Największym mankamentem barwnej historyjki ze studia Warner Bros. jest fakt, że cała opieczętowana logiem Pokemon produkcja nie za bardzo pasuje do konkretnej grupy odbiorców. Jest zbyt zagmatwana fabularnie, by w pełni usatysfakcjonować najmłodszych, a jednocześnie wydaje się przesadnie poprawna i naciągana, aby wzbudzić ciekawość bardziej wymagających widzów, którzy z obecnością w projekcie Ryana Reynoldsa wiązali nadzieje na kino z pogranicza przygodowej komedii i nieoczywistej autoparodii. Pod tym względem coś tu ewidentnie nie Pika.
Produkowane od końcówki lat 90. japońskie anime opowiadające o sympatycznych (zazwyczaj) stworkach wyposażonych w różnorakie magiczne umiejętności spotkało się z niezwykle ciepłym przyjęciem w Polsce, do której seria dotarła już na początku XXI wieku. O prawdziwym fenomenie Pokemonów i ich potężnym wpływie na popkulturę można było się w pełni przekonać jednak dopiero niedawno za sprawą pewnej mobilnej aplikacji, która ludzi w każdym wieku potrafiła zagonić na nocny spacer po pobliskim parku. Obowiązkowo z telefonem w ręce, w poszukiwaniu kolejnych zdobyczy do wirtualnego pokeballa.
Histeryczny niemal entuzjazm, jaki wywołała nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie gra Pokemon Go, zapalił lampkę nad głową niejednego filmowego producenta. Wszak to, co sprzedaje się w "realu", znajdzie jeszcze większy popyt w kinie. I tak zapewne narodziła się idea ożywienia Pokemonów na wielkim ekranie i tym razem w wersji aktorskiej. Obecność w projekcie takich nazwisk jak Bill Nighy i przede wszystkim Ryan "Deadpool" Reynolds rozpaliła z pewnością ciekawość niejednego pełnoletniego dziś widza, który w okresie popularności w Polsce animowanej serii kolekcjonował akurat na szkolnym korytarzu kolejne kolorowe karteczki z magicznymi, japońskimi zwierzątkami.
Podkładający w oryginale głos pod Pikachu Ryan Reynolds (fenomenalny skądinąd w tym właśnie fachu) mógł nieśmiało zasygnalizować widzom, że poświęcony Pokemonom film ma zadatki na kino pełne autoparodii, niebanalnego humoru, odrobiny pozytywnego szaleństwa. Niestety nic z tych rzeczy. To na wskroś poprawna, sztampowa i do bólu przewidywalna opowiastka dla dzieci, której kompletnie nieskładna fabuła służy jedynie prezentacji poszczególnych stworków. A nawet to wypada dość blado, bo poza tytułowym bohaterem i wszechpotężnym Mewtwo, żaden z Pokemonów właściwie w filmie nie odgrywa poważnej roli i nie wpływa na przebieg zdarzeń. Może poza komediowym akcentem biednego, znerwicowanego Psyducka.
Imprezy filmowe w Trójmieście
Większość scen nie posuwa więc fabuły naprzód, a chaotyczne i mało przemyślane zwroty akcji rozrywają sens całej opowieści, którą z powodzeniem można byłoby upchnąć w 20-minutowy odcinek animowanej serii. Wycofany społeczne i emocjonalnie Tim (Justice Smith) rusza śladami zaginionego ojca-policjanta, a wraz z nim podąża cierpiący na amnezję partner detektywa, Pikachu. Obaj, z różnych powodów, chcą poznać prawdę, jaka kryje się za zaginięciem Goodmana seniora i jednocześnie rozwikłać spisek, którego pomysłodawcy pragną skutecznie podzielić żyjących dotychczas w harmonii ludzi i Pokemonów. Tyle wystarczy, by w tym kompletnie odrealnionym świecie się odnaleźć. Szkoda jedynie, że za fabułą "Detektywa Pikchau" kryje się już niewiele więcej.
Percepcję "Detektywa Pikachu" można jednak obrócić o 180 stopni, ale tylko pod warunkiem, że mamy tę magiczną zdolność spojrzenia na film okiem 6-7-latka. A to wydaje się już być zadaniem trudniejszym niż złapanie w Pokemon Go samego Pikachu. Z perspektywy malucha przyglądanie się zazwyczaj dobrze wygenerowanym na ekranie stworkom (choć jest kilka paskudnych wyjątków od tej reguły, patrz: Mewtwo, Gengar czy naprawdę bardzo przeciętnie wyglądający Psyduck) dostarcza niesamowitej frajdy i rozrywki. Puszczone kątem oka przez dorosłego gagi i nieporadne żarty kilkulatka zadowolą raczej w pełni. Wyraźnym natomiast problemem może być przekombinowana fabuła, zwłaszcza jej finałowy akt, podczas którego najmłodszy widz może poczuć wcale nie małe zagubienie. A stąd już krótka droga do znużenia.
Mocno asekuracyjne podejście do tematu, brak pomysłu na ciekawą fabułę, niedobór postaci, z którymi można poczuć większą lub mniejszą więź i przede wszystkim bardzo marginalne potraktowanie samych Pokemonów, nawet ze wsparciem rozkosznie paplającego bez przerwy Reynoldsa, jednak sprawiają, że tego filmowego potworka raczej nie mamy ochoty złapać w pokeballa. "Detektywowi..." przydałby się solidny elektrowstrząs przy motywującym okrzyku "pika, pika"!
OCENA: 5/10
Film

Pokémon: Detektyw Pikachu (11 opinii)
- produkcja
- Japonia
- premiera
-
31 maja 2019
- czas trwania
- 1 godz. 44 min.