Wykolejony potencjał. Recenzja filmu "Dziewczyna z pociągu"
Dziewczyna z pociągu - trailer:
Fani owacyjnie przyjętego bestsellera nie musieli długo czekać na ekranizację "Dziewczyny z pociągu". Zaledwie rok po premierze debiutanckiej powieści Pauli Hawkins, utrzymana w konwencji thrillera historia zawitała na wielki ekran. W tym jednak przypadku pośpiech filmowców okazał się złym doradcą. Kinowa wersja rozczarowuje monotonną narracją, realizacyjnym chaosem i apatycznym finałem bez krzty napięcia.
Miliony sprzedanych egzemplarzy, entuzjastyczne recenzje i pochlebne komentarze samego Stephena Kinga, bardzo szeroko otworzyły furtkę "Dziewczynie z pociągu" na hollywoodzkie salony. Korzystając z niesłabnącego zainteresowania powieścią Pauli Hawkins, bez przesadnych starań marketingowych, film Tate'a Taylora błyskawicznie uplasował się w czołówce najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Oczekiwania widzów były tym większe, że do współpracy zaproszono jedną z najciekawszych obecnie aktorek, czyli Emily Blunt ("Sicario", "Na skraju jutra", "Władcy umysłów"), a za kamerą stanął autor rewelacyjnych "Służących". Po kinowym sukcesie bardzo zbliżonej gatunkowo "Zaginionej dziewczyny" Davida Finchera, wydawało się, że obraz Tate'a Taylora trafi co najmniej na tę samą półkę. Oczekiwania w konfrontacji z filmową rzeczywistością rozjechały się równie szybko jak pociąg, którym podróżuje główna bohaterka książki i filmu.
Taylorowi albo zabrakło odwagi do twórczej interpretacji książkowego pierwowzoru, albo zwyczajnie pomysłu na bardziej plastyczne podejście do historii spisanej przez Paulę Hawkins. Filmowa "Dziewczyna z pociągu" bowiem aż przesadnie stara się podążać torami wyznaczonymi przez pisarkę. Ekranowa historia niczym specjalnie znawców tematu nie zaskoczy, a fanów powieści nie okradnie z ulubionych fragmentów. Bardzo bezpieczne, wręcz zachowawcze odwzorowanie literackich schematów na wielkim ekranie, nie zawsze jednak sprzyja wartości filmu. To, co stanowi o sukcesie książki, niekoniecznie musi mieć przełożenie na filmową kliszę i dokładnie tę sytuację obserwujemy w "Dziewczynie z pociągu". Rozbicie fabuły na trzy indywidualne narracje, opatrzone ponadto licznymi retrospekcjami, w filmowej wersji niestety zupełnie nie zdaje egzaminu.
W obrazie Tate'a Taylora dominuje wszechobecny chaos i nieznośna fragmentaryczność. Historia przedstawiona z perspektywy trójki bohaterów wymaga perfekcyjnej synchronizacji, a tymczasem filmowa kamera przypomina tenisową piłkę odbijaną zaciekle przez rywalizujące rywalki. Przyglądający się z sędziowskiego stołka Tate Taylor nie pozostaje bezstronny. Co naturalne, faworyzuje Rachel (Emily Blunt), zostawiając Megan (Haley Bennett) i zwłaszcza Annie (Rebecca Ferguson) scenariuszowe ochłapy i zapchajdziury. W efekcie o każdej z arcyciekawych postaci dowiadujemy się stosunkowo niewiele, a ich wzajemne relacje pozbawione są niemal zupełnie autentyczności, a w zamian nafaszerowane sztucznością. Gdy tylko filmowcy rozwijają historię jednej z kobiet, następuje drastyczne cięcie montażowe i przeskok do kolejnego wątku. Bardzo wyraźnie zaburza to porządek filmu, który pozbawiony zostaje płynności i co ważne - spójności.
A spójność jest niezwykle istotna, gdy fabuła oparta jest na emocjonalnym, kobiecym trójkącie, rozrysowanym wokół jednego mężczyzny. Rachel pogrąża się w alkoholowym nałogu i codziennej rutynie, jaką jest podróż pociągiem i podglądanie szczęśliwego życia mijanych za oknem par. Jedną z nich jest płomienny związek Scotta i Megan, który dla Rachel jest utopijnym wyobrażeniem zakończonego już małżeństwa z Tomem. Mężczyzna prowadzi teraz uporządkowane życie u boku Anny i ich wspólnego dziecka. Rodzinną harmonię i obserwacyjny nawyk Rachel zaburza niespodziewane zniknięcie Megan. Psychologiczny dramat właśnie w tym kluczowym momencie zaczyna skręcać w kierunku rasowego thrillera.
To, co jednak zgrabnie i płynnie udało się zobrazować na łamach książki, nie wypada już tak dobrze w filmowej wersji. W dziele Taylora, nieudolnie rozdzielonym pomiędzy trzy bohaterki, zanika gdzieś magia dreszczowca. Najwięcej emocji dostarcza moment zniknięcia jednej z kobiet, najmniej - paradoksalnie - sam finał, pozbawiony typowego w thrillerze suspensu. Ostatnie sekwencje ogląda się już z przymrużonym od zmęczenia okiem, a końcowe rozwiązanie nietrudno przewidzieć. Taylorowi znacznie lepiej wychodzi mozolne konstruowanie podtekstu całej opowieści, aniżeli przejście do sedna zdarzeń. W natłoku dłużących się monologów Rachel i fragmentarycznych urywków z życia Megan i Anny, bardziej niż fabułą zaczynamy się interesować tym, co popija Rachel lub jak bardzo Haley Bennett przypomina Jennifer Lawrence. Wątek kryminalny umyka nam niczym pociąg, na który zaspaliśmy.
Twórcy "Dziewczyny z pociągu" zupełnie nie poradzili sobie z przeniesieniem wielowarstwowej historii na wielki ekran, co w perspektywie świetnych aktorskich kreacji pozostawia tym większy niedosyt. Znakomicie w roli zakompleksionej alkoholiczki, zmagającej się z zanikami pamięci, odnajduje się Emily Blunt, która udowadnia, że poza postaciami niezłomnych wojowniczek ("Sicario", "Na skraju jutra") w bardzo wiarygodny sposób potrafi odzwierciedlić naturę kobiet po przejściach. Nawet mimo dość odległego od książkowego oryginału wizerunku Rachel (skromny makijaż i niechlujny ubiór to za mało). Na uwagę zasługuje również o tyle eteryczna, co tragiczna postać Megan, w wykonaniu Haley Bennett. Na tle kobiet z filmową klasą, słabo wypadają panowie. Justin Theroux w roli Toma zwyczajnie nie przekonuje, zaś Luke Evans jako Scott jest marną, mizoginiczną imitacją postaci odgrywanej przez Bena Afflecka w "Zaginionej dziewczynie".
Twórcom filmowej "Dziewczyny z pociągu" prawdopodobnie pozostaje jedynie marzyć o sukcesie autorki literackiego pierwowzoru. Film Tate'a Taylora jest jedynie poprawnym thrillerem, który nie dostarcza takich emocji, na jakie zasługuje zekranizowana historia. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że reżyser nieco wykoleił pociąg, którym podąża główna bohaterka. Wyhamował, aż za mocno, z kreatywnością, skupiając się jedynie na asekuracyjnym trzymaniu kierunku, w którym ta filmowa maszyna ma podążać. Zwyczajnie zabrakło paliwa, aby porwać widza w niepokojącą i pełną napięcia podróż w głąb ludzkich namiętności, wewnętrznych dramatów i mrocznych tajemnic, które są aż nadto oczywiste.
OCENA: 5/10
Film
Opinie (39) 2 zablokowane
-
2016-10-09 10:04
... relacji Elbląg - Kaliningrad. Królowa prostytutek...
- 2 1
-
2016-10-09 09:53
dreszcz
Niestety nie mogę zgodzić sie z opiniami i recenzją.Moze nie jestem profesjonalistką ale film mi sie bardzo podobal.Doskonała gra emocji jakiej dawno nie widziałam i nie czulam.Ksiązka przyznam dość dziwna ale przebrnelam natomiast film wywarl na mnie ogromne wrazenie a postać Rachel zagrana z ogromną lekkoscią a jednocześnie w sposob niezwykly.Nie jest to film akcji do ktorych przywykliśmy a ktorych moze juz dosc w kinie.Dla mnie super.Brawo brawo Emily.
- 9 6
-
2016-10-09 08:09
Rywalizujace rywalki, powtorzenia, tanie porownania, skladnia nie wiadomo skad....
.... fatalna "recenzja".
- 9 1
-
2016-10-08 23:09
Beznadziejny film ,stracony czas
- 15 4
-
2016-10-08 13:22
kiepska książka, kiepski film... (9)
niczym nieuzasadniony zachwyt nad książką. trudno oczekiwać by filmowa adaptacja podciągnęła marny pierwowzór
- 86 20
-
2016-10-08 13:26
Dokładnie to samo chciałam napisać. (7)
Przeczytałam tą książkę i zastanawiałam się nad czym ten zachwyt. Bardzo płytka.
- 28 6
-
2016-10-08 13:33
ksiązka płytka i źle napisana (6)
- 21 4
-
2016-10-08 14:26
A od kiedy "niepłytkie" książki stają się bestsellerami? (5)
Harry Potter, 150 paszczy greja czy inny badziew jest tego przykładem.
- 11 8
-
2016-10-08 22:44
150 paszczy
- świetne :)
- 4 0
-
2016-10-08 20:38
Prośba harry potter gdyby Rowling była odważna i uśmierciła głównego bohatera na koniec(ostatni horkruks) i okazałoby się, że to jednak neville jest wybrańcem który zabija voldemorta byłby wręcz doskonały jeśli chodzi o twist w historii.
Fakt, Rowling kosmicznego warsztatu nie ma co widać w napisanych przez nią kryminałach ale cały świat wymyślony przez nią w harrym potterze jest jedyny w swoim rodzaju i nie podrobienia. To tak jak elfy które na zawsze będą kojarzone z Tolkienem.- 6 3
-
2016-10-08 16:26
Hary jest SUPER!!! (2)
- 21 6
-
2016-10-08 18:38
Dokładnie (1)
Gorzej z realizacjami filmowymi...
- 4 2
-
2016-10-08 19:21
Milenium
- 6 2
-
2016-10-08 20:53
dokładnie tak
Jak film ma trzymać w napięciu, jeżeli książka nie trzyma? Po rozczarowaniu książkowym, na film na pewno nie pójdę i w telewizji też będę omijać z daleka. Dobry to książka miała PR i tyle.
- 8 4
-
2016-10-08 20:48
Nie znam filmu. Książka beznadziejna.
- 20 14
-
2016-10-08 20:21
Szkoda, kiepska książka, ale myślałam, że film będzie super
A tu widać klops. Pomysł na książkę fajny, ale słabo to napisane i literacko i również psychologicznie. Triller? - to jakiś chyba żart
- 17 9
-
2016-10-08 16:39
Poczekajcie na moją...
:-))
- 0 9
-
2016-10-08 16:22
Dużo lepszy niż książka! 8/10
- 4 12
-
2016-10-08 15:14
Ktoś musiał włożyć sporo pieniędzy w wylansowanie tak nędznej książki
Kupiłem, Przemęczyłem (przez duże P) z nadzieją, że "się rozkręci", a zakończenie rozwali mnie na łopatki. Nic z tych rzeczy - zmarnowany czas i pieniądze :( Ale dystrybutor cel osiągnął.
- 48 14
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.