• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Blue Jasmine" Woody'ego Allena. Nie ma się z czego śmiać

Borys Kossakowski
27 sierpnia 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 

To wybitnie nieallenowski film. Humor pojawia się od czasu do czasu, ale jakby tylko przez przypadek. I jest to humor czarny jak smoła.


To nie jest kolejna allenowska komedia. Koniec romantycznych pocztówek z najpiękniejszych europejskich miast. Wracamy do Ameryki, w której nie ma miejsca dla romantycznych pięknoduchów. W "Blue Jasmine" Woody Allen postanowił nam ukazać świat cyniczny, wyrachowany, w którym nie ma taryfy ulgowej dla nieudaczników.



O "Blue Jasmine" przed seansem nie wiedziałem nic. Znałem tylko godzinę seansu oraz numery miejsc. Tak najbardziej lubię oglądać filmy, pełne zaskoczenie. Po ostatnich filmach Woody'ego Allena spodziewałem się kontynuacji w postaci lekkiej, inteligentnej komedii. Takiej, w której po salwie śmiechu kręci się łezka w oku, a po wyjściu z kina kręci się głową z niedowierzaniem: "ach, ten Allen".

Tym razem było inaczej. Jeszcze pierwsze kilka ujęć stwarzało pozory, że będzie raczej śmiesznie, że nowojorski reżyser jak zwykle przedstawi wszystko pół żartem, pół serio. Ale tak nie było. Minuta po minucie pogrążałem się w rozpaczy razem z Jasmine, główną bohaterką zagraną w porywający sposób przez Cate Blanchett. Jasmine to była żona milionera-bankruta. Rozrzutny Hal (Alec Baldwin) był szarmancki i rozpuszczał Jasmine ile wlezie. Do czasu.

Po samobójczej śmierci męża (Hal wiesza się w więzieniu) Jasmine rusza z Nowego Jorku do San Francisco, gdzie szuka pomocy u swej przybranej siostry Ginger. Siostry, którą wcześniej ostentacyjnie ignorowała, którą się wręcz brzydziła (nie mówiąc o jej mężu). I choć Ginger z Jasmine nie łączą więzy krwi, ta pierwsza postanawia poratować siostrę w biedzie.

Mimo życiowego trzęsienia ziemi, Jasmine nie zmienia stosunku do siostry. Choć sama ledwo trzyma się na nogach: wódką popija psychotropy, mówi do siebie, targana atakami paniki i duszności nie ustaje w krytykowaniu siostry i jej absztyfikanta. Nie jest w stanie skonfrontować się z rzeczywistością, ba, nawet nie używa swojego prawdziwego imienia, które wydało jej się zbyt banalne. Nadal wydaje jej się, że jest damą z nowojorskich wyższych sfer. Nie dochodzi do niej, że w życiu ani centa nie zarobiła własną pracą, że była tylko dodatkiem do męża milionera.

To wybitnie nieallenowski film. Próżno szukać tu długich, neurotycznych monologów czy efektownych, koronkowych dialogów. Żaden z aktorów nie mówi w charakterystyczny dla Woody'ego Allena sposób. Humor pojawia się od czasu do czasu, ale jakby tylko przez przypadek. I jest to humor czarny jak smoła. Jakby autor chciał sprawdzić, czy uda mu się zrobić film, w którym, mówiąc wprost, nie ma się z czego śmiać.

Trudno powiedzieć, czy reżyser postanowił spróbować czegoś innego, czy sam po prostu się zmienił. A może dopadły go demony z przeszłości? Z pewnością po raz kolejny udało mu się natchnąć swoich aktorów do sugestywnej i pełnej emocji gry. Czy to Cate Blanchett, czy jej filmowa siostra Sally Hawkins, czy wreszcie Bobby Cannavale grający Chilliego, starającego się rękę Ginger - widz przed ekranem ma wrażenie, że obserwuje rzeczywistość, a nie fikcję fabularną.

I chyba to różni najbardziej ten film od poprzednich produkcjach Allena. Autor "Vicky, Christina, Barcelona" zawsze od początku brał fabułę i swoich bohaterów w gruby cudzysłów. Od początku do końca było wiadomo, że to tylko film, czary-mary, że to nie dzieje się naprawdę. W "Blue Jasmine" wszystko wydaje się koszmarnie prawdziwe, nie ma tu taryfy ulgowej ani cudownych zwrotów akcji, które nagle porządkują świat. Nawet, gdy Ginger udaje się trafić w totka, to fortunę traci inwestując w nieczyste interesy Hala.

W starszych filmach Woody'ego Allena widz zazwyczaj lubił bohaterów. Nawet ci źli byli na swój sposób pocieszni: groteskowi, ale pełni ciepła. Bohaterowie "Blue Jasmine" też są przerysowani, ale nie jest to umowna, komiksowa kreska, ale twardy hiperrealizm.

Po "Blue Jasmine" wyszedłem z kina oszołomiony. Biorąc pod uwagę frekwencję w kinie - to był chyba dobry film, ale ja potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby go przetrawić. Tym razem wszystkie lęki i neurozy reżysera wyszły naprawdę, a co wrażliwsi po seansie nerwowo szukali po kieszeniach fiolki z Xanaxem, naśladując rozdygotaną Cate Blanchett.

Film

6.5
41 ocen

Blue Jasmine (20 opinii)

(20 opinii)
Dramat

Opinie (52) 9 zablokowanych

  • Blue Jasmine

    Film super !!! I nawet jakbym przeczytała recenzję a nie czytałam to i tak bym poszła bo co innego przeczytać jakiś opis filmu - zresztą nie był opisany do końca- -a obejrzeć film . Te z w kinie był jakiś starszy facet co śmiał się nie wiadomo z czego!! A Woody Allen jak zwykle wspaniały ...

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Noc w Kinie Studyjnym - Wilczyca| Kino Kameralne Cafe

25 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kim jesteś, Hamlecie? NT live w Helios na Scenie

44,90 zł
projekcje filmowe

Filmowe Poranki: Tomek i Przyjaciele, cz. 6

28,90 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe