• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Oppenheimer". To może być film roku

Tomasz Zacharczuk
21 lipca 2023, godz. 20:00 
Opinie (85)

Naukowym przeciwieństwem eksplozji jest implozja, podczas której materia zapada się w zamkniętym obszarze. Podobna reakcja następuje w trakcie seansu "Oppenheimera", który dosłownie pochłania wszystko i wszystkich w kinowej sali, pozostawiając na koniec emocjonalne zgliszcza. Eksperyment profesora Nolana w brawurowy sposób łączy elementy kina psychologicznego, kafkowskiego dramatu sądowego, politycznego thrillera i wymykającego się sztywnym regułom filmu biograficznego. Zapalnikiem tej wybuchowej mieszanki są kapitalne aktorskie kreacje i zapadająca na długo w pamięci scena nuklearnej eksplozji. Twórca "Incepcji" i "Prestiżu" zrzucił na kina "atomówkę", która zmiotła wszystko, co w tym roku już widzieliśmy.



Tak jak "Projekt Manhattan" potrzebował do pełni sukcesu doktora Oppenheimera, tak filmowa biografia "ojca bomby atomowej" potrzebowała Christophera Nolana. Reżysera, który jak nikt we współczesnym kinie rozmach i wizualną wirtuozerię godzi z autorskimi koncepcjami, nie bojąc się jednocześnie ryzyka i wychodzenia poza schematy. Styl autora "Interstellar" czy "Memento" można porównać do progresywnego rocka, w którym słychać mocne gitarowe brzmienie z charakterystycznym łamaniem rytmu i celowym zaburzaniem harmonii. I tak jak w muzyce, tak w filmie, trzeba to po prostu lubić, by czerpać z tego pełną przyjemność. Warto o tym pamiętać, dokonując w ten weekend wyboru pomiędzy "Barbie" a "Oppenheimerem".

"Oppenheimer" czy "Barbie"? Co jeszcze w trójmiejskich kinach?



"Oppenheimer" jest opowieścią o "ojcu bomby atomowej" i jego drodze od naukowego geniusza do wroga publicznego. "Oppenheimer" jest opowieścią o "ojcu bomby atomowej" i jego drodze od naukowego geniusza do wroga publicznego.

Nolan zadania nie ułatwił. Trzeba pogłówkować podczas seansu



Najnowsze przedsięwzięcie Nolana wymaga bowiem od widza skupienia, wrażliwości i przede wszystkim umiejętności dostrojenia się do kombinowanej narracji i fabularnych przeskoków. Historię genialnego naukowca brytyjski reżyser poszatkował na kilka płaszczyzn czasowych obejmujących okres od lat 20. XX wieku do 1954 roku. Nie ma jednak mowy o jakiejkolwiek linearności, bo Nolan od pierwszych kadrów swobodnie krąży po czasoprzestrzeni. Obrazki pokazujące niezdarność młodego Oppenheimera w laboratorium przeplatają się ze sceną przesłuchania wyraźnie już udręczonego mężczyzny, który musi bronić się przed zarzutami o zdradę stanu.

Z przekąsem można byłoby stwierdzić, iż Nolan po prostu gardzi narracyjnym porządkiem i zamiast podążać od punktu A do B, woli zacząć od C, by przejść do A, a potem do Z i całą tę trajektorię jeszcze zapętlić (może nie tak dosłownie jak w "Tenecie"). Nawet, jeśli nie miałoby to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. W "Oppenheimerze" są momenty, w których zamiłowanie do łamania schematu trochę Nolana gubią, a poszczególne wątki ulegają rozszczepieniu (zwłaszcza te dotyczące damsko-męskich relacji). Na szczęście nie prowadzi to do katastrofy, bo reżysera i zarazem scenarzystę filmu bardziej od biograficznych faktów interesuje sama postać Oppenheimera. Z naciskiem na psychikę słynnego fizyka.

Trudno tej fascynacji samemu nie ulec, mając możliwość wwiercenia się w umysł człowieka, który często w kontrze do politycznej poprawności stawał po stronie wolności: i słowa, i jednostki, a jednocześnie stworzył najbardziej śmiercionośną broń na świecie i de facto zapoczątkował wyścig zbrojeń. Akurat ten dysonans Nolanowi udało się uchwycić w swoim filmie niemal bezbłędnie. Czy można było w tym celu użyć trochę bardziej przejrzystych i prostszych środków? Zapewne tak i byłoby to nawet uzasadnione, bo od ogromu wątków, postaci i dialogowych linijek i tak może się już zakręcić w głowie. Na tyle mocno, iż - zwłaszcza w początkowej fazie filmu, który jest trochę biegiem na orientację po ciemku - trudno wyczuć grunt pod nogami. Gdyby jednak "wyprasować" wszystkie narracyjne zagniecenia, nie byłoby już tak ciekawie i angażująco. Coś za coś.

Film Nolana powinien spełnić wysokie oczekiwania fanów jego twórczości, ale postronni widzowie mogą mieć problem z przeładowaną wątkami i dialogami formą. Warto jednak przekonać się o tym osobiście w kinie, choćby dla kilku genialnych scen. Film Nolana powinien spełnić wysokie oczekiwania fanów jego twórczości, ale postronni widzowie mogą mieć problem z przeładowaną wątkami i dialogami formą. Warto jednak przekonać się o tym osobiście w kinie, choćby dla kilku genialnych scen.

"Oppenheimer" jako odbicie mrocznej natury człowieka i aktualny komentarz



Niechęć Nolana do prostszych środków wynika także z faktu, iż nie mamy do czynienia ze standardową biografią. Tragiczna w gruncie rzeczy historia Oppenheimera posłużyła tutaj bowiem do filozoficznych niemal rozważań o akcji i reakcji. Inaczej mówiąc, o czynach i ich skutkach. W przypadku głównego bohatera skutkach zarówno emocjonalnych i moralnych, jak i bardziej wymiernych (deprecjonowanie osiągnięć, spychanie na zawodowy margines). Daleko Nolanowi do moralizowania, ale trudno w "Oppenheimerze" nie wyczuć komentarza do aktualnej sytuacji na świecie. I nie chodzi już nawet o wojnę na Ukrainie, ale wojnę w sensie stricte.

"Teraz stałem się śmiercią, niszczycielem światów" - mówi w kulminacyjnej scenie filmu tytułowy bohater. To także opowieść o wojnie toczonej wewnątrz człowieka, któremu zależy na poznaniu zasad fizyki kwantowej, choć w pewnym momencie podświadomie czuje, do czego może to doprowadzić. Zresztą nie tylko na przykładzie Oppenheimera Nolan wykłada tutaj stosunek naukowców z Los Alamos do ich "dzieła". I robi to na tyle intuicyjnie i z wyczuciem, że wyciąganie wniosków leży już po stronie widza. To kolejna zaleta filmu, który nie tylko opowiada, ale również angażuje do myślenia i dyskusji na temat ludzkich ambicji oraz pragnień. Tych o znacznie ciemniejszym i mroczniejszym zabarwieniu.

Jedną z największych wartości "Oppenheimera" jest jego obsada i nie ogranicza się to jedynie do odtwórcy głównej roli. Jedną z największych wartości "Oppenheimera" jest jego obsada i nie ogranicza się to jedynie do odtwórcy głównej roli.

Na ekranie fajerwerki. Realizacyjne i aktorskie



Właściwie od całego filmu bije posępny mrok, który na chwilę spektakularnie rozświetla scena próbnej eksplozji nuklearnej, poprzedzona kilkuminutowym budowaniem napięcia. Nie nagnę chyba za mocno rzeczywistości stwierdzeniem, że jest to jedna z najlepszych i najbardziej intensywnych sekwencji w kinie XX wieku. O jakości wizualnej nawet nie trzeba wspominać. Zresztą cały "Oppenheimer" stoi na niebotycznym poziomie realizacyjnym. Od pracy kamery, poprzez muzykę, która wdziera się dosłownie w obraz, po montaż i efekty specjalne. Co najmniej trzy techniczne Oscary mamy już w przyszłym roku przyznane.

Kolejne mogą powędrować do aktorów, którzy absolutnie nie są dodatkiem, a esencją tego filmowego dania. Na czele z Cillianem Murphym, który gra tutaj "życiówkę" i właściwie samą twarzą maluje emocje na wielkim ekranie. Kapitalna, niezwykle wymagająca i okraszona wspaniałym efektem rola. Niewiele mu zresztą ustępują fenomenalny Robert Downey Jr. czy świetny Matt Damon, ale na dalszym planie też można wyłowić aktorskie perełki (Gary Oldman, Casey Affleck, Benny Safdie). Szkoda nieco pań, bo zarówno Emily Blunt, jak i Florence Pugh zasługiwały na więcej, ale to już konsekwencja trochę bałaganiarskiego scenariusza, który wlał również do filmu sporo niepotrzebnego miejscami patosu i zaburzył fabularne proporcje.



Nawet przy tych (wcale nie tak rzadkich) niedociągnięciach "Oppenheimer" fascynuje, przeraża, poraża i dosłownie wbija w fotel, oferując przy tym wszystkim w zasadzie co najmniej trzy filmy w jednym, czego konsekwencją jest opasły, bo trzygodzinny metraż. Raczej nieodczuwalny, bo trudno choć na sekundę oderwać wzrok od ekranu. Tak jak już coraz bardziej świadomemu nadciągającej katastrofy Oppenheimerowi oderwać się od swojej destrukcyjnej misji, która poskutkowała śmiercią ćwierć miliona ludzkich istnień. Na szczęście odpalona przez Nolana bomba ofiar nie przyniesie, ale z kina i tak można wyjść solidnie pokiereszowanym i napromieniowanym jeszcze większą obawą o przyszłość współczesnego świata.

OCENA: 8,5/10

Film

8.0
157 ocen

Oppenheimer (29 opinii)

(29 opinii)
biograficzny, dramat

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (85)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Nowe Horyzonty Tournée

20 zł
Kup bilet
impreza filmowa, projekcje filmowe

Yakari i wielka podróż

16 zł
projekcje filmowe

SPY x Family CODE: White w Helios ANIME

29,90 zł
projekcje filmowe