• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Gra fortuny". Przekręt w stylu Jamesa Bonda

Tomasz Zacharczuk
14 stycznia 2023 (artykuł sprzed 1 roku) 
Opinie (26)

Ile Guya Ritchiego jest w nowym Guyu Ritchiem? Niewiele. Czy "Gra fortuny" plasuje się w czołówce dokonań brytyjskiego reżysera? Niekoniecznie. A może Jason "poczęstuję cię piąchą i kopnę z półobrotu" Statham gra w końcu kogoś innego niż Jasona Stathama? Nic z tych rzeczy. Czy zatem kolejny wspólny projekt obu panów może się w ogóle podobać? Oj tak. Twórca "Dżentelmenów" czy "Kryptonimu U.N.C.L.E." udowadnia, że nawet jeśli nie jest w optymalnej formie, to i tak znajdzie sposób, by dostarczyć widzowi rozrywkę na zadowalającym poziomie i w stylu, który mimowolnie przywołuje na myśl serię filmów o Jamesie Bondzie.



Dokładnie ćwierć wieku minie w tym roku od premiery "Porachunków", którymi debiutujący wówczas za kamerą Guy Ritchie z dużą klasą przywitał się z milionami widzów na całym świecie. Dwa lata później nakręcił "Przekręt", czyli zdecydowanie swój najlepszy film. Oba tytuły to wciąż ścisły top gangsterskich komedii i kwintesencja stylu brytyjskiego reżysera uwielbiającego błyskotliwe dialogi, ekspresowy montaż oraz narracyjne i fabularne eksperymenty. Te zresztą dopieszczał w kolejnych latach, ale już ze zmiennym skutkiem.

Świetne projekty (oba filmy o Sherlocku Holmesie, trochę niedoceniany mimo wszystko "Revolver" czy "Dżentelmeni") przeplatał kiepskimi ("Rock'N'Rolla", "Rejs w nieznane") lub co najwyżej poprawnymi ("Król Artur. Legenda miecza", "Aladyn"). "Gra fortuny" przemeblowania na szczycie rankingu reżyserskich dokonań Ritchiego raczej nie spowoduje, a i samemu Brytyjczykowi można wygarnąć tutaj to i owo. Skłamałbym jednak twierdząc, że nie ubawiłem się przez te blisko dwie godziny, choć prawdopodobnie jutro nie będę już tego pamiętać.

Orson Fortune (Jason Statham) wraz ze swoją ekipą próbuje dotrzeć do handlarza bronią, który dysponuje śmiertelnie niebezpieczną technologią. Kluczowa może być pomoc hollywoodzkiego gwiazdora (Josh Hartnett), którego fanem jest główny złoczyńca. Orson Fortune (Jason Statham) wraz ze swoją ekipą próbuje dotrzeć do handlarza bronią, który dysponuje śmiertelnie niebezpieczną technologią. Kluczowa może być pomoc hollywoodzkiego gwiazdora (Josh Hartnett), którego fanem jest główny złoczyńca.

Ethan Hunt przybija "piątkę" z Jamesem Bondem



Szanse na to, że którykolwiek z panów z duetu Guy Ritchie/Jason Statham zostanie w przyszłości zaangażowany do kolejnego projektu o kryptonimie 007 wydają się raczej mizerne. Obaj postanowili więc wziąć sprawy w swoje ręce i trochę pogimnastykować się z bondowską wizją kina. Mamy w "Grze fortuny" niemal cały pakiet zaczerpnięty z produkcji o Jamesie Bondzie. Wybitnie skutecznego agenta służb specjalnych, który ma problemy z subordynacją i wyjątkową słabość do jednego z trunków (choć nie jest to martini z wódką). Niebezpieczną misję przechwycenia technologicznej broni, której użycie wywróci światowy ład do góry nogami. I w końcu, krążącą po różnych malowniczych zakątkach wartką akcję.

Orson Fortune (Jason Statham) do starcia z handlarzem bronią, Gregiem Simmondsem (Hugh Grant), nie staje jednak w pojedynkę. Naprędce montuje ekipę wszechstronnie uzdolnionych specjalistów od eliminowania wrogów, hakowania najlepszych zabezpieczeń i prowadzenia wszelakich pojazdów mechanicznych. Kłania się więc schemat rodem z serii "Mission: Impossible". Tak oto na filmowej imprezie Ritchiego Ethan Hunt przybija "piątkę" z Jamesem Bondem, a dwa szpiegowskie cykle zostają potraktowane z wyraźnym przymrużeniem oka, a zarazem bez głupkowatego parodiowania.

Pomimo, że "Gra fortuny" opiera się głównie na akcji i w znacznie mniejszym stopniu na fabule, to nie sposób nie docenić świetnych aktorskich popisów choćby Hugh Granta. Zresztą ten były amant brytyjskiego kina znakomicie ostatnio wypada w projektach Guya Ritchiego. Pomimo, że "Gra fortuny" opiera się głównie na akcji i w znacznie mniejszym stopniu na fabule, to nie sposób nie docenić świetnych aktorskich popisów choćby Hugh Granta. Zresztą ten były amant brytyjskiego kina znakomicie ostatnio wypada w projektach Guya Ritchiego.

Dużo akcji, ale mało Ritchiego



Wszystkie te mniej lub bardziej oczywiste inspiracje w połączeniu z autorskim stylem Ritchiego owocują widowiskiem, które momentami może nawet nieco zmęczyć szalonym tempem i nadmiarem akcji. Na narzekanie, podobnie zresztą jak na nudę, nie ma jednak "Grze fortuny" czasu. Wszystko tu pędzi z zawrotną prędkością. Łącznie z fabułą, której doskwiera z tego powodu wyraźny brak początku i końca opowiadanej historii. Bez zbędnych wyjaśnień zostajemy wrzuceni w wir ekranowych wydarzeń. Bez większych emocji i fajerwerków obserwujemy z kolei finał, który wygląda tak, jakby ktoś wyciął kulminacyjne pięć minut naparzania się po gębach i demolowania wszystkiego wokół.

W tym akurat momencie nie do końca zafunkcjonował bondowski model oparty przecież na epickiej końcowej walce dobra i zła. O dziwo nie zafunkcjonował także reżyserski zmysł samego Guya Ritchiego, który ze wszystkich swoich charakterystycznych zagrywek korzysta bardzo oszczędnie. Nie ma tu narracyjnej wirtuozerii, realizacyjnej woltyżerki (choć film jest bardzo porządnie nakręcony, jednak tylko porządnie) i przede wszystkim przestawiania fabularnych klocków. Historia, którą w "Grze fortuny" proponuje brytyjski reżyser, jest zaskakująco płytka i jednowymiarowa. Bardzo mało Ritchiego w Ritchiem.

Jason Statham. To właściwie wystarczy, aby podsumować jego występ. Jeden z największych twardzieli kina akcji jest w swoim żywiole i w dobrej formie. Jason Statham. To właściwie wystarczy, aby podsumować jego występ. Jeden z największych twardzieli kina akcji jest w swoim żywiole i w dobrej formie.

"Gra fortuny", czyli przekręt, który działa



Tradycyjnie za to, w tego typu produkcjach, bardzo dużo jest Jasona Stathama. Bardziej atlety, fightera, ekranowej osobowości niż pełnokrwistego aktora. Trudno zresztą wyrobić sobie odpowiedni warsztat, jeśli jego angaż do filmu w 80 procentach polega na fizycznych popisach, a w pozostałych 20 na rzucaniu "sucharów" i posyłaniu widzom gniewnych spojrzeń. Nie będę się z tym nawet specjalnie ukrywał - ze wszystkich "pół-aktorów" to jest mój nr 1 i kupuję go w niemal każdej produkcji. Całe szczęście, że Sylvester Stallone (za sprawą serii "Niezniszczalni") i Ritchie (który już w filmie "Jeden gniewny człowiek" wrócił do współpracy ze Stathamem) wydostali gwiazdora kopanego kina z filmów klasy B. Miejsce Stathama jest właśnie w takich przedsięwzięciach jak "Gra fortuny".

Niekoniecznie jednak ekranowy Orson Fortune błyszczy najmocniej. Świetnie prezentują się (zwłaszcza we wspólnych scenach) wspomniany Hugh Grant i swobodnie bawiąca się postacią Sarah Aubrey Plaza. Przyjemnie zobaczyć również niezbyt często goszczącego ostatnio w dobrych jakościowo produkcjach Josha Hartnetta, który w "Grze fortuny" wciela się w hollywoodzką gwiazdę, Danny'ego Francesco. To właśnie nim agent sił specjalny wysługuje się, by dotrzeć do głównego antagonisty.

Koneserzy Ritchiego w jego najwyższej formie "Grę fortuny" być może określą mianem chałtury. Ewentualnie najnowszy produkt sygnowany nazwiskiem Brytyjczyka nazwą - nomen omen - niefortunną próbą przestawienia się na mocno uproszczoną rozrywkę. Znajdą się jednak i tacy, którym nieco bardziej czytelny Ritchie przypadnie do gustu. Prawda zapewne, jak głosi wyświechtane do bólu powiedzenie, leży gdzieś pośrodku. Dokładnie pomiędzy najlepszymi, a najgorszymi filmami twórcy "Porachunków". Sztuką jest jednak nakręcenie średniego, jak na swoje możliwości, filmu, którym Ritchie i tak zostawia w tyle większość współczesnych filmów akcji. Taki to przekręt tego dżentelmena.

OCENA: 6/10

Film

7.5
42 oceny

Gra fortuny (5 opinii)

(5 opinii)
akcja, kryminał

Opinie (26) 5 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • RocknRolla słabym filmem? (5)

    Ale Król Artur już w rankingu autora jest wyżej? Każdy ma swój gust. Dla mnie zaś RnR to numer dwa Ritchiego. Niestety film słabo się sprzedał i nie dostaniemy kontynuacji. Ale na wiele dobrych filmów się nie sprzedało.
    Ritchie nakręcił cztery filmy w swoim stylu: Porachunki, Przekręt, RnR i Dżentelmenów. Forma spadała i Ritchie woli wypluwać te gunwo warte akcyjniaki na których zarabia najlepiej. Ś.p. Chris Cornell tez nagrał płytę z Timbalandem. Nikogo nie skrzywdził, a na pengę zasłużył swoim pisaniem.

    • 24 0

    • Archie i jego plaskacz :) Choc dla mnie nr 2 to Porachunki. (3)

      • 2 0

      • (2)

        Na prawdę. Dobre dialogi i scena gonitwy karabinów maszynowych z doczepionymi do nich ruskimi zbrodniarzami wojennymi :) plaskacz nie byl zagraniem pana Raz,Dwa?

        • 0 0

        • Tam na torach byl fantastyczny plaskacz, to prawda :) (1)

          Ale filozofie plaskacza wykladal Archie, pokazywal i tlumaczyl swoim gorylom, jak to powinno byc wykonane i dlaczego :)

          • 1 0

          • Prawada! Piękne.

            • 0 0

    • Zdecydowanie popieram rocknrolla to zdecydowanie świetny i dopracowany film, ciekawe czy wróci do formy z początków kariery

      • 3 0

  • "Przekręt w stylu Don Orleone" to będzie hit.

    • 0 0

  • Każdy film z szattanem jest super :) (1)

    Orzeł...widziałem kawałek . ale KICHA !..nie umywa sie do starego filmu. i ci aktorzy tam pasuja jak ...kicha,kicha,kicha.

    • 4 2

    • Orzeł lepiej wchodzi po 7 Gdańskich ;)

      • 0 0

  • Słabe scenariusze współcześnie są

    W TVP starocie sprzed 80 lat to jak przekręt Mosadu i młodocianych agentów

    • 0 1

  • James Bond nie specjalizował się w przekrętach dziecko

    • 0 1

  • Cieniutki

    Niestety jeden ze słabszych filmów z Jasonem. Rozmach jest ale fabuła banalna. Nie polecam w kinie

    • 0 1

  • Szkoda fatygi. Nadaje się do Netfliksa. (1)

    • 3 1

    • nietflix to szajs

      • 2 1

  • Znowu Statham. Ten facet wszędzie gra i wygląda tak samo. (1)

    • 6 7

    • No i?

      Są ludzie, którzy nic więcej nie muszą.
      Statham to właśnie taki gość :)

      • 2 2

  • Opinia wyróżniona

    Niestety, to jest fenomen nowego kina (2)

    Wchodzisz, oglądasz, wychodzisz i już nie pamiętasz. Tak było z ostatnim Bondem. Obejrzałem, nawet fajny, ale.... o czym to było?

    • 39 5

    • Dlatego ostatnie filmy akcji z Tomem Cruisem, w szczególności seria Mission Impossible, zdajdają Bonda na śniadanie

      • 8 1

    • Poprawnosc POlityczna i lewactwo niszczy wszystko nawet filmy

      • 11 11

  • Opinia wyróżniona

    (1)

    Dawno nie widziałem tak nijakiego filmu. W ogóle nie czuć tu Ritchiego, wygląda to jak film z generatora. Są postaci o których nic nie wielu, pościgi bez żadnego pomysłu- i taki jest ten film

    • 20 3

    • Nic nie wiemy*

      • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Nowe Horyzonty Tournée

20 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

SPY x Family CODE: White w Helios ANIME

29,90 zł
projekcje filmowe

SPY x Family CODE: White w Helios Anime

29,90 zł
projekcje filmowe