• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Znachor" Netflixa. Lepszy niż poprzedni?

Tomasz Zacharczuk
28 września 2023, godz. 14:00 
Opinie (112)

Operacja na otwartym sercu? Trepanacja czaszki? Drobny i małoinwazyjny lifting? Jakim zabiegom kultowy dla milionów Polaków film Jerzego Hoffmana poddał Michał Gazda? Zasadniczo żadnym, bo leżącym na stole pacjentem wcale nie jest "Znachor" z 1981 roku. Oczywiście trzecia już ekranizacja powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza porównań - szczególnie z poprzednią wersją - nie uniknie, ale twórcy netflixowej produkcji zrobili wiele, by nie prowokować zbędnej dyskusji o wyższości jednego dzieła nad drugim. Nowy "Znachor" powstał z szacunku wobec literackiego pierwowzoru i z własnym pomysłem na opowiedzenie tej doskonale już znanej historii. Proszę Państwa, Wysoki Sądzie, to wciąż jest profesor Rafał Wilczur i żadna krzywda mu się nie stała.



Czy obejrzysz nową wersję "Znachora"?

Trudno stwierdzić, czy polscy filmowcy zaczęli nagle podążać za zachodnimi trendami dotyczącymi odświeżania (nawet nieco na siłę) ekranowej klasyki, czy może jednak w uwielbianych i utrwalonych wśród widzów produkcjach dostrzegli jeszcze potencjał opowiedzenia czegoś na nowo.

Niezależnie od intencji, nastała w rodzimej kinematografii moda na remake, prequel i sequel. Oczywiście nie jest to zupełnie nowe zjawisko, aczkolwiek w ostatnim czasie nasi filmowcy zaczęli już sięgać po tytuły, które w opinii masowego widza wydawały się nietykalne. Niedawno na 48. FPFF w Gdyni widzieliśmy odmalowanych "Chłopów", a w kolejce na duży ekran jest prequel "Samych swoich".



Do tego samego kanonu dzieł z pewnością należy nakręcony przez Jerzego Hoffmana na początku lat 80. "Znachor", który w polskich gospodarstwach zadomowił się przy okazji wielkanocnych lub pierwszolistopadowych obiadów.

Historię cenionego lekarza, który w wyniku amnezji traci pamięć i zostaje wiejskim uzdrawiaczem, starsi widzowie zapewne mogliby wyrecytować niemal jak mickiewiczowską inwokację. Znajomość aktorskich kwestii nie przyda się raczej podczas seansu filmu Michała Gazdy, którego nie interesowało kopiowanie Hoffmana ani nawet wchodzenie w polemikę z ekranizacją sprzed 40 lat.

Nowy "Znachor" proponuje świeże podejście do historii Antoniego Kosiby vel Rafała Wilczura, lecz wciąż jest to konwencja mocno osadzona w prozie Dołęgi-Mostowicza.


"Znachor" Michała Gazdy to już trzecia ekranizacja słynnej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza opowiadającej o lekarzu, który w wyniku uderzenia w głowę stracił pamięć i przez kilkanaście lat tułał się po Polsce, próbując poznać swoją prawdziwą tożsamość. "Znachor" Michała Gazdy to już trzecia ekranizacja słynnej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza opowiadającej o lekarzu, który w wyniku uderzenia w głowę stracił pamięć i przez kilkanaście lat tułał się po Polsce, próbując poznać swoją prawdziwą tożsamość.

Podobieństwa są, ale to inny "Znachor" niż ten Hoffmana



Naturalnie, pewnych podobieństw do wersji Jerzego Hoffmana Michałowi Gaździe nie udało się uniknąć, ale cała sztuka w tym przypadku polega na tym, by te same postaci, wydarzenia czy kadry zaprezentować widzowi w nieco inny sposób. Znamienna jest tu choćby scena otwarcia, w której widzimy operującego właśnie prof. Wilczura (Leszek Lichota). Pomysł zaczerpnięty więc z poprzedniej ekranizacji, ale wykonanie już zgoła inne, bo u Gazdy wprowadzenie do filmu ma zabarwienie lekko humorystyczne. Tego dowcipu zresztą, sytuacyjnego i słownego, w nowym "Znachorze" jest zaskakująco sporo w odniesieniu do filmu Hoffmana.

Potem twórcy netflixowej produkcji pozwalają sobie już na bardziej śmiałe zabiegi. Pojawiają się więc zmiany w chronologii poszczególnych wydarzeń, a z niektórych postaci i wątków całkowicie zrezygnowano, by wypromować nieco inne rozwiązania fabularne. Co istotne, bez szkody dla ogólnych wrażeń i z pełnym poszanowaniem literackiego pierwowzoru. Nawet jeśli niektóre modyfikacje - jak choćby zupełnie odwrócona percepcja na sylwetkę doktora Dobranieckiego (Mirosław Haniszewski) - mogą chwilowo zaskoczyć, to trzeba przyznać scenarzystom, że składają się na spójną i angażującą opowieść.

Przynajmniej przez większą część ekranowego czasu, bo nowemu "Znachorowi" przytrafiają się dłużyzny, które mocno kaleczą sprawne tempo narracji. Mało satysfakcjonujący wydaje się również finałowy akt - pozbawiony napięcia i rozmyty fabularnie, z przesłodzonym happy-endem i jednak nie na tyle refleksyjny, jak to miało miejsce u Hoffmana. To jednak pokłosie tego, że Michałowi Gaździe dość mocno zależało na wskroś optymistycznym przesłaniu swojego filmu.

Nowa wersja "Znachora" proponuje doskonale znaną historię w nieco innym jednak wydaniu, niż miało to miejsce w filmie Jerzego Hoffmana z 1981 roku. Rozbudowany został przede wszystkim wątek Marysi (Maria Kowalska), córki prof. Wilczura. Nowa wersja "Znachora" proponuje doskonale znaną historię w nieco innym jednak wydaniu, niż miało to miejsce w filmie Jerzego Hoffmana z 1981 roku. Rozbudowany został przede wszystkim wątek Marysi (Maria Kowalska), córki prof. Wilczura.

U boku nowego "Znachora" panie wręcz promienieją



Największymi beneficjentkami nowego podejścia do prozy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza są na pewno damskie charaktery na czele z Marysią (Maria Kowalska) i Zośką (Anna Szymańczyk). Twórcy "Znachora" właśnie w kobiece postaci tchnęli nową energię, osadzając je w centralnej części fabuły. Wilczurówna, która u Hoffmana była jednak trochę "cichą myszką" i dość bezwiednie przyglądała się rozwojowi wydarzeń, u Gazdy ma pomysł na siebie, wykazuje się rezolutnością i wdziękiem, ale też twardo stąpa po ziemi i otwarcie angażuje się w życie społeczności Radoliszek. Potrafi tupnąć nogą, ale bywa uroczo nieporadna - choćby w relacjach z hrabią Czyńskim (Ignacy Liss).

Mocną osobowość przejawia też Zośka, wdowa po młynarzu, która przygarnia do siebie Antoniego Kosibę i początkowo dość niezdarnie próbuje kokietować swojego gościa. Wraz z rozwojem wydarzeń zaradna gospodyni nawiązuje specyficzną nić porozumienia z wiejskim znachorem i pomaga mu nieco ustabilizować się życiowo. Tytułowy bohater bowiem nie jest typem ascetycznego samotnika jak u Hoffmana. To mężczyzna poszukujący prawdy o sobie, ale starający się jednocześnie odnaleźć szczęście i własne miejsce na ziemi. Ukazanie ludzkiej twarzy Wilczura nie byłoby możliwe bez tak solidnego wsparcia obu kobiecych postaci. W tym kontekście nieco komiczny angielski tytuł "Znachora" ("Forgotten Love") nabiera całkiem wiarygodnego znaczenia.

Leszek Lichota zdecydowanie podołał trudnemu aktorskiemu wyzwaniu i stworzył własną, niezwykle udaną interpretację postaci prof. Rafała Wilczura. Leszek Lichota zdecydowanie podołał trudnemu aktorskiemu wyzwaniu i stworzył własną, niezwykle udaną interpretację postaci prof. Rafała Wilczura.

Leszek Lichota Rafałem Wilczurem naszych czasów



Wiarygodnie i okazale prezentują się na ekranie Maria Kowalska, a zwłaszcza znakomita Anna Szymańczyk, która kradnie każdą kolejną scenę. Solidnie obsadzony jest dalszy plan. Hrabina Czyńska, perfekcyjnie sportretowana przez Izabelę Kunę, wzbudza niemal wstręt i obrzydzenie swoim poczuciem wyższości nad wiejską społecznością. Intrygującą (choć nieco spłyconą na końcu) wersję Jerzego Dobranieckiego proponuje Mirosław Haniszewski, ciekawym pomysłem wzbogacającym fabułę jest z kolei postać Michała (bardzo dobry Łukasz Szczepanowski), najlepszego przyjaciela Marysi. Zgrabnie w całą opowieść wpleciono też sentymentalny powrót do "Znachora" Artura Barcisia, któremu przypadła zupełnie inna rola niż u Jerzego Hoffmana. Szkoda, że jest go w tym filmie tak mało.

Nikt z obsady nie stał jednak przed tak trudnym zadaniem jak Leszek Lichota. Aktor dysponujący ogromną ekranową charyzmą i świetnym warsztatem, który potrafi udowodnić, nawet będąc schowanym na drugim planie. Tutaj nie ma jak się schować, bo Rafał Wilczur, nawet pomimo dość mocnego zaakcentowania w opowieści wspomnianych kobiet, wciąż jest w centrum uwagi i na dużym zbliżeniu kamery. Jak wejść w buty wybitnego Jerzego Bińczyckiego? Najlepiej w ogóle na nie nie spoglądać i nawet nie próbować ich przymierzyć. Lichota był tego świadomy, dlatego stworzył na ekranie własną, autorską i niezwykle udaną interpretację tytułowego bohatera.



Z pomocą przemyślanego scenariusza i bardzo wyważonych środków ekspresji zbudował postać, która umiejętnie łączy w sobie pewien tragizm, a zarazem tęsknotę za normalnym życiem. Od Lichoty emanuje duży spokój i jakaś magiczna, rozgrzewająca serce nostalgia, która mocno udziela się jego bohaterowi. To wszystko sprawia, że dostaliśmy Rafała Wilczura w najlepszej z możliwych współcześnie interpretacji. I to bez nadkruszenia pomnika Jerzego Bińczyckiego.

Nowy "Znachor", nawet pomimo momentami swojej teatralno-telewizyjnej formy, radzi sobie zarówno z ekranizacją literackiego oryginału, jak i próbą dostosowania tego w zasadzie uniwersalnego melodramatu do potrzeb współczesnej widowni. To sprawnie nakręcone, świetnie zagrane i zgrabnie operujące emocjami kameralne kino skupione na relacji ojca z córką i opowiadające o odzyskiwaniu własnej przeszłości. Do tego "Znachora" też będą ustawiać się kolejki, choć póki co miejsca w telewizyjnych ramówkach film Michała Gazdy nie skradnie klasykowi Jerzego Hoffmana.

OCENA: 7,5/10

Opinie (112) 7 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • (9)

    Sorry ale nikt Binczyckiego,Fronczewskiego,Dymny czy Stockingera nie pobije.Nie ta liga.Ale pewnie ktoś się tym zachwyci bo nie zna oryginału.Ja pamietam słynne...Nie leczę biednych czy bogatych.Ja leczę ludzi.Jakby tak dzisiaj choć 10% lekarzy tak robiło...ehhh większość prywatnie i kasa.

    • 54 24

    • ogladałeś nowa wersję ?

      • 7 7

    • Ciekawe

      A Ty pewnie pracujesz wyłącznie pro bono?

      • 4 10

    • Fronczewskiego to akurat (2)

      Za dużo nie ma w starym Znachorze, ale Dykiel dobrze gra

      • 12 0

      • (1)

        Może i nie ma ale scena, w której mówi "szanowni państwo, wysoki sądzie! To jest profesor Rafał Wilczur" jest kultowa.

        • 15 1

        • W tym filmie takiej sceny nie ma , ba w tej wersji prof. Dobraniecki nie powiedział choć rozpoznał prof. Wilczura kim jest naprawdę znachor . Nie powiedział tego w obawie żeby nie stracić stanowiska które przejął po prof. Wilczurze , Tak właśnie była opisana postać Dobranieckiego w książce . Natomiast w wersji Hoffmana prof. Dobraniecki uchodził za wzór cnót co nie było prawdą wg Tadeusza Dołęgi Mostowicza

          • 6 0

    • (1)

      Dziś dyżur w spółdzielni Dr Svencjusz i spółka ma krytyk filmowy . Wprawdzie filmu nie widział ale ocenić potrafi wg niego film jest slaby , On jak inż Mamoń ogląda tylko te filmy które zna

      • 10 5

      • Chciałeś zabłysnąć, a napisałeś totalną bzdurę, kompletnie nie odnosząc się do słów doktora... I ten prawie cytat z filmu.... Żenada...

        • 0 0

    • Coś pokręciłeś zresztą jak zwykle a próbujesz mędrkować . "Nie leczę biednych czy bogatych , ja leczę ludzi " te słowa powiedział znachor nie lekarz , dr Pawlicki leczył za pieniądze dlatego tak ścigał znachora bo ten mu klientów odbierał . Nie wzdychaj więc jak nawet tak prostego przesłania nie zrozumiałeś .

      • 1 0

    • A oglądałeś dwie przedwojenne części?

      • 0 0

  • Mogli przenieść go we współczesne czasy, żeby w wyniku (1)

    amnezji leczył ludzi z kowida, zamiast pobierać tylko dodatki

    • 21 20

    • Czyżby?

      Byłby wtedy czarnym transem, pracującym w TOK fm, a chyba nie o to chodzi?

      • 2 2

  • Kolejna płatna reklama badziewia produkowanego przez nich gniot za gniotem pogania pan samochodzik i bała reszta (2)

    wymieniac mozna długo

    • 28 34

    • ,,Czterej Pancerni raz jeszcze" w rezyseri Latkowskego,to by byl hicior!!.

      • 7 1

    • ...

      Nowy Pan Samochodzik to ból dla oka, ale nowy Znachor naprawdę niczego sobie!

      • 7 3

  • Trochę to chore jest (8)

    owszem to fajnie wygląda w reklamie, ale dlaczego czepiają się starego dobrego filmu o robią jakieś nowe adaptacje ? Niech wymyślą coś sami i nagrają to.

    • 86 46

    • jak cos wymyslaja sami to wychodzi to kiepsko

      • 23 1

    • Równie dobrze można napisać: po co kręcić film, jak jest książka (i to bogatsza treściowo od filmu). Ano po to, by pokazać historię w jakiś sposób. Ja jestem za (jako fan oryginału filmu i obu części książek).

      • 20 8

    • (1)

      Hoffman zrobił film na podstawie tej powieści jako drugi , Michał Waszyński nakrecił już w 1938 roku film na podstawie powieści , Dlaczego więc ma to być to temat zamknięty , niech inni próbują a widzowie ocenią czy im się film podobał czy nie .Myślę ze film się dobrze sprzeda.

      • 27 3

      • Ten z 1937 r. przyniósł ogromny sukces finansowy.

        • 1 0

    • Bo za używanie starego tytułu i fabuły nie trzeba płacić - więc jest oszczędność (1)

      stary produkt ma już jakąś wartość marketingową, więc znów oszczędność.
      A recenzje już dawno przestałem czytać bo w dobie idiokracji to nie ma sensu - autorzy muszą pisać to co im korpo każe albo wylecą z roboty. Za najgłębszego PRLu była w mediach większa wolność - były całkiem niezłe testy produktów a nawet dowcipy o Żydach w działach humor. A dziś tylko bullshit i propaganda - i oczywiście pretensje do ludzi, że nie zachwycają się tym.

      • 17 4

      • Skoro da się na czymś oszczędzić to w czym problem ze oszczędzają . Ja myślę że twórcy najnowszej wersji mocno zaryzykowali biorąc się za ten film ale wg mnie odniosą sukces

        • 4 2

    • Sami juz nic nie wymyslą bo są ograniczeni. Zreszta to samo w muzyce jest.

      • 5 3

    • Stare dobre kino !!!!gimnazja nie znaju

      • 3 1

  • Opinia wyróżniona

    Znachor III (3)

    Uważam że twórcy filmu zrobili doskonałą robotę . Dobrze spędzony czas i możliwość oceny pracy twórców młodego pokolenia dlatego obejrzałem dziś z uwagą nową wersję tego filmu. Jest trzecia wersja powieści Tadeusza Dołęgi Mostowicza. Co do wersji przedwojennej nie będę się wypowiadał bo to było inne kino. Uważam jednak że wersja którą obejrzałem dziś jest równie dobra jeżeli nie lepsza od wersji którą wyreżyserował Jerzy Hoffman. Wersja Jerzego Hoffmana była chyba zbyt ....wylukrowana zbyt oczywista a może puszczano ją zbyt często bo się już opatrzyła chociaż doskonała gra aktorów i warsztat reżysera stawia ten film w czołówce kinematografii polskiej .Byłem ciekaw jak poradzą sobie twórcy tego filmu ze swoja wersją w konfrontacji , tak konfrontacji bo wielu ludzi będzie porównywać film z wersją Hoffmana .Dziś jednak zobaczyłem film w którym świat bardziej realny dla tamtych czasów , wyraźniej widać społeczeństwo i życie prostych ludzi w małomiasteczkowej i wiejskiej Polsce , do tego doskonała scenografia i dobra gra aktorów . Może również opinia moja bierze się stąd że wersja Hoffmana po tylu razach ile oglądałem ten film po prostu mi się opatrzyła i potrzebowałem nowego spojrzenia . Myślę że zarówno Jerzy Hoffman i Michał Gazda zrobili dobrą robotę przy ekranizacji tej powieści i obaj twórcy zasługują na brawa.

    • 114 51

    • Jak wam się podoba żydowskie wesele? Pasuje do tamtych czasów czy przegieli z współczesnością?

      • 4 2

    • Nie rozwalił systemu (1)

      Aczkolwiek scenografia,plenery 11/10 !
      Odtwórca głównej roli też wypadł świetnie.
      Natomiast odtwórczyni Marysi i harbia Czyński słabizna.I jak to sie stało że Wilczur romansował z młynarzową?wszędzie na siłe pchają sceny seksu.bo bez seksu nie ma filmu w dzisiejszych czasach??czy o co chodzi?w kazdym razie ja z calego serca polecam książkę jednak,film to bzdura.

      • 3 3

      • dlaczego sceny z seksem , a dlatego że seks jest ważną częścią życia człowieka

        • 2 3

  • Widziałem, (3)

    do oryginału nie ma to podejścia. Opowieść wypaczona.

    • 30 23

    • czytałeś książkę , a może nie było tak jak było w rzeczywistości?

      • 5 4

    • (1)

      Przedwojenna wersja najlepsza?

      • 3 0

      • Tak

        • 0 0

  • (3)

    Mnie się nie podobała wyemancypowana Marysia. Przecież żadna panna w tamtych czasach nie była tak wychowana, żeby wpadać z buta do hrabiostwa. Jeszcze ta chłopka grająca w szachy. Przecież oni nie czytaci i niepisaci byli.Luuudzie.

    • 54 12

    • (1)

      Ale tak to opisał autor powieści , do kogo pretensje ?

      • 10 5

      • Myślę że tu Tusk maczał głowę ...

        Stąd ten bigos

        • 4 1

    • Dobrze że choć w tęczowej sukience nie chodziła. W Netflixie to by było dobrze widziane.

      • 6 3

  • Zupełnie fajna wersja. Troszkę przesłodzona (1)

    ale ogólnie nieźle się to oglądało. Bałem się, że może być gorzej. Radość aktorów aż promieniuje ale chyba takie czasy, żeby była szersza publika

    • 21 6

    • Wersja ta jak i poprzednia przesłodzona bo to melodramat a melodramat musi sie dobrze skończyć

      • 1 4

  • Film fajny, ciekawy. (1)

    Już zawsze pozostaną porównania chociażby z Bińczyckim i Dymną ale... to coś innego, nowego. Oglądałem wczoraj i jestem pod wrażeniem. Pozytywnym

    • 32 6

    • Twoja opinia się pewnie nie spodoba a najbardziej nie spodoba się tym którzy filmu nie obejrzeli i co jak niektórzy w stosunku do innego filmu nie widzieli ale im się nie podoba

      • 4 4

  • starsza wersja jednak lepsza (8)

    w nowej wersji niektórych aktorów nie dobrano dobrze do postaci, a niektóre postacie są przejaskrawione
    z drugiej strony w nowej wersji cała historia ulokowana jest bardziej w realiach tamtych czasów

    • 55 35

    • (5)

      jak obejrzysz 100 razy nową wersję jak obejrzałeś starą to nową też polubisz

      • 17 9

      • No nie właśnie nie polubie znachor jest a raczej był tylko jeden nie pozdrawiam (3)

        • 3 8

        • i nic mnie nie przekona ze czarne jest czarne a białe jest białe

          • 4 2

        • To może na ołtarze Antoni Kosiba ?

          • 0 2

        • Skąd się wzięła ta maniera obrażania się na cały świat i dawania temu wyrazu w zwrocie "nie pozdrawiam"? "Nie pozdrawiam" czyli - "no, nie zgadzam się z Tobą, nie lubię cię przez to i jeszcze cię tak dla zamanifestowania tego i lepszego wyrazu mentalnie kopnę na koniec...". To takie infantylne.

          • 7 0

      • raz to za dużo a ty o 100?

        • 0 0

    • (1)

      Ktora? Bo byly wczesniej dwie

      • 5 2

      • Przedwojenna

        • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Etnomatograf. Kino w muzeum | maj 2024

impreza filmowa, projekcje filmowe

Millennium Docs Against Gravity

25 zł
festiwal filmowy, projekcje filmowe

Ja, Pobieda i Berlin / Я, Побєда і Берлін

25 zł
projekcje filmowe