Legenda Kurta Cobaina wiecznie żywa. Recenzja filmu "Montage of Heck"
Ponad 20 lat po tragicznej śmierci, lider legendarnej Nirvany powraca w wielkim stylu. Kurt Cobain znów zachwyca, fascynuje i inspiruje, ale nie unika przy tym kontrowersji, odrazy i jakże charakterystycznego, szczególnie dla niego, niezrozumienia. "Montage of Heck" jest kapsułą czasu wysłaną przez Bretta Morgana w głąb chaosu, jakim był umysł ikony muzyki lat 90.
Kilkanaście kartonowych pudeł, a w nich setki notatek i zapisków o szerokim spektrum tematycznym, od listy zakupów czy wydatków, po teksty utworów, gitarowe tabulatury i osobiste, niemal pamiętnikowe wyznania autora. Ponad setka amatorskich kaset magnetofonowych, na których oprócz solidnej porcji rock'n'rolla i punka, słychać powolne i nieśmiałe wykluwanie się grunge'u. I pięć osób - doświadczonych przez życie i jego pokusy, sprawiających wrażenie wypalonych i opuszczonych świadków narodzin oraz upadku legendy. Wspólnym mianownikiem jest Kurt Cobain.
Właśnie takim materiałem dysponował reżyser Brett Morgan, tworząc pierwszy, w pełni autoryzowany przez rodzinę i wyprodukowany przez córkę Cobaina, pełnometrażowy dokument o życiu lidera Nirvany. Nieograniczony dostęp do prywatnych rzeczy muzyka spowodował, iż Morgan, pomimo ponad 20-letniej nieobecności Cobaina, mógł niemal zajrzeć w oczy geniusza, jak określa się go już na samym początku filmu. To spojrzenie, również w perspektywie widza, zarówno fascynuje, jak i przeraża. "Montage of Heck" nie jest bowiem typowym filmem dokumentalnym. Owszem, zachowana jest pewna chronologia, przełomowe momenty okraszone są komentarzem najbliższych, a całość uzupełnia muzyczny przekrój Nirvany, od "Bleach" aż po "In Utero". Tu jednak względna harmonia się kończy, a zaczyna chaos, jakim nasycony był 27-letni żywot Kurta Cobaina.
Główną oś filmu stanowią archiwalne, niepublikowane wcześniej nagrania wideo i zapisy fonograficzne. Morgan nie traktuje ich jednak jako dodatku czy uzupełnienia, a właśnie z tych autobiograficznych przebłysków komponuje niepokojącą historię człowieka przepełnionego talentem, ale i wewnętrzną walką oraz sprzecznością. Tę niszczącą opozycję widać doskonale na kinowym ekranie. Kurta Cobaina poznajemy zarówno jako żywiołowego kilkulatka przebranego w kostium Batmana, wyginającego się ze sztuczną gitarą malucha otoczonego miłością najbliższych. Widzimy też odrzuconego przez rówieśników nastolatka siedzącego na torach kolejowych i czekającego na nadjeżdżającą śmierć. Obserwujemy największą w tamtych czasach gwiazdę muzyki beztrosko zabawiającą swoją córkę, aby po chwili oglądać przerażający kadr z półprzytomnym i bełkoczącym bez sensu narkomanem trzymającym na kolanach dziecko. Bo taki był Kurt. Muzyczny geniusz, krzewiciel idei wolności i niezależności, a jednocześnie niewolnik własnych lęków, fobii i heroinowego nałogu. Buńczuczny muzyk uwielbiający występy na żywo i nieznoszący mediów oraz aspołeczny paranoik chcący za wszelką cenę schować się przed światem i sławą. Takiego widzimy go w "Montage of Heck".
Dokument, który dopiero zagościł na polskich ekranach, jest bardzo intymną analizą życia Cobaina. Twórcy bez większych oporów zaglądają do sypialni Kurta i Courtney, pokazują go jako rodzica, męża, syna i przyjaciela, nie dbając jednocześnie o poprawność i gloryfikację swojego bohatera. To leży już w rękach widza, a materiał zaproponowany przez Bretta Morgana z pewnością tego zadania nie ułatwi. Tak, jak ciężko było zaklasyfikować muzykę i twórczość Nirvany, tak ciężko jest zrozumieć jej lidera.
Największą wartością filmu jest mnóstwo niepublikowanych wcześniej materiałów, od amatorskich filmów po zapisy i rysunki Cobaina, znakomicie zebrane przez twórców w formie onirycznych animacji, dzięki którym dzieła muzyka ożywają i zabierają nas w głąb jego umysłu. Wypowiedzi najbliższych są jedynie tłem, dlatego "Montage of Heck" z pewnością nie jest filmem przegadanym, a przez to drętwym i nieco sztucznym. Główną postacią jest tylko i wyłącznie Kurt Cobain.
Pytanie zasadnicze: po co powstał "Montage of Heck"? Zapewne jest próbą zobrazowania legendy. Pokazania tego, jakim był, bez ukrywania kontrowersji, wbrew wyobrażeniom i wszelkim tabu. Być może bolesnym rozliczeniem się najbliższych z przeszłością, wyrzuceniem bólu i tęsknoty, które widać na twarzach rozmówców (może z wyjątkiem apatycznej, zobojętniałej Courtney). A może kolejną dźwignią finansową dla twórców z wykorzystaniem wizerunku człowieka walczącego o prywatność, wolność i autonomię? Jakie by cele nie przyświecały filmowcom i osobom zaangażowanym w produkcję, w efekcie końcowym dostajemy dzieło obowiązkowe, przesycone emocjami, zmuszające do refleksji, zaskakujące swoją formą i zawartością. I choć ciężko uniknąć skojarzeń ze słynnym "The Wall" (o czym zresztą mówi sam reżyser w wywiadzie po napisach końcowych - warto zostać w kinie kilka minut dłużej!), "Montage of Heck" pisze własną historię i narzuca nowy kierunek biograficznym dokumentom.
A co powiedziałby sam Kurt? Z całą pewnością nigdy nie upubliczniłby tak intymnych wycinków ze swego wspaniałego, acz bolesnego życia. A może machnąłby ręką i rzucił cicho "Nevermind..." ?
OCENA: 8/10
Film
Opinie (30) 5 zablokowanych
-
2015-04-25 08:57
film widziałem, oprócz prywatnych nagrań przedstawionych w filmie nie wniósł nic nowego.. ewidentnie film pod publikę-szkoda., a czas "młodości" nie do odtworzenia:)
- 1 1
-
2015-04-26 23:34
W sieci jest całkiem niezły nowy album 'A Tribute To Nirvana'
Covery utworów Nirvany różnych wykonawców. Warto posłuchać.
- 0 1
-
2015-04-29 06:31
Film ok.
Film ciekawy, choć nie wnosi nic nowego. Tragedia napisy - białe na białym tle i latające góra, dół. Nie wiem dlaczego, ale nie ma Dave'a Grohl'a.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.