• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Listy do M. 5". Ta choinka już gubi igły

Tomasz Zacharczuk
5 listopada 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 

Wyobraźmy sobie, że rynek świątecznych filmów w naszym kraju jest choinką, a poszczególne produkcje osadzone w bożonarodzeniowym klimacie są zawieszanymi na nią ozdobami. Nie trzeba nawet specjalnie zagłębiać się w historię polskiej kinematografii, by uzmysłowić sobie, że właściwie jedyną dekoracją takiego drzewka jest przedłużany co jakiś czas łańcuch z napisem "Listy do M.". Pozostałe tego typu filmy można bowiem potraktować jak wybrakowane bombki, które spadają tuż po ich zawieszeniu. Zapoczątkowana przeszło 10 lat temu najpopularniejsza świąteczna seria w Polsce nie doczekała się w tym czasie żadnej konkurencji, a piąta jej odsłona potwierdza tylko stare porzekadło mówiące, iż jeśli nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.



Repertuar kin w Trójmieście


Czy widziałe(a)ś jakąkolwiek część serii "Listy do M."?

W przyszłym roku minie 20 lat od premiery filmu, który właściwie na nowo zdefiniował gatunek świątecznych komedii romantycznych na całym świecie. Produkcji imitujących "Po prostu miłość" przybywało w lawinowym tempie, więc nic dziwnego, że brytyjski fenomen na polski grunt postanowili zaadaptować w końcu i nasi filmowcy. Wyszło zaskakująco sprawnie, lecz o ile twórcy "Love Actually" dali sobie spokój z kontynuacjami, u nas ten model kręcenia świątecznych filmów pozostał obowiązujący przez kolejną dekadę. Wiele się w tym czasie dookoła pozmieniało, ale "Listy do M." wciąż tkwią w bańce świątecznego perfekcjonizmu, którą z każdą kolejną odsłoną tej serii ma się ochotę jeszcze mocniej przekłuć.

Piąta odsłona "Listów do M." to powrót znanych już postaci na czele z "Melem" (Tomasz Karolak), Kariną (Agnieszka Dygant), Szczepanem (Piotr Adamczyk) i Wojciechem (Wojciech Malajkat). Piąta odsłona "Listów do M." to powrót znanych już postaci na czele z "Melem" (Tomasz Karolak), Kariną (Agnieszka Dygant), Szczepanem (Piotr Adamczyk) i Wojciechem (Wojciech Malajkat).

Romanse, lukier i wzruszenia, czyli wszystko, co już znamy



Oczywiście taka, a nie inna filmowa konwencja celowo kontrastuje z rzeczywistością. Zawężającą listę świątecznych zakupów inflację, prezentowy ból głowy, coroczne kłótnie o artystyczną wizję naszej choinki czy jesienną pluchę zamiast śnieżnej aury mamy na co dzień, więc gdzie, jak nie w kinie, szukać tej wyimaginowanej i modelowej wręcz Gwiazdki. Kompletnie odrealnione, zanurzone w baśniowym wyobrażeniu świąt i cukierkowe w swoim przekazie "Listy do M." - jako czysto rozrywkowa odskocznia - sprawdzały się pod tym względem bez zarzutu. Nawet z całym inwentarzem przesłodzonych czułości, pokracznie formułowanych morałów i nachalnie lokowanych produktów.

Główny problem zapoczątkowanej przez Mitję Okorna serii polega dziś przede wszystkim na braku jakiegokolwiek przełamania schematów, co może dziwić tym bardziej, że każdą kolejną odsłonę reżyserował przecież ktoś inny. Twórca "piątki", czyli Łukasz Jaworski, wzorem swoich poprzedników kurczowo trzyma się trzech podstawowych zasad "Listów": ma być romantycznie, wzruszająco i śmiesznie. Nie jest to bynajmniej zarzut, bo w podobne rejestry emocji kino świąteczne (najogólniej mówiąc) powinno nawet celować, lecz trudno pozbyć się wrażenia, że wciąż mamy do czynienia z fabularnymi kalkami. Co prawda "Listy" stopniowo odchodziły od komedii miłosnej w stronę kina obyczajowego, lecz zasadniczo nic w tej serii od dekady się nie zmienia.

Twórcy "Listów" nadal kurczowo trzymają się podobnych pomysłów fabularnych i doskonale znanej obsady. Całej serii brakuje już świeżości, a nowe wątki i postaci prezentują się dość blado. Twórcy "Listów" nadal kurczowo trzymają się podobnych pomysłów fabularnych i doskonale znanej obsady. Całej serii brakuje już świeżości, a nowe wątki i postaci prezentują się dość blado.

"Stara gwardia" do wymiany, ale następców brak



Dotyczy to także głównych postaci, które praktycznie w ogóle nie ewoluują. Przebrany w kostium św. Mikołaja Tomasz Karolak wciąż wykrzykuje swoje monologi łudząco podobne do tych już zasłyszanych w poprzednich częściach, Piotr Adamczyk nadal próbuje tchnąć we wszystkich dookoła ducha świąt, Agnieszka Dygant generalnie wszystko ma w "czterech literach", a posmutniały Wojciech Malajkat snuje się po filmowym planie jak ten niezapowiedziany gość, na którego gdzieś, choć nie wiadomo konkretnie gdzie, czeka wolne miejsce przy wigilijnym stole. W piątych "Listach" oglądamy dokładnie te same oblicza bohaterów, którymi zwyczajnie można się już znudzić. Gorsze od tego jest tylko to, że nie ma kto ich wyręczyć w tych rozpisanych przez scenarzystów męczarniach.

Wśród debiutantów najlepiej radzi sobie Jan Peszek w roli zgryźliwego wuja Maurycego. Zresztą cały wątek rodzinnej awantury o spadek z udziałem Kariny (Dygant) i Szczepana (Adamczyk) ma bodaj największy komediowy potencjał, który nie wiedzieć dlaczego twórcy rozdmuchują właściwie jedną sceną. Niezły jest, zajawiony już w poprzedniej części, Janusz Chabior w roli Lucka, przyjemnie też ogląda się młodziutkiego Kosmę Pressa, który z Wojciechem Malajkatem tworzy dość barwny duet. Kompletnym niewypałem jest z kolei kwartet przyjaciół (Maria Dębska, Marianna Zydek, Mateusz BanasiukBartłomiej Kotschedoff) uwikłanych w skomplikowane, lecz mało przekonujące i wiarygodne miłosne relacje.

Romantycznie, wzruszająco i śmiesznie. Tym zasadom od początku hołdują "Listy" i piąta odsłona serii nie zamierza od tego odbiegać. Romantycznie, wzruszająco i śmiesznie. Tym zasadom od początku hołdują "Listy" i piąta odsłona serii nie zamierza od tego odbiegać.

Piąte "Listy" wyrabiają średnią serii



O dziwo jednak, z tej pozlepianej metodą "chybił-trafił" fabuły można wyciągnąć całkiem sporo filmowej frajdy w duchu świąt Bożego Narodzenia. "Listy do M. 5" to momentami ciepła opowieść nie tylko o miłości czy samotności, ale również o skutkach zaniedbywania bliskich czy (choć zabrzmi to górnolotnie) poszukiwaniu własnej drogi w życiu. Chwilami jest autentycznie zabawnie, refleksyjnie i po prostu przyjemnie. Bywa też wzruszająco, ale twórcy - jak to już mają w swoim zwyczaju - sięgają po wyjątkowo cyniczne metody, by zakroplić nam oczy i rozluźnić mięśnie twarzy. Tutaj każda niemal scena zaprogramowana jest w taki sposób, by wzbudzić odpowiednie emocje. Właściwie tylko w "jedynce" udało się podobny efekt wywołać całkowicie naturalnie i spontanicznie.

Wynika to oczywiście z faktu, że "Listy do M.", podobnie jak cały przedświąteczny listopadowy marketing w sklepach i galeriach handlowych, ukierunkowane są na określone zachowania konsumenckie. W przypadku tej filmowej serii bowiem należałoby mówić bardziej właśnie o konsumentach niż o widzach. Jeśli taka łatka nam nie przeszkadza i byliśmy adresatami poprzednich "Listów", możemy na sali kinowej bawić się całkiem nieźle. "Piątka" plasuje się nieco wyżej niż "dwójka", a już na pewno ma wyższe notowania od "czwórki". Po "jedynce" i "trójce" wskakuje więc na podium. Jeżeli jednak nie zapałaliśmy dotąd miłością do tego typu kina, to podczas seansu będziemy słyszeć tylko wrzeszczącego Karolaka i widzieć jedynie reklamy czekoladek i biżuterii.

OCENA: 5/10

Film

6.0
58 ocen

Listy do M. 5 (14 opinii)

(14 opinii)
komedia romantyczna

Opinie (58) ponad 10 zablokowanych

  • Mogło być lepiej??? Ja się pytam czy mogło być gorzej dramat, nuda i w kółko Macieju to samo

    • 7 1

  • Zastanawiam sie jak mozna ogladac takie bzdziny (1)

    Kto to ogląda

    • 8 4

    • Motloch

      • 0 0

  • Karolak? Bleee (1)

    Nie dziękuję

    • 6 3

    • to zagraj lepiej jakąkolwiek rolę.

      • 0 0

  • Unikam wszystkiego co związane z TVN i resortowym dziennikarstwem

    • 7 7

  • Polskie (1)

    współczesne komedie można o kant d**y rozbić.

    • 7 3

    • najlepiej tylko narzekać, nie chcesz, nie oglądaj

      • 0 0

  • Po trailerze widać, że słabiutko.

    • 1 1

  • Moja ocena

    To co się teraz produkuje to nie są filmy to takie filmidełka bez głębszej treści. Dużo huku i ognia , zdrady i romansiki czy bijatyki. To takie pożeracze czasu dla tej niewymagającej części publiczności. Kiedy patrzę na repertuar kin to efekt jest taki że w kinie nie byłem ze 3lata a telewizja to powtórki powtórki powtórki albo 2965 odcinek tasiemca z lepszą ale częściej słaba fabuła . Pamiętam czasy a były to lata 70 ub. wieku kiedy w kinie Leningrad odbywał się przegląd kina światowego kiedy na Konfrontacje bo tak nazywał się ten przegląd kupowało się karnet i na każdy film chodziło się z wypiekami choć i tam nie każdy film był wybitnym dziełem ale było to kino wartościowe i dawało przegląd kinematografii światowej .Jedyny jasny punkt to przegląd filmu w Gdyni ale przy takich nakładach finansowych na tę dziedzinę sztuki to niewiele .Może dzisiejsze kino zadawala dzisiejszego widza zaganianego w wirze zdarzeń dzisiejszego świata ale to niewiele , ja nawet nie znam nazwisk aktorów którzy grają w tasiemcowych serialach niczego nie uczą niczego nie ukazują niczego nie wnoszą a jeżeli już takie nazwisko poznam to tylko dlatego że wokół nich wybuchł jakiś skandal.

    • 2 0

  • Jest ok

    A mnie się podoba. Nie mówię tu,że jest to film na Oskara i przez to nie oczekuje nie wiadomo czego. Jest ok. Można się pośmiać , popłakać i trochę się oderwać i nie myśleć chociaż przez te 2 godz o tym aucie co nas otacza

    • 3 1

  • tylko NIE karolak

    - polityczny klakier !

    • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Kino Konesera - La Chimera

29,90 zł
projekcje filmowe

Kino Konesera: La chimera

29,90 zł
projekcje filmowe

Kino Konesera: La chimera

29,9 zł
projekcje filmowe