• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Filmowa mielizna. Recenzja filmu "W samym sercu morza"

Tomasz Zacharczuk
4 grudnia 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 

Najnowszy film Rona Howarda, odwołujący się do pierwowzoru literackiego "Moby Dicka", to opowieść o szalonej pogoni za własnymi żądzami i sławą oraz o tym, jak niebezpieczne jest to w połączeniu z nieprzewidywalnymi siłami natury. "W samym sercu morza" jest także przykładem na to, w jaki sposób intrygującą opowieść można spłycić do kronikarskiej formy i utknąć na filmowej mieliźnie.



Mało kto w hollywoodzkim światku tak chętnie sięga po scenariusze kreślone przez prawdziwe życie, jak Ron Howard. Reżyser już niejednokrotnie udowadniał, że dostrzeżony na kartach historii potencjał potrafi znakomicie przekuć w ekranowy sukces. Tak było choćby w przypadku "Człowieka z ringu", "Frost/Nixon" czy ostatniego dzieła spod ręki Amerykanina, "Wyścigu". "W samym sercu morza" wpisuje się w podobny schemat, aczkolwiek tym razem konfrontacja Howarda z zaadaptowaną opowieścią przypomina karkołomną walkę załogi statku "Essex" z potężnym kaszalotem.

Historia stanowiąca kanwę filmu posiada wszelkie atuty na to, by idealnie wstrzelić się w gusta miłośników kina, a przy okazji sprostać ambicjom filmowców. W 1819 roku wielorybniczy statek "Essex" faktycznie wypłynął w swój ostatni rejs. Po kilku miesiącach na otwartym morzu wyprawa po drogocenny wielorybi tłuszcz zakończyła się zderzeniem z kaszalotem. Okręt poszedł na dno, a kilkunastoosobowa załoga uwięziona na szalupach rozpoczęła dryfowanie w nieznanym kierunku, wypatrując jakiejkolwiek pomocy. Incydent po latach zainspirował niejakiego Hermana Melville'a do napisania jednego z największych dzieł światowej literatury, "Moby Dicka".

Howard w swoim najnowszym filmie skupia się przede wszystkim na załodze feralnego statku, skrupulatnie obserwuje trudy pracy łowców wielorybów, nieśmiało analizuje konflikt kapitana George'a Pollarda (Benjamin Walker) z pierwszym oficerem Chasem (Chris Hemsworth) i zaciąga widza w szaleńczą przygodę po morzach i oceanach. W pierwszej połowie filmu czujemy więc przyjemną bryzę na twarzy i huśtamy się w rytm podrygów okrętu na wzburzonych falach. Warto czerpać z tego rejsu jak najwięcej, bo przygoda i dynamiczne tempo akcji zostają momentalnie ucięte.

"W samym sercu morza" to bowiem dzieło składające się z dwóch aktów, zupełnie odmiennych i niestety bardzo względem siebie nierównych. O ile pierwszą część filmu możemy porównać do szalonych wypraw na wzór "Pana i władcy: Na krańcu świata", o tyle druga część przypomina samotne dryfowanie na własnoręcznie wykonanej tratwie. Można śmiało stwierdzić, że styl i tempo akcji twórcy filmu dostosowali do sytuacji ekranowych rozbitków. Zmagający się z głodem, niesprzyjającą aurą, brakiem pitnej wody i nadziei na ratunek bohaterowie symbolizują niejako bezradność reżysera. Fragment filmu, w którym znakomicie można byłoby rozbudować międzyludzkie relacje, podkreślić osobiste dramaty, nadać powierzchownej historii bezcennej głębi zostaje zastąpiony zlepkiem urwanych kadrów, które mają jedynie za zadanie pokazać coraz słabszych, chudszych, bardziej zdesperowanych rozbitków, którzy chwytają się przerażająco brutalnego sposobu na przetrwanie.

Zabrakło Howardowi werwy i wielowymiarowości, jakie pokazał w "Wyścigu". Blado wypada także wątek głównych postaci, którym daleko do specyficznej interakcji, jaką udało się uchwycić we "Frost/Nixon". Nieco sztucznie napompowany i ograny stereotypowo konflikt kapitana ze swym podwładnym traci na wiarygodności oraz zwyczajnie nudzi. Pod tym kątem o wiele ciekawiej prezentuje się relacja ekranowego Melville'a (Ben Whishaw) ze starym Nickersonem (Brendan Gleeson), który z perspektywy czasu opowiada młodemu pisarzowi prawdziwą historię załogi "Essex".

Howard nie byłby jednak sobą, gdyby nie potrafił przykuć uwagi widza do końca, mimo że finał opowieści bardzo łatwo i szybko można wyszukać w internetowej przeglądarce. Doświadczenie filmowca celnie podpowiada mu, w jakie akordy uderzać, by skutecznie zagrać na emocjach publiki. W sukurs Howardowi idą efektowne zdjęcia i momentami świetna ścieżka dźwiękowa. Z kolei rozczarowuje warstwa wizualna w postaci wątpliwej urody efektów specjalnych. Na szczęście, w kulminacyjnym momencie scena katastrofy statku i atak gigantycznego wieloryba nadrabiają te niedociągnięcia.

"W samym sercu morza" z pewnością filmowym "Moby Dickiem" nie będzie. Przygodowy dramat obfituje w zbyt wiele poprawności, przewidywalności i skrótowości, a trochę nijacy bohaterowie nie wywołują w nas większych emocji. Do filmowej katastrofy jednakże daleko, a i ratunkowego koła Howardowi jeszcze rzucać nie musimy. Potargany przez scenariuszowy sztorm dobija ostatecznie do lądu, ale po takim wyjadaczu można było spodziewać się czegoś więcej.

OCENA: 6/10

Film

5.1
15 ocen

W samym sercu morza (5 opinii)

(5 opinii)
Dramat, Akcja, Przygodowy

Opinie (16) 3 zablokowane

  • za niska ocena

    6/10 to można dać temu horrorowi The Boy, 7/10

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Kino Konesera - La Chimera

29,90 zł
projekcje filmowe

Kino Konesera: La chimera

29,90 zł
projekcje filmowe

Kino Konesera: La chimera

29,9 zł
projekcje filmowe