Recenzja filmu "Sami swoi. Początek". Czy podejść do płota?
Nawiązując do jednego z wielu kultowych cytatów z kinowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego, żadne egipskie plagi ani na Kargulowe, ani na Pawlakowe pole nie spadły. "Sami swoi. Początek", wbrew licznym obawom, ma niewiele wspólnego z filmową katastrofą. Co więcej, prequel wyreżyserowany przez Artura Żmijewskiego chwilami skutecznie kopiuje bezpretensjonalny urok wszystkich trzech komedii sprzed pół wieku i zapewnia sentymentalny powrót do przeszłości. To jednak przykład typowego kina odpustowego - pielęgnuje pewną tradycję w myśl zasady "i do tańca, i do różańca", ale na drugi dzień nikt już o nim nie pamięta, a życie toczy się dalej.
KINO Najnowsze premiery kinowe
Zwykłą naiwnością lub przejawem hiperoptymizmu byłoby zresztą zakładanie, że "Początek" może zapracować na podobny status, co trzy ponadczasowe dzieła Sylwestra Chęcińskiego. "Sami swoi", "Nie ma mocnych" oraz "Kochaj albo rzuć" to przecież dla zdecydowanej większości miłośników polskiego kina klasyka wręcz nietykalna. Ulepiony, jak to na roli, ze słomy i gliny pomnik symbolizujący nasze sąsiedzkie relacje i narodowe przywary ukazane w prześmiewczy, ale zarazem do bólu prawdziwy sposób.
Do realizacji tego ryzykownego przedsięwzięcia jednak doszło. Z jakim skutkiem? Odpowiedzi na trzy fundamentalne pytania dotyczące prequelu "Samych swoich" może ilustrować scena z pierwszego filmu, w której Pawlak na ścianie swojej chałupy maluje białą farbą napis "3 x NIE". Czy "Początek" bawi tak samo jak poprzednie części? Nie. Czy reżyserski debiut Artura Żmijewskiego faktycznie okazał się zapowiadaną wszem i wobec katastrofą? Nie. Czy ten filmowy dopisek do trylogii Chęcińskiego był w ogóle potrzebny? Nie.
Konus konusa konusem pogania
To jak to naprawdę jest z tymi nowymi Pawlakami i Kargulami? Ano nie na tyle źle, jak można było się spodziewać i zarazem nie na tyle dobrze, na ile można było po cichu liczyć. Komedia debiutującego w roli reżysera pełnometrażowego filmu Artura Żmijewskiego trzyma się po prostu pewnej średniej, którą czasami twórcom udaje się zawyżyć, ale zaraz potem ogólna ocena wrażeń radykalnie spada. Podobne falowanie widać również w sposobie podejścia pomysłodawców "Początku" do samej opowieści. Niewątpliwie da się wyczuć chęć wprowadzenia nowych wątków i urozmaicenia doskonale znanej historii, a jednocześnie można zauważyć, że na twórcach filmu ciąży obowiązek nieustannego odwoływania się do oryginału.
Zapożyczeń z pierwszej produkcji jest bowiem mnóstwo. Można nawet rzec, że aż nadto. Szczególnie w warstwie językowej. Kultowe cytaty wysypują się więc jak z rękawa, lecz powtarzane do znudzenia w pewnym momencie już po prostu męczą, a nawet irytują. Przypomina to odtwarzanie starej płyty, która ze względu na liczne rysy zacina się za każdym razem w tym samym momencie. Zapętlanie "konusowania" i "podchodzenia do płota" to właściwie jedyny pomysł twórców na dialogi w "Początku". Często wygląda to w ten sposób, że poszczególne sceny są budowane tak, by na siłę wpleść w nie uwielbiane przez widzów powiedzonka. A te w takim kontekście nie brzmią już tak naturalnie i komicznie, jak w oryginale.
Są chałupy, to i film chałupniczy
Konsekwencją takiego bezmyślnego odtwórstwa jest fakt, że "Sami swoi. Początek" nie dostarcza takiej rozrywki jak filmy Chęcińskiego. Bo przecież wielokrotnie opowiadany dowcip nigdy nie będzie śmieszył tak mocno, jak za pierwszym razem. W dodatku mamy do czynienia w zdecydowanej większości scen z humorem typowo slapstickowym, który pół wieku temu sprawdzał się rewelacyjnie, ale we współczesnym kinie trąci już myszką.
Naśladownictwo pierwszych "Samych swoich" widać zresztą także w sposobie konstruowania fabuły. "Początek" oferuje tak naprawdę splot pojedynczych anegdotek, a nie spójną opowieść skoncentrowaną na jednym wiodącym wątku. Oczywiście pamiętajmy o tym, że film Chęcińskiego z 1967 roku też opierał się na pewnej fragmentaryczności. Jednak pomiędzy tłuczeniem garnków, awanturą o kota czy pilnowaniem zakochanych nastolatków, kryła się jakaś głębsza opowieść o sąsiedzkiej solidarności i przyjaźni w kryzysowych sytuacjach. U Żmijewskiego takiej nadrzędnej idei po prostu brakuje (albo nie zostaje ona wyraziście zarysowana).
Nawet jeśli takowa by istniała, to trudno byłoby jej przypilnować przy tak galopującym tempie filmu. Twórcy ekspresowo przemykają przez wydarzenia od 1913 do 1945 roku. Oczywiście dbałość o zaakcentowanie historycznych realiów w kresowych Krużewnikach ma swoje uzasadnienie w samej fabule, ale tak dynamiczna zmiana dekoracji zaburza odbiór filmu. Filmu, który często nieporadnie krąży pomiędzy komedią, dramatem, a nawet kinem wojennym czy (sic!) kryminałem. Tak spory gatunkowy bałagan to już "zasługa" Artura Żmijewskiego, który swój aktorski talent udowodnił nie raz, ale reżyserskiego obycia uczył się jednak głównie na planie "Ojca Mateusza". I ten telewizyjno-chałupniczy styl niestety widać także w "Początku".
Dodatkowych problemów z odbiorem nowych "Samych swoich" dostarcza również warstwa techniczna. Przedziwne filtry nałożone na obraz ograbiają film z realizmu i w ten sposób niweczą trochę świetną pracę kostiumografów i scenografów, nie wspominając o niezłych zdjęciach. Duży problem dotyczy także samego dźwięku. Specyficzna gwara i często zbyt szybka artykulacja wcielającego się w Pawlaka Adama Bobika sprawiają, że spora część wypowiadanych kwestii jest zwyczajnie niezrozumiała.
Kaźmirz. Narodziny legendy
Tym, co jednak najbardziej może mierzić fanów trylogii, jest zaburzona proporcja w pokazywaniu na ekranie Kargula i Pawlaka. Tego pierwszego jest po prostu zbyt mało. Grający Władka Karol Dziuba wypada całkiem nieźle, ale nie ma tu choćby jednej sceny, w której mógłby rozwinąć skrzydła. Kargul jest bowiem jedynie dodatkiem do Pawlaka. Pawlaka - podkreślmy - sportretowanego nad wyraz dogłębnie i ciekawie. Kaźmirz, poza tym, że jest (wiadomo) furiatem i "podpala" się przy każdej sposobnej okazji, to jednocześnie przedstawiony jest jako człowiek rozdarty pomiędzy związkiem z miłości a związkiem z rozsądku. W dodatku to trochę aspołeczny typ, którego bardziej od ludzi (i wszystkiego innego) fascynują konie.
To niezwykle ciekawa i wnikliwa perspektywa, ale tytuł filmu brzmi "Sami swoi", a nie "Kaźmirz. Narodziny legendy", a w dodatku to format komedii, a nie kina psychologicznego, więc koniec końców takie indywidualne podejście tylko do Pawlaka niekoniecznie się sprawdza. Co nie znaczy, że w wymagającej roli nie sprawdził się Adam Bobik. Nawet jeśli ociera się chwilami o karykaturę, to zwłaszcza w drugiej części filmu udowadnia nieprzeciętny talent i stara się dźwigać ten film na własnych "konusowych" barkach. Drugoplanowa obsada trafiona bez rykoszetu. Baka, Zamachowski, Dymna, Ferency, Humaj spisują się nienagannie. Szkoda Pauliny Gałązki, która w roli Nechajki kradnie każdą scenę, ale jej wątek w pewnym momencie enigmatycznie wyparowuje.
Czy do tego płota warto podejść?
Równie szybko z pamięci widzów wyparuje seans nowych "Samych swoich". To nie ten potencjał aktorski, fabularny i komediowy, co w przypadku twórczości Chęcińskiego. I to nawet pomimo godnych oklaskiwania starań Adama Bobika, wszechobecnej nostalgii (na plus) i bezpretensjonalnego uroku, który akurat twórcom "Początku" udało się (nawet długimi) momentami uchwycić. Zasadnicze pytanie jednak brzmi: kto będzie w stanie to docenić? Ten film nie ściągnie do kin młodszej widowni, a ta starsza, zapatrzona w dzieła Chęcińskiego, będzie już z góry uprzedzona do wysiłków Żmijewskiego i jego ekipy. Może niepotrzebnie.
Czy do tego płota warto więc podejść? Różnica pomiędzy oryginałem a prequelem jest znacznie większa niż trzy palce. Efekt jednakże z pewnością lepszy niż choćby wielokrotne reanimowanie "Kogla mogla". Twórcy "Początku" nikomu raczej krzywdy nie wyrządzili, choć zarazem nie dostarczyli zbyt wielu argumentów za tym, by ożywianie legendy uznać za potrzebne. Jednak nawet pomimo tak licznych niedociągnięć, wciąż można poczuć się tu całkiem swojsko.
Film
Opinie (109) ponad 10 zablokowanych
-
2024-02-20 10:15
Klasyki się nie rusza. dlatego nie będę oglądać.
- 2 0
-
2024-02-20 14:00
Film poprostu nudny. Brak wciągającej fabuły, salw śmiechu na seansie też nie było. Czytam że film osiągnął sukces frekwencyjny w pierwszy weekend....powiem poszli tak jak ja z ciekawości i żałują
- 5 0
-
2024-02-23 10:02
Sami swoi początek
Masakra! Nie wiem gdzie tu ktoś widzi jakiś pozytyw już naprawdę dawno nie widziałem tak kiepskiego filmu, byliśmy ze znajomymi i wszyscy mieli takie samo zdanie. W kinie sporo ludzi, jednak śmiały się , tylko dwie ( dokładnie dwie ) pary, na całe kino reszta.. grobowa cisza. Przez cały film zastanawiałem się o czym on jest?? Naprawdę trudno znaleść w nim jakiś sens i fabule to jest jakiś zlepek scenek, niedokończonych wątków, na siłę upchnięte prawie 20 lat z życia bohaterów , bez ładu i składu. Film niskobudżetowy wszystko kręcone w skansenienawet nie przygotowanym do wizyty filmowców. Brakuje tu życia, wszystkie przedmioty używane w domu i na roli wystawione i oparte o fasadę domów, tak żeby turyści mogli je sobie obejrzeć, wiadomo jak na skansen przystało Scena kiedy koń chodzi w kieracie a nawet trawa nie jest wydeptana pod kieratem to tylko jeden z wielu smaczków tej katastrofy. Na całym planie zdjęciowym mieli jeden rower, który raz leży na ulicy w mieście a potem Pawlak na nim po wsi jeździ chyba to był rower Ojca Mateusza a właśnie, jak już o księdzu mowaMalajkat no więc Malajkat zagrał księdza jak wszystkie role w swoim życiu i jest niestety cały czas Malajkatem a nie księdzem z kresów( chociaż mogło być gorzej, bo podobno Żmijewskiego namawiali żeby zagrał księdza pewnie by przejął rower). Dialogi beznadziejne na siłę wplątane cale frazy z pierwowzoru wszystko wygląd sztucznie i na siłę. Postać Pawlaka jeżeli można jeszcze powiedzieć cokolwiek dobrego .. to w miarę natomiast Kargul to jakaś katastrofa wielki drewniany chłop (nie mylić z aktorem). Czasami miałem wrażenie że za chwilę pokażą go stojącego ze skrzydłami husarza jak wypisz, wymaluj Bogdan z 1670 Generalnie obraz nędzy i rozpaczy Nie idźcie na to czysta tortura.
- 4 0
-
2024-02-23 16:44
Film bajka o Pawlaku....byłby bardziej prawdziwy.
Jak pierwowzory filmu były prawdziwe tak ten bajką o Pawlaku, łącznie z plenerami .Czekałam, że, zobaczę dlaczego Oni uciekli zostawiając swoją ziemię w popłochu ,zabierając jej garstkę w woreczku .
To była rozpacz tych ludzi wywożonych w bydlęcych wagonach.Podolanie to ludzie o dużym poczuciu humoru swoistej gwarze ale to co przeżyli nie było śmieszne.
Film miał być zabawny z założenia a okazał się tylko bajką zbyt kolorową ,nawet Mania ubrana do ślubu jak Jagna z Chłopów.
Rozumiem że obecna sytuacja nie pozwala na ukazywanie tamtych okropnych obrazów znęcania się ,nad Polakami ale istnieją ,dialogi , radość, ale i łzy .Pawlak umiał płakać też ,będąc zabawnym człowiekiem.
O to proszą tam pozostawione mogiły ich krewnych.- 1 0
-
2024-02-23 23:10
Sami swoi początek
Fajny śmieszny zarąbisty
- 0 0
-
2024-02-25 18:31
Gdyby nie gra Adama Bobika nie byłoby co oglądać. Poza tym po co tam komu ci ukraińcy? Bez nich nic już się w Polsce nie odbędzie??
- 0 0
-
2024-02-29 12:44
Po co to bylo
Czy ten sitcom powstał to w ramach programu pomocy społecznej,
A z tego bobika to taki pawlak
Jak z waldusia kiepskiego Kmicic- 0 0
-
2024-03-11 04:30
Sami swoi. Początek
Byłam, widziałam i pozytywnie odebrałam. Bardzo wzruszający . Polecam bo warto obejrzeć.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.