Recenzja filmu "Diuna: Część druga". Kino totalne
Jeżeli pierwsza część sagi Denisa Villeneuve'a była przystawką - wykwintną, ekskluzywnie zaserwowaną i pieszczącą podniebienia, ale niezaspokajającą dostatecznie głodu, to druga "Diuna" pozwala już na pełne ucztowanie. I to w dodatku przy jeszcze bardziej bogato zastawionym stole. Widowisko oparte na prozie Franka Herberta ociera się momentami o perfekcję i jest żywym dowodem na to, że pod wieloma względami platformy streamingowe nigdy nie dorównają magii kinowego seansu. Ten film bowiem koniecznie trzeba obejrzeć na wielkim ekranie. Wytworna symfonia obrazu i dźwięku. Niezwykłe przeżycie. Dzieło niemal kompletne.
Druga część "Diuny" na wszystkich poziomach jest po prostu filmem doskonalszym i dojrzalszym. Widać to nie tylko w zdynamizowaniu opowieści i nasączeniu jej odpowiednią ilością akcji, lecz także w pogłębieniu postaci, rozszerzeniu kontekstu religijnego i politycznego oraz we wzbogaceniu fabuły o nowych bohaterów i wątki. Po imponującym preludium wybrzmiewa w końcu monumentalna symfonia, jakiej oczekiwali fani książkowej "Diuny", a przede wszystkim miłośnicy współczesnego kina science fiction, w którym akcentowane są nie tylko efekty specjalne, lecz także wydźwięk samej historii. Historii o bezkrytycznym, a jednocześnie szalenie niebezpiecznym fanatyzmie, o poświęceniu, zemście i profetyzmie. I w końcu - o miłości.
Kino totalne według Villeneuve'a
Dokopanie się do tych wielowarstwowych interpretacji wymagać będzie najpierw... wytrzeźwienia. Od tego, co w drugiej "Diunie" na poziomie wizualnym proponuje Villeneuve, może się bowiem zakręcić w głowie. W warstwie technicznej mamy do czynienia z kinem totalnym. Właściwie każdy kadr można oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. Intensywność ekranowych barw, dbałość o scenograficzne detale, monumentalne plenery kontrastowane bliskimi ujęciami skoncentrowanymi na aktorów - to wszystko widzieliśmy już w "jedynce". "Dwójka" tymczasem podbija jeszcze stawkę. Ujeżdżanie czerwiów, sceny batalistyczne i psychodeliczne wizje Paula wynoszą "Diunę" na kolejny - śmiem twierdzić, że dla wielu filmowców nieosiągalny - poziom.
Głębia obrazu jest tak silna, że po seansie można wysypać arrakijski piasek z butów. Wizualne mistrzostwo nie ogranicza się tu jednak tylko do portretowania tytułowej planety, gdyż niewiele mniejsze wrażenie robią utrzymane w czarno-białej tonacji sceny z areny gladiatorów w siedzibie Harkonnenów. Ten niebywały efekt obcowania z kinowym dziełem sztuki (i nie ma w tym żadnej przesady) to oczywiście pochodna starań operatora Grega Frasera i speców od efektów specjalnych, ale także niepodważalny wkład Hansa Zimmera. Legendarny już twórca filmowych soundtracków dawno nie był w tak znakomitej formie. W drugiej "Diunie" wizualny patos pobija staranną i wyważoną mieszanką orkiestrowych aranżacji z domieszką wysublimowanej elektroniki i etnicznych brzmień. Bez tak imponującej oprawy większość scen sporo traciłaby na swej wartości.
To wszystko sprawia, że kontynuacja widowiska Villeneuve'a ociera się o perfekcjonizm. Ostatecznie nie osiąga go tylko z jednego powodu - Kanadyjczyk bez wątpienia jest jednym z najwybitniejszym i najzdolniejszych wizjonerów współczesnego kina, lecz wciąż doskwiera mu brak rzemieślniczego pragmatyzmu. Objawia się to głównie w scenach walk, które choć prezentują się nienagannie, to jednak są pozbawione pomysłowej choreografii. W starciach Fremenów z armią Harkonnenów dominuje zwyczajna poprawność. Podobnie jak w finałowej konfrontacji Maud'Diba z Feydem-Reuthą. Odpowiedniej dramaturgii brakuje także w kulminacyjnej bitwie, której epickości odmówić nie można, ale zasadnym wydaje się już narzekanie na krótkość tych wyczekiwanych scen. Tutaj mam - podobnie jak główny bohater - wizję - Denis Villeneuve spotyka Chada Stahelskiego (twórca "Johna Wicka") i powstaje dzieło godne noty 10/10.
To nie tylko imponujący obraz, ale też soczysty scenariusz
O wszystkie pozostałe aspekty "Diuny" reżyser zadbał już z należytą starannością. Na przykładzie (przerysowanego - kolejny mały kamyczek do tego ogródka) Stilgara (Javier Bardem) obserwujemy, do czego mogą prowadzić bezrefleksyjny fanatyzm i ślepe podążanie za religijnymi wierzeniami. Z kolei Lady Jessica (Rebecca Ferguson) uosabia ludzką skłonność do ulegania manipulacjom i spekulacjom. Znakomicie też kanadyjskiemu reżyserowi udało się oddać tragizm postaci samego Paula Atrydy (Timothee Chalamet), który stając się Mesjaszem Fremenów - Maud'Dibem, zobowiązany zostaje tym samym do osobistych wyrzeczeń (choćby w imię miłości do Chani) i podążania niebezpieczną ścieżką zemsty. To pytanie nie zostaje wygłoszone wprost, ale można je odczytać między wierszami: czy faktycznie Paul jest wybawcą, a może przyszłym ciemiężycielem?
W drugiej "Diunie" dodatkowo nie tylko rozwinięto wątek Barona Harkonenna (Stellan Skarsgard), ale też położono mocny nacisk na marginalizowany w pierwszej części wpływ zakonu Bene Gesserit na losy poszczególnych bohaterów. Wątek feministyczny (nie tylko za sprawą większej liczby kobiecych postaci) wybrzmiewa tu mocniej niż w pierwszej części, ale sam w sobie jest dość intrygujący.
Mamy więc w drugiej "Diunie" do czynienia nie tylko z konszachtami i intrygami rodem z "Gry o tron", ale także z motywem trudnej i wymagającej poświęceń miłości. Fani książkowej "Diuny" mogą w tym momencie sięgać już po kamienie i celować we mnie, ale śmiem twierdzić, że relację Paula i Chani przedstawiono w filmie Villeneuve'a z większą dbałością i w szerszej perspektywie niż w powieści.
Warto zresztą podejść do drugiej "Diuny" z większą wyrozumiałością, bo ingerencji w literacki oryginał jest znacznie więcej, ale - co ważniejsze - nie zacierają one wizji Franka Herberta. Oczywiście zagorzali fani powieści chcieliby zapewne dokładnej interpretacji, ale: po pierwsze - każdy z filmów musiałby trwać co najmniej 4 godziny, po drugie - tak poddańczy stosunek względem oryginału skończyłby się artystyczną klapą. Dokładnie tak, jak miało to miejsce w przypadku interpretacji Davida Lyncha.
Chalamet, Zendaya i Butler - trio nieoczywiste, ale jakże znakomite
Tym, co wyróżnia "dwójkę" na tle "jedynki", jest ponadto ewolucja samego Paula Atrydy a.k.a. Maud'Diba. Timothee Chalamet w pierwszej "Diunie" grał trochę na "zaciągniętym ręcznym". W kontynuacji Villeneuve zwalnia już mu wszelkie blokady i szczególnie w drugiej części filmu młody gwiazdor prezentuje formę godną oczekiwań i przede wszystkim swego nieprzeciętnego talentu. Młody Atryda staje się liderem Fremenów i podobną metamorfozę na ekranie przechodzi też sam Chalamet. Godnie zresztą sekunduje mu znakomita Zendaya, której tragizm postaci uwydatnia się szczególnie w końcowej fazie filmu.
Dzieło Denisa Villeneuve'a bez wątpienia już teraz można wpisać do kanonu najwybitniejszych filmów science fiction. I to nie tylko w tym stuleciu.Znów błyszczy Skarsgard w roli Vladimira Harkonnena, sporo pola do popisu dostaje niezawodna Rebecca Ferguson, przyjemnie zobaczyć jest na ekranie Christophera Walkena w roli Imperatora (aktor wielki, ale dostaje tu niestety okruchy rzucone pod nogi), ale drugi plan całkowicie zagarnia dla siebie Austin Butler. Odtwórca roli Elvisa Presleya spektakularnie zrywa ze swym poprzednim wizerunkiem i kapitalnie odgrywa postać psychopatycznego mordercy, od którego zło bije na kilometr. Jego Feyd-Reutha to chyba największy beneficjent scenariuszowych zmian w drugiej części "Diuny".
Wygraj bilety - do kina, na koncert i do teatru
Dzieło Denisa Villeneuve'a bez wątpienia już teraz można wpisać do kanonu najwybitniejszych filmów science fiction. I to nie tylko w tym stuleciu. Kanadyjczykowi fenomenalnie udało się połączyć niełatwy literacki pierwowzór z trendami współczesnego blockbusterowego kina. Druga "Diunia" nie bezzasadnie ociera się o ideał, zostawiając jednocześnie spory apetyt na trzecią część - takową przynajmniej sugeruje zakończenie.
Oczywiście, znów można narzekać na pewien niedosyt, ale tym razem wydaje się, że czekać będziemy bardziej na deser niż na główne danie. To, które podsunął nam pod nos twórca "Labiryntu", smakuje wybornie i na stałe wpisze się w menu najbardziej udanych hollywoodzkich ekranizacji.
Film
Opinie wybrane
-
2024-03-01 10:29
(12)
Diunę czytałem pierwszy raz w latach 80 i od tamtego czasu marzyłem o ekranizacji tej powieści. Każdy fan Diuny był srogo zwiedziony pierwszą ekranizacją, chociaż widział ją pewnie nie raz.
Ogromnie cieszę się, że w końcu doczekałem się solidnej ekranizacji.
Czekałem 40 lat więc poczekam jeszcze 2 tygodnie, aż na seanse zaczną przychodzic fantyczni wielbiciele i będzie można obejrzeć w nabożnej ciszy, bez mlaskania i siorbania w tle.- 95 19
-
2024-03-02 11:09
Lepiej idź napij się wódki albo piwa i nie czekaj.Ja też myślałem że będzie to dobre widowisko,a totalnie się zawiodłem.Stracone moje dwie godziny życia.
- 2 13
-
2024-03-02 07:09
Solidna (1)
Najlepsze słowo opisujące tę ekranizację: sprawną, rzemieślniczą, bez błysku. Porządną, ale chwilami po prostu nudną i boleśnie nijaką.
- 8 2
-
2024-03-02 22:44
w samo sedno długie momentami nudne i nijakie
wyciąć godzinę smętów a byłby niezły 1,5 godzinny film
- 5 1
-
2024-03-01 23:50
Gdyby David Lynch miał wtedy te kase co ci teraz i te technikę co teraz jest dostepna to musieli by was po seansie wyprowadzać!! (1)
byście sie nie poprzewracali ale najpierw odciągnąć od fotela :) A tak grzecznie sobie wyszliście i pogawędki robiliściea ci co tutaj te bajki wypisuja to w latach 80 jeszce na swiecie nie byli
- 9 0
-
2024-03-02 07:25
Lynch zbudował sceny wizualnie zapadające w pamięć, mimo że film w całości jest nieudany - w czym mieli udział też producenci. Wersja Villeneuve nie ma świeżości i pozbawiona jest chociaż odrobiny szaleństwa, które wyniosłoby film powyżej poziomu sprawnego rzemiosła.
- 5 1
-
2024-03-01 23:39
diuna dune1984 to było fantastyczne a zawiedliśmy sie właśnie na tym filmik nakrecony pod giimbase z netfliksa
- 7 4
-
2024-03-01 20:31
jak sa wybuchy to pierdze.
- 4 5
-
2024-03-01 17:40
Uważam, że pierwsza Diuna była świetna i dobrze wykorzystano dostępną technologię (a to było prawie 40 lat temu).
- 14 4
-
2024-03-01 11:20
Nie zgodzę się. (1)
W pierwszej części trzymali się książki nieźle - jasne, pominęli to czy tamto, zmienili nieznaczące szczegóły.. mogłem się czepić paru rzeczy, ale była to dla mnie dobra adaptacja. W tej części tak fajnie już nie ma. Główne postaci (Paul, Jessica, Stilgar) zostały miejscami odwrócone o 180 stopni - nie chcę spoilerować, więc nie będę rozpisywać,
W pierwszej części trzymali się książki nieźle - jasne, pominęli to czy tamto, zmienili nieznaczące szczegóły.. mogłem się czepić paru rzeczy, ale była to dla mnie dobra adaptacja. W tej części tak fajnie już nie ma. Główne postaci (Paul, Jessica, Stilgar) zostały miejscami odwrócone o 180 stopni - nie chcę spoilerować, więc nie będę rozpisywać, ale jeśli w książce postać ma motywację X to tutaj jest przeciwieństwo. Wpływa to nie tylko na daną postać, ale też na sam rozwój wydarzeń - przez co akcja ma smaczki czy akcenty rozłożone zupełnie inaczej. Dla mnie to bardzo bardzo duży minus.
Boli mnie też wycięcie (albo praktycznie wycięcie) wątków i postaci. Nie ma całego wątku z Thufirem, nie ma wewnętrznych intryg Harkonnenów (zamiast tego film pokazuje nam jacy Harkonnenowie są źli bo co 5 minut zabijają losowych przydu*asów), wycięty praktycznie cały wątek Alii, wycięty drobny, ale dość znaczący hrabia Fenring. Ktoś powie, że musieli ciąć, bo nie zmieściłoby się wszystko - niby tak, ale film i tak kończy się w sposób sugerujący nieuniknioną część trzecią, więc czy to rzeczywiście taka różnica?- 13 4
-
2024-03-01 12:55
To drugi a nie pierwszy
- 0 4
-
2024-03-01 11:10
Byłem wczoraj na ostatnim seansie i muszę przyznać że pełna kulturka wśród publiczności (1)
A sala 70% pełna
- 12 3
-
2024-03-01 15:09
same
Morena, cinema, o 21 start filmu, nie byo głośno.
- 2 2
-
2024-03-01 10:29
Przypadkowo zobaczyłem pierwszą część. (5)
Wbiła mnie w fotel, te zdjęcia, te dźwięki wow ! Nie spodziewałem się takiego filmu jak to załączyłem. Teraz czekam na drugą część ale jak będzie na HBO jak pierwsza,czyli pewnie za miesiąc, w kinie za dużo szeleszczących baranków.
- 35 19
-
2024-03-01 22:29
Bobasku te dzwieki to sa skopiowane juz z innych filmów nic nowego
- 0 4
-
2024-03-01 13:11
Porównujesz oglądanie filmu na telewizorze w słabej jakości jaką oferuje streaming do seansu na wielkim ekranie?XD I jeszcze sądzisz, że film będzie w streamingu za miesiąc? Skąd się urwałeś?
- 14 3
-
2024-03-01 12:00
(1)
idz na jakis późny wieczorny seans...
- 5 1
-
2024-03-02 17:11
Wersję 4dx polecam. Najbliżej w bydgoszczu. Dlaczego trójmiasto to takie kinowe za...plecze?
- 1 0
-
2024-03-01 11:42
Polecam jednak iść na drugą część do kina. Ten film się wręcz tego domaga. Wrażenia wizualne i dźwiękowe nieporównywalnie lepsze niż przy późniejszym oglądaniu w zaciszu domowym. Szeleszczeń baranków na wczorajszym seansie aż tak nie odnotowałem więc nie ma co zakładać, że będzie źle.
- 12 3
-
2024-03-01 10:45
(11)
To dla mnie w pierwszej części jedyne co ratuje film to oprawa wizualna i dźwiękowa, robiąca wrażenie wyłącznie w kinie, bo już w zaciszu domowym nie wywołuje efektu "wow". Fabuła filmu jest za to tak nudna, żadna i przydługa, że osobiście odliczałam minuty do końca. Sci fi całkiem lubię, ale ten film totalnie do mnie nie trafia. Do kina na pewno się nie wybiorę, bo żal pieniędzy, ale dla Florence Pugh i Austina Butlera obejrzę jak pojawi się na Maxie.
- 50 79
-
2024-03-10 10:54
Nudny
Jesteś ty I dobrze że nie chodzisz do kina bo zapewne byś mlaskał i siorbał.
- 0 3
-
2024-03-02 10:09
Druga część totalnie tak samo - tylko muzyka która wypełnia nudę i efekty specjalne. Poza tym nuuuuuda - dwa narody walczą ( i to słabo wygląda) a główna postać jakby ściągnięta z Matrix - wybraniec- ten jeden itd
- 2 5
-
2024-03-01 17:03
Ooo nie tylko mnie znudzila... (2)
Wizualnie i dźwiękowo pierwsza część super. Fabuła ...wynudziłam się.
- 5 3
-
2024-03-02 22:10
(1)
Bo to by trzeba jeszcze książkę przeczytać, żeby wiedzieć o co chodzi w filmie
- 4 2
-
2024-03-03 15:58
Tiaaa, i koniecznie jeszcze poznać osobiście autora książki. Idz już, mama lody smaży.
- 3 2
-
2024-03-01 12:23
Należało by dodać tu- uwaga artykuł sponsorowany. Nie widziałem ale entuzjazm chyba lekko przesadzony. (1)
jw
- 7 11
-
2024-03-01 12:36
No skoro nie widziałeś, to czemu zakładasz, że entuzjazm lekko przesadzony?
- 11 1
-
2024-03-01 12:21
65" 4k, dolby Atmos, jbl bar1000
I w domu jak w kinie
- 2 11
-
2024-03-01 11:19
To zależy na czym oglądasz wszystkie inne filmy. Jeśli chodzisz do kina to wiadomo, że w domu będzie tak sobie. Natomiast jeśli wszystko oglądasz tylko w domu to co innego. Ja oglądałem pierwszą część na zwykłym monitorze 20 cali i mimo to zrobiła na mnie duże wrażenie wizualne. Tak samo miałem ze Zjawą z DiCaprio - wizualnie fantastyczny film mimo iż oglądany na małym ekranie.
- 5 1
-
2024-03-01 10:55
(1)
Zależy na czym oglądasz w domu. Ja np. OLED 65 cali + dobre audio i sam film oczywiście w 4K i efekt "wow" jest, mimo że to nie jest prawdziwe kino.
- 4 3
-
2024-03-01 11:02
No to na moje w takich warunkach można przyznać, że efekty są serio dobre, ale nie aż na "wow". Kwestia gustu
- 3 4
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.