne, bo prawdziwą stawkę można poczuć dopiero w finałowym kwadransie filmu. Wes Ball marnuje po drodze za dużo czasu na fabularne przestoje, ekspozycje postaci (które i tak są dość szczątkowe) i powolne podbijanie stawki. Uproszczony i w wielu miejscach nielogiczny scenariusz wyhamowuje tempo akcji i poddaje w wątpliwość sens poczynań Noy i jego sprzymierzeńców.

Mae (Freya Allan) wyróżnia się na tle ludzi. I to właśnie sprowadzi kłopoty na Noę, młodego szympansa, który będzie musiał wkrótce udowodnić swoją wartość i wierność Orlemu Klanowi. Mae (Freya Allan) wyróżnia się na tle ludzi. I to właśnie sprowadzi kłopoty na Noę, młodego szympansa, który będzie musiał wkrótce udowodnić swoją wartość i wierność Orlemu Klanowi.

Małpy ewoluują, ale sama opowieść już nie



Zapoznanie się z poprzednimi filmami z cyklu nie jest raczej niezbędne do obejrzenia "Królestwa ...", aczkolwiek na pewno ułatwi przetrawienie wspomnianych przestojów w fabule. Gdy Reka tłumaczy swemu młodszemu koledze nauki Ceasara, widzowie, którzy zaznajomieni są z choćby "Ewolucją planety małp" czy "Wojną o planetę małp", z pewnością łatwiej wychwycą kontekst takich scen i lepiej zinterpretują wydźwięk filmu Wesa Balla. A ten w zasadzie nie odbiega od tego, co w swoich produkcjach akcentowali Wyatt i Reeves. Opowieść o małpach jest tak naprawdę przypowieścią o ludziach i ich słabościach.

Nadużywający swojej pozycji, operujący manipulacją i fałszywym proroctwem Proximus jest uosobieniem tyrana i autokraty, który, korzystając z zamordyzmu i terroru, pragnie realizować własne cele. Sprzymierzone w walce z ludzkim uciskiem małpy ulegają tym samym żądzom i pokusom, co ich oponenci. Uciemiężeni i prześladowcy zamieniają się rolami w zależności od okoliczności. To dość naiwny morał płynący z filmu Wesa Balla. W dodatku nie tyle nienachalnie przemycany, co na siłę wtrącany w samą opowieść. Takie filozoficzno-egzystencjalne wtręty były domeną poprzednich filmów z małpiej serii, ale tam udało się zachować odpowiedni balans pomiędzy przesłaniem a akcją. W "Królestwie ..." ewidentnie brakuje takiej płynności.

Problemem tego widowiska jest nie tylko powtarzanie schematów i przekazu poprzednich części, ale także fakt, że film Wesa Balla nie sprawia, że cała seria ewoluuje (słowo klucz w przypadku tego uniwersum). Tu w zasadzie znów słyszymy te same frazesy i widzimy, że wciąż jedni nie ufają drugim. Ostanie kadry "Królestwa ..." sugerują co prawda całkiem ciekawe opcje na kontynuacje, ale już teraz można z łatwością przewidzieć ich przebieg. Twórcy nowych "Małp" nie zadbali o element zaskoczenia i przełamanie rutyny. I trudno spodziewać się, aby dokonali tego w przyszłości.

Film Wesa Balla niedomaga pod kątem scenariusza i tempa akcji, ale na pewno sporo nadrabia walorami wizualnymi. Pod tym względem "Królestwo Planety Małp" prezentuje się imponująco. Film Wesa Balla niedomaga pod kątem scenariusza i tempa akcji, ale na pewno sporo nadrabia walorami wizualnymi. Pod tym względem "Królestwo Planety Małp" prezentuje się imponująco.

CGI z jakością i celem, czyli wygląda to znakomicie



Czy w natłoku tych wszystkich niedogodności i niedoskonałości można uznać "Królestwo Planety Małp" za film nieudany? Na pewno nie, chociaż zdecydowanie łatwiej będzie tej tezie zaprzeczyć zagorzałym fanom cyklu. Tym, którzy akurat nie mieli styczności z oryginalną bądź odnowioną po kilkudziesięciu latach serią, pozostaje głównie podziwianie warstwy wizualnej. A ta jest wręcz wybitna. Pomimo scenariuszowych przypadłości, film Wesa Balla stanowi przykład doskonałego i w pełni zrozumiałego wykorzystania CGI. Bo przecież bez komputerowej ingerencji nie można byłoby wykreować dystopijnego świata, w którym porozumiewające się ludzką mową małpy jeżdżą konno i posługują się bronią.

O technicznej wirtuozerii twórców "Królestwa ..." najlepiej świadczą pojedyncze kadry, w których widać falującą na wietrze małpią sierść, jej oświetlenie w niektórych scenach, odwzorowanie działania wody czy pogodowych czynników. A przede wszystkim głębię spojrzenia małpich bohaterów i ich mimikę. Oczywiście w dużym stopniu to zasługa aktorów posługujących się techniką motion capture. Pod tym względem "odtwórcy" ról Noy czy Raki biją na głowę "wysiłki" nieznośnie jednowymiarowej Freyi Allan. Nie lubię rozgraniczać kina na "polskie" i "amerykańskie", ale porównajmy te cyfrowo stworzone małpy z komputerowo wygenerowanym misiem Wojtkiem z tegorocznych "Czerwonych maków". Przepaść.



Oprócz świetnie odwzorowanych zwierzęcych postaci mamy też w "Królestwie ..." mnóstwo znakomicie wytworzonych postapokaliptycznych krajobrazów, które jednoznacznie wywołają skojarzenie z pewnym ubiegłorocznym serialem, chociaż nużące staje się już porównywanie każdej dystopijnej rzeczywistości z "The Last Of Us". Wygląda to wszystko pięknie, chociaż mało tu dynamiki, interesującej treści i przede wszystkim świeżego konceptu. Tłumacząc to na małpi język: "Nieźle oglądać. Przyjemnie. Bez szału".

6/10   Ocena autora
+ Oceń film

Film

6.3
15 ocen

Królestwo Planety Małp (2 opinie)

(2 opinie)
akcja, sci-fi

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (34)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

24. Sopot Film Festival

21 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Światłoczuła Klasyka - film Walet Pikowy (1960) w Kinoporcie

projekcje filmowe

Kino Letnie w Orłowie: Anatomia upadku

19 zł
projekcje filmowe