• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Żołnierz bez karabinu. Recenzja filmu "Przełęcz ocalonych"

Tomasz Zacharczuk
6 listopada 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 

Przełęcz ocalonych - zwiastun:


Czy żołnierz odmawiający używania broni i rzucony w wir wojennej jatki jest w stanie nie tylko przetrwać, ale i uratować życie kilkudziesięciu kompanom? Historia Desmonda Dossa, którą na warsztat wziął Mel Gibson, pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych dla kogoś, kto poza głęboką wiarą na pierwszym miejscu stawia upór, konsekwencję i bezgraniczną chęć pomocy. Właśnie takim wartościom hołduje "Przełęcz ocalonych" - monumentalny pomnik na cześć ludzkiej niezłomności w osobie chuderlawego szeregowca.



Nazwisko Desmonda Dossa na stałe zapisało się już w historii amerykańskiej armii, choć paradoksalnie początkowo robiono niemal wszystko, aby religijnego chłopaka z Virginii zniechęcić do wojskowego uniformu. Aspirujący do funkcji sanitariusza adwentysta dnia siódmego odmawiał bowiem noszenia i korzystania z broni, która przecież na polu bitwy wydaje się być jedyną deską ratunku. Swoją decyzją wywoływał wściekłość przełożonych i otwartą niechęć graniczącą z nieufnością ze strony pozostałych rekrutów. Szkalowany więc z niemal każdej strony Doss inspirację i motywację do dalszych działań czerpał z niewielkiej Biblii, skrzętnie chowanej w kieszonce munduru. To właśnie głęboko zakorzeniona wiara pozwoliła sanitariuszowi w pojedynkę ewakuować z pola bitwy 75 rannych żołnierzy. Przez kilka godzin osamotniony szeregowiec ze stromego klifu na japońskiej Okinawie spuszczał jednego po drugim ze swoich kompanów i mimo wielokrotnego otarcia się o śmierć, nie wystrzelił choćby jednego naboju.

Desmond Doss był pierwszą osobą w historii amerykańskiej armii, która odmówiła walki i posługiwania się bronią. Nie przeszkodziło mu to w bohaterskiej akcji ratowniczej, w wyniku której ocalił życie 75 żołnierzy uwięzionych na krwawym urwisku japońskiej Okinawy. Desmond Doss był pierwszą osobą w historii amerykańskiej armii, która odmówiła walki i posługiwania się bronią. Nie przeszkodziło mu to w bohaterskiej akcji ratowniczej, w wyniku której ocalił życie 75 żołnierzy uwięzionych na krwawym urwisku japońskiej Okinawy.
Strzałem w dziesiątkę z kolei okazało się zekranizowanie niezwykłej historii wojennego bohatera przez Mela Gibsona. Wracający po 10 latach na reżyserski stołek twórca "Pasji" i "Braveheart" wciąż doskonale wie, w które akordy uderzać, aby wstrząsnąć widzem, zarówno pod kątem emocjonalnym samej historii, jak i naturalistycznej wizji wojennej masakry. Gibson, choć nie unika górnolotnych ogólników i amerykańskiego patosu, potrafi umiejętnie ważyć emocje. I robi to na tyle przekonująco, że choć początkowo ciężko nam się utożsamić z postawą głównego bohatera i przekonać się do jego racji (ba, mogą nas one nawet irytować i śmieszyć), to w końcowej fazie filmu naszą nieufność w mig przekuwamy w niezmącony podziw i respekt. Nawet, gdy fanatyczna wręcz religijność Dossa momentami ociera się o przejaskrawienie i nierzadko wywoła zapewne prześmiewczą reakcję, to koniec końców trudno oprzeć się kibicowaniu mu w szaleńczych manewrach na polu bitwy.

Rosnące z każdym kadrem sympatia i uznanie dla głównego bohatera w głównej mierze opierają się na zasługach reżysera. Mel Gibson zgrabnie zatuszował w filmie często błahe lub nienaturalnie napompowane dialogi, zbyt mocno ukierunkowane na przekonania pobożnego sanitariusza. Oczywiste przecież obawy przełożonych i kompanów o przydatność Dossa na wojennym polu obrócono głównie w stereotypowe fizyczne i psychologiczne nękanie wyalienowanego szeregowca. Argumenty, choć skrzętnie prezentowane z obu stron, zostały przez scenarzystów tak plastycznie ugniecione, że główny bohater i jego przekonania wydają się być jedynymi słusznymi.

"Przełęcz ocalonych" to z pewnością najlepszy wojenny film ostatnich lat. Batalistyczne sceny robią piorunujące wrażenie, a dbałość o realizm momentami przyprawia aż o dreszcze. "Przełęcz ocalonych" to z pewnością najlepszy wojenny film ostatnich lat. Batalistyczne sceny robią piorunujące wrażenie, a dbałość o realizm momentami przyprawia aż o dreszcze.
Pewnego uproszczenia nie uniknął jednak i sam Gibson, a doskonale widać to w układzie "Przełęczy ocalonych". Zgodnie niemal ze światopoglądem Dossa, a więc "po bożemu", twórca "Braveheart" odhacza kolejne epizody z życia głównego bohatera. Od momentami traumatycznego dzieciństwa pod silną ręką ojca-alkoholika, poprzez pobieżnie naszkicowany wątek miłosny, aż po nasycone krwią i potem szkolenie niesfornego rekruta. Gibson pod kątem ekspozycji ekranowych zdarzeń nigdy jednak do większych ambicji nie aspirował, co nie świadczy o jakichkolwiek brakach, a bardziej podkreśla dbałość o warstwę emocjonalną. A "Przełęcz ocalonych" w tym właśnie wymiarze prezentuje się bez zarzutu. Film potrafi wzruszyć, zaskoczyć, lekko zirytować, ale i jednocześnie w odpowiednim momencie niemal poderwać z kinowego fotela.

Poderwać mogą też aktorskie kreacje w "Przełęczy ocalonych". Kapitalnie w rolę religijnego sanitariusza wciela się Andrew Garfield, który znakomicie potrafi oddać na wielkim ekranie pasję swojej postaci, ale jednocześnie uzewnętrznić tłumione wewnątrz emocje, co wyraźnie widać choćby w scenie pobytu Dossa w więzieniu. Ciężko momentami oprzeć się wrażeniu, że Garfield niemal stworzony jest do odegrania akurat tej roli i to nie tylko ze względu na wizualne podobieństwo do młodego Dossa. Świetnie na drugim planie odnajdują się Vince Vaughn i Sam Worthington, których postaci ewoluują zgodnie z rytmem ekranowych zdarzeń i - co ważne - ta wewnętrzna przemiana jest naprawdę wiarygodna.

O ile pierwsza połowa filmu upłynie nam pod znakiem mozolnej ekspozycji głównej postaci i starannego obudowania wokół niej całej historii, o tyle pozostała część dzieła stanowi już prawdziwą ucztę dla fanów wojennego kina. Pod kątem ekranowego realizmu "Przełęcz ocalonych" plasuje się bardzo blisko choćby "Szeregowca Ryana", zaś tempem akcji i batalistycznymi kadrami przypomina "Kompanię braci", aczkolwiek ze względu na japońsko-amerykański wymiar wojny bliższy wydaje się w tym przypadku "Pacyfik". Bitewne sekwencje, choć brutalnie realistyczne, efektownie wrzucają nas w sam wir krwawej masakry, która stanowi znaczące tło poczynań głównego bohatera. I szkoda jedynie wydźwięku ostatnich kadrów nastawionych już tylko i wyłącznie na gloryfikację Amerykanów kosztem jednoznacznie i stereotypowo ogranych Japończyków. W tej finalnej laurce wystawionej na cześć brawurowych jankesów niknie gdzieś fenomen indywidualnego bohatera, który uosabia pierwiastek humanizmu w tym zwierzęcym świecie przepełnionym krwią i cierpieniem.

Najnowszy film Mela Gibsona, choć oczywiście należy klasyfikować w ramach kina wojennego, to w dość istotny sposób mówi ponadto o ludzkiej niezłomności oraz o niewątpliwej wartości zachowania własnych poglądów i przekonań, nie tylko religijnych, które często stoją w sprzeczności z obowiązującym trendem. Najnowszy film Mela Gibsona, choć oczywiście należy klasyfikować w ramach kina wojennego, to w dość istotny sposób mówi ponadto o ludzkiej niezłomności oraz o niewątpliwej wartości zachowania własnych poglądów i przekonań, nie tylko religijnych, które często stoją w sprzeczności z obowiązującym trendem.
"Przełęcz ocalonych", pomimo niektórych niedociągnięć, oddaje należny hołd Desmondowi Dossowi i  z mocnym przytupem akcentuje powrót Mela Gibsona za kamerę. Pozostawia też w widzu subtelną chwilę zadumy nad sensem zbrojnych konfliktów, a przede wszystkim uwiarygodnia tezę, że czasami podążenie własnymi torami i w zgodzie z indywidualnym światopoglądem może zdziałać więcej niż bierne podporządkowanie się woli ogółu.

OCENA: 7/10

Film

6.3
39 ocen

Przełęcz ocalonych (34 opinie)

(34 opinie)
Dramat, Biograficzny, Wojenny

Opinie (56) 2 zablokowane

  • Gibson chce zrobic coś lepszego niz "Pluton"?

    • 1 2

  • (2)

    Top 5 filmów wojennych:
    1. Szeregowiec Ryan
    2. Czas apokalipsy
    3. Full Metal Jacket
    4. Łowca jeleni
    5. Pluton

    • 6 1

    • "Listy z Iwojimy/Sztandar Naszych Ojców"
      niemiecki "Stalingrad"
      "1944"
      "Hamburger Hill"

      • 2 1

    • Czas apokalipsy bardzo wojenny

      • 0 2

  • Zilnierz bez karabinu to nie żołnierz tylko misiewicz

    • 4 2

  • Byłem

    Widziałem go .Kobitki bez chusteczek nie idźta bo rękawy bedo za mokre. Hej!!

    • 2 1

  • Pytanie za 100 (2)

    Adwentyści nie walczą i nie używają broni. ? Myślałem, że tylko Świadkowie Jehowy.

    • 1 0

    • W filmie pokazano prawdziwy powód wstrętu do głównego bohatera. I nie była to religia a "kłopoty rodzinne"

      • 0 0

    • dziwne

      Dziwni ci adwentyści.Pracuję z jednym.Też ma taką małą biblię.Wszyscy się z niego śmieją....nie wiem dlaczego.W soboty nie przychodzi do pracy bo mówi że to siódmy dzień tygodnia więc zgodnie z przykazaniem nie pracuje..Ale to pikuś.Sprawdziłem to ze sto razy i kurczę....ma racj3.Niedziela jest pierwszym dniem tygodnia o którym mówi każdy ksiądz i na każdej mszy.Jestem poirytowany na maksa bo....okazuje się że klechy w kolejnej sprawie mnie wkręcają.Może warto zrewidować swoją wiarę?

      • 0 0

  • (1)

    Autor pisze, że szkoda tylko stereotypowego ukazania Japończyków. A niby jacy byli ich żołnierze i całe społeczeństwo podczas IIWŚ, pełni rozterek? Japończycy myśleli i zachowywali się jak mrówki, wszyscy jednakowo zabijali w imię cesarza i wielkości Japonii. Fakt, że było to efektem azjatyckiego wychowania połączonego z praniem mózgu, ale nie można na siłę szukać szarości tam, gdzie w rzeczywistości było czarno biało. Wiem, że dzisiaj to niestosowne tak twierdzić, bo liberalne podejście naucza o szarych ludziach wykorzystywanych przez kilku dyktatorów, ale tak nie było.

    • 1 1

    • Jasne, że żołnierze uczestniczący w wojnach to tylko ofiary systemu, władzy i czasów, w których przyszło im żyć.

      • 0 0

  • To film o budowaniu i zachowaniu tożsamości.

    Pierwsza część fillmu buduje przede wszystkim tożsamość bohatera chcącego walczyć w roli sanitariusza o ludzkie życie - sens pomocy sanitarnej ujawnił się już w zdarzeniach z I Wojny Światowej.
    Druga część, koszarowo-więzienna wystawia go na próbę wytrwałości.
    Trzecia część jest spełnieniem marzenia i zbieraniem owoców potwierdzających przyjęte założenia, co bohater odbiera jako powołanie: "Czego chcesz ode mnie Boże...?" i łaskę możliwości upragnionego działania: "Boże pozwól mi uratować jeszcze jednego..." - step by step, one by one...

    • 1 0

  • Miotacze ognia

    Miotacze ognia zostały użyte w Warszawie przez Niemców do tłumienia Powstania Warszawskiego, a Polacy kryli się razem ze szczurami w kanałach. Wyspa była japońska, a Amerykanie byli "przybyszami"? Trudno się odrzec od uczucia sympatii dla Japończyków broniących honorowo i ofiarnie swoje Ojczyzny?

    • 0 0

  • chrześcijanin

    Mel Gibson jest prawdziwym chrześcijaninem a jego bohater ukazuje jak trudno się znależć prawdziwemu chrześcijaninowi we współczesnym świecie? Mógłby zrobić uczciwy rozliczeniowy film o wojnie wietnamskiej, który mógłby wstrząsnąć sumieniami fałszywych amerykańskich chrześcijan?
    Ale nie ma na tyle odwagi, co jego bohater z jego filmu?

    • 0 0

  • Tygiel narodów

    Potem była jeszcze wojna koreańska, potem wojna w Wietnamie? Czy byli jeszcze sanitariusze bez broni, ratujący rannych na polach bitew?

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

7. Dni Krytyki Filmowej w Gdyni

24 zł
impreza filmowa, festiwal filmowy, przegląd