• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wiele hałasu o nic. Recenzja filmu "American Assassin"

Tomasz Zacharczuk
15 września 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

Stylizowany na szpiegowski thriller, a zarazem męskie kino spod znaku wendety, film Michaela Cuesty w rzeczywistości okazuje się być tendencyjnym sensacyjniakiem, który z powodzeniem mógłby zapełniać jedynie nocne pasma telewizyjne, i to w dodatku tych mniej popularnych stacji. Jason Bourne miał się spotkać z Johnem Wickiem, ale ktoś wyraźnie zapomniał obu panów ze sobą umówić.



Gdy za tworzenie filmowego scenariusza zabierają się jednocześnie cztery osoby, z dużą dozą prawdopodobieństwa można spodziewać się nieuchronnego bałaganu, którego często nie jest w stanie sprzątnąć nawet zaprawiona w bojach reżyserska miotła. Podobny schemat widać niestety w sposobie kreacji głównego bohatera "American Assassin". Podczas prac nad skryptem wydaje się, że każdy ze scenarzystów był na etapie fascynacji różnymi filmami. I tak pierwszy z trylogii Jasona Bourne'a zaczerpnął wyszkolenie i sprawność bojową niezawodnego szpiega, drugi zapatrzył się w skuteczność i widowiskowość "Johna Wicka", kolejny z "Uprowadzonej" wyciągnął motyw osobistej determinacji, zaś czwarty zgłębiał tajniki kina dla nastolatków. Na domiar złego, reżyser zamiast całej ferajny pilnować, poświęcał się seansom kina klasy B z Nicholasem Cagem. I tak właśnie narodził się "Amerykański zabójca".

Trującym owocem tej niezsynchronizowanej współpracy jest Mitch Rapp (Dylan O'Brien) - przystojny i wysportowany młodzian, którego błogie wakacje na Ibizie u boku ukochanej zamieniają się w osobistą tragedię. W wyniku terrorystycznego ataku główny bohater traci narzeczoną i to w okolicznościach, które skutkowałyby traumą na resztę życia. Mitch na długą żałobę nie marnuje czasu. Osiemnaście bolesnych po dramacie miesięcy poświęca na treningi MMA i wypady na strzelnicę. Jednocześnie zgłębia wiedzę o islamie i stopniowo zaczyna przenikać w terrorystyczne szeregi z hasłem aż nazbyt wypisanym na zarośniętej twarzy: zemsta.

Mitch Rapp (Dylan O'Brien) po stracie ukochanej angażuje się w samotną walkę z terrorystami. Po wcieleniu do CIA tym razem musi jednak zapobiec planom  byłego pracownika agencji. Mitch Rapp (Dylan O'Brien) po stracie ukochanej angażuje się w samotną walkę z terrorystami. Po wcieleniu do CIA tym razem musi jednak zapobiec planom  byłego pracownika agencji.
Personalną motywację pilnie obserwowanego przez służby Rappa planuje wykorzystać szefowa tajnej komórki CIA. W świetnie wyszkolonym i zdeterminowanym mężczyźnie tkwi bowiem potencjał na światowej klasy zabijakę. Mitch trafia pod skrzydła eks-komandosa Stana Hurleya (Michael Keaton), który podopiecznego musi nauczyć przede wszystkim subordynacji. Czasu jest niewiele, bo lada dzień świeżo upieczony agent rusza na pierwszą misję do Europy.

Rappowi, choć szczerze współczujemy i początkowo trzymamy kciuki za wyrównanie krzywd, wraz z postępującą fabułą coraz trudniej kibicować. Głównie dlatego, że staje się nam tragicznie obojętny. Na wyprasowanej twarzy Dylana O'Briena nie widać choć jednej emocjonalnej fałdki, poza szklącymi się z tęsknoty za ukochaną oczami. Znanemu z młodzieżowej serii "Więzień labiryntu" aktorowi brakuje po prostu kilku porządnych kwestii i niekontrolowanej improwizacji. Scenarzyści na siłę próbowali ulepić z Mitcha Rappa romantycznego mściciela, elokwentnego agenta i przebojowego macho w jednej osobie. Podczas gdy postać grana przez O'Briena przypomina bardziej efekt nieudanej operacji plastycznej wykonywanej jednocześnie przez czterech emerytowanych chirurgów.

Stabilności brakuje również całemu filmowi. "American Assassin" w początkowych kadrach oferuje nam ciekawie rozwijające się kino szpiegowskie z dominującym motywem zemsty, ale bardzo szybko wjeżdża na tory przeciętnego sensacyjniaka z przeładowaną liczbą wątków. "Odwrócony" agent o tandetnym pseudonimie "Duch" (bardzo słaby Taylor Kitsch), rosyjscy dyplomaci, spiskujący wobec USA irańscy opozycjoniści, skradziony pluton, włoscy mafiosi w fikuśnych dresach i atomowa intryga w tle to już zdecydowana przesada. Wszystkie składniki co prawda zagęszczają tę filmową papkę, ale mają wyjątkowo mdły smak.

Bohaterowie "American Assassin", niczym w rasowym kinie szpiegowskim, wiele podróżują, rozpracowują wrogich agentów i stają do bezpośredniej konfrontacji. Piętrzące się fabularne absurdy i kiepsko nakreślone postaci powodują, że nie przywiązujemy jednak do ekranowych faktów większej uwagi. Bohaterowie "American Assassin", niczym w rasowym kinie szpiegowskim, wiele podróżują, rozpracowują wrogich agentów i stają do bezpośredniej konfrontacji. Piętrzące się fabularne absurdy i kiepsko nakreślone postaci powodują, że nie przywiązujemy jednak do ekranowych faktów większej uwagi.
Michael Cuesta po ambitnym prologu niestety kurczowo trzyma się wytycznych rzemieślniczego kina akcji. Pościg, bijatyka, strzelanina i zapętlamy sekwencję. Tempo z pewnością pozwoli entuzjastom takiej konwencji dotrwać do końca, ale bardziej wymagający widz bez trudu rozpisze kolejność dalszych scen zwieńczonych równie absurdalnym, co nudnym finałem. Wypełnianiu czasu pomiędzy kolejnymi starciami bohaterów nie służą także jałowe, drewniane dialogi, które sprawiają, że zamiast soczystych bon motów z aktorskich ust wysypują się suche wióry.

Film Cuesty posiada tzw. momenty, które ograniczają się do jednokrotnego użycia. W "American Assassin" znajdziemy jedną emocjonalnie dopracowaną sekwencję, którą jest początkowa scena ataku terrorystycznego - ze względu na aktualność tematu naprawdę przyprawia o ciarki. Jeden udany sytuacyjny żart podpowiadający jak poradzić sobie z trzema agresywnymi psami. Jednego porządnego aktora (Michael Keaton), który podobnie jak wszyscy ociera się o groteskę, ale ma to "coś" (czego szkoda na takie produkcje, zwłaszcza po tak świetnej serii jaką ostatnio notuje). I jedną zgrabnie wymyśloną, ale jak w przypadku całego filmu słabo ograną, scenę walki (pojedynek Rappa z ochroniarzem w rezydencji). Znajdzie się nawet ukłon w stronę polskiej publiczności za sprawą wizyty ... w Warszawie, podczas której przekonamy się, że Michael Fassbender naprawdę chyba nieźle radził sobie z polską mową w "X-Menach", w przeciwieństwie do Taylora Kitscha.

Micheal Keaton jako mentor młodego agenta chwilami szkicuje wręcz karykaturę własnej postaci, ale i tak wybija się na pierwszy plan wśród przeciętnej obsady uwikłanej na dodatek w bardzo słaby scenariusz. Micheal Keaton jako mentor młodego agenta chwilami szkicuje wręcz karykaturę własnej postaci, ale i tak wybija się na pierwszy plan wśród przeciętnej obsady uwikłanej na dodatek w bardzo słaby scenariusz.
Oparty na prozie Flynna Vince'a "American Assassin" to taka męska wersja harlequina, w którym zamiast łez jest krew, dywan z płatków róż zastępuje stos wystrzelonych nabojów, a wyznaniami miłości są inwektywy na "f" (w wersji oryginalnej). Sporo tu zamieszania, dynamiki, górnolotnych haseł i podróży po Starym Kontynencie. Są naładowane pistolety, zaostrzone noże, szybkie samochody i motorówki, ba, nawet "atomówkę" ktoś wtoczy na plan. Jest piękny pan i piękna pani. Piękne reklamy i piękne zapowiedzi. I pięknie zaprzepaszczony potencjał na coś, co odróżniałoby się od 99% podobnych produkcji, które zazwyczaj lądują po paru tygodniach na płytach DVD lub w nocnych ramówkach telewizyjnych stacji. Wybrzmiewające w tytule "american", niestety, w tym przypadku ma zdecydowanie negatywne zabarwienie. Dobitny komentarz do filmu niech stanowi padająca w nim polska z kolei fraza: "niech pan przestawi stąd tego vana". Tak, panie Cuesta, bardzo proszę. Najlepiej w jakiś ślepy filmowy zaułek.

OCENA: 3/10

Film

5.4
10 ocen

American Assassin (1 opinia)

(1 opinia)
Thriller, Akcja

Opinie (20)

  • Chyba sie wybiorę bo i tak nic ciekawszego nie ma

    • 2 2

  • opinia (1)

    Film fajny, trzyma w napięciu. Nie rozumiem opinii autora tekstu

    • 7 4

    • Może dlatego, że masz papkę zamiast mózgu?

      J.w.

      • 0 3

  • Fajnie

    jw.

    • 1 1

  • Ostro zjechany film, ale wolę konkretnie i z uzasadnieniem... (2)

    ...niż paplaninę i bezpłciowy bełkot o niczym.

    • 3 1

    • ale ja nie umiem inaczej

      to po prostu moj styl jest no

      • 1 0

    • Opis mlodziezowym kodem ale czlowiek wie czy warto dziewczyne wziac do kina warto
      Teraz wiem ze znajomej parze z wejcherowa polece bo to ich poziom

      • 1 0

  • Amerykański NINJA z Dudikofem. (1)

    Jest 100 razy lepszy.

    • 6 0

    • No na kasetach pierwsza scena z lamaniem syrzaly klasyka kina klasy b

      • 0 0

  • czekamy na kolejne wykłady redaktora Z.

    z recenzji bije po oczach fakt, że o filmie redaktor wie tyle, że kilka obejrzał. smutne, bo żeby kogos uświadamiać to warto byc najpierw samemu świadomym.

    • 0 3

  • Trochę szkoda...

    ...bo książkową serię o przygodach Rappa czyta się całkiem przyjemnie, mimo że nie jest to jakaś oryginalna proza, a podobieństwa do Bourne'a są widoczne. Również dlatego, że ekranizacja serii o bohaterze Ludluma z Mattem Damonem, chociaż z pierwowzorem nie ma nic wspólnego, to na ekranie broni się raczej całkiem dobrze. Mogło wypalić, zwłaszcza że tutaj filmowcy mieli więcej fabularnych możliwości. Flynn pozostawił po sobie aż 11 książek o perypetiach Mitcha Rappa, a Ludlum napisał tylko 3 części Bourne'a. Widocznie Rapp jeszcze szybciej podzieli losy filmowego Jacka Reachera...

    PS Szanowny recenzencie: autor książkowego pierwowzoru nazywał się Vince Flynn, nie Flynn Vince.

    • 0 0

  • Pit

    Jest jeden plus kolejna papka akcji za spore pieniadze i nie ma w roli glownej marky marka albo toma crusa

    • 1 0

  • Dno

    absolutne

    • 0 2

  • Polecam

    Bardzo fajny film akcji, nie nudziłam się i polecam wszystkim :)

    • 4 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Dobre, bo polskie: Pianoforte + spotkanie z pianistą Mikołajem Sikałą

15 zł
projekcje filmowe, przegląd, DKF

Kultura Dostępna: Sami swoi. Początek

12,90 zł
projekcje filmowe