Jeden z najbardziej zapracowanych reżyserów na świecie tym razem proponuje melancholijny spacer po nowojorskim lunaparku rodem z lat 50. ubiegłego stulecia. Niestety, dość szybko nadmiar cukrowej waty przyprawia o mdłości, a karuzela sygnowana nazwiskiem Allena co rusz łapie awarię. Nawet towarzystwo niezrównanej Kate Winslet z upływem czasu staje się dość uciążliwe.
Najsłynniejszy nowojorczyk w historii kina kawiarniany klimat Manhattanu postanowił zastąpić urokliwą plażą Coney Island i przy okazji zaserwować widzom nostalgiczną podróż w czasie do połowy ubiegłego stulecia. Rozświetlony neonami lunapark, wypełnione po brzegi plażowe restauracyjki, połyskujące w słońcu cadillaki i unoszący się w powietrzu zapach cukrowej waty. Wypisz wymaluj trójwymiarowa pocztówka Nowego Jorku w stylu retro.
Tętniące życiem centrum rozrywki dla czwórki głównych bohaterów z dobrą zabawą ma niewiele wspólnego. Spośród tumultu plażowiczów i wystrzałów z pobliskiej strzelnicy ledwie półszeptem wybrzmiewają niespełnione ambicje i nieśmiałe marzenia życiowych rozbitków. Ginny (Kate Winslet), niedoszła aktorka, z trudem łączy pracę w niewielkiej knajpce z wychowywaniem niesfornego syna i opieką nad cholerycznym małżonkiem. Humpty (Jim Belushi) bowiem ma słabą rękę do butelki, ale niezwykle twardą w stosunku do Ginny. Poczciwiec, ale z problemami, również dorabia w pobliskim lunaparku. Podobnie jak córka marnotrawna, Carolina (Juno Temple), która w obawie o własne życie uciekła od męża-gangstera. Rodzinny trójkąt przecina jeszcze Mickey (Justin Timberlake) - ratownik z duszą artysty zaczytany w Czechowie i marzący o karierze pisarza.
Pin-upowy Nowy Jork w "Na karuzeli życia" jest wyjątkowo złudny. Początkowo, co prawda, malownicze kadry spod ręki operatorskiego weterana, Vittorio Storaro, w połączeniu z charakterystyczną dla Allena ekspozycją bohaterów przypominają doskonale znane komediowe oblicze twórcy "Annie Hall". Co więcej, mistrz wykorzystuje nawet sprawdzone wielokrotnie zabiegi, jak choćby obsadzenie Mickey'a w roli narratora bezpośrednio zwracającego się do widzów. W tle pobrzmiewa relaksujący jazz, aktorzy tryskają energią, akcja zawiązuje się niezwykle sprawnie. Do czasu.
Woody Allen komediową sielankę z każdą upływającą minutą nasącza gorzkim jadem, jakby na przekór swoim ostatnim, dość błahym i infantylnym, dziełom. Sentymentalne Coney Island przeobraża się w egzystencjalne więzienie, a bohaterowie uderzają w najwyższe tony ekranowego patosu. Wszystko to sprawia, że w "Na karuzeli życia" Allen wydaje się być jeszcze bardziej cyniczny, zgorzkniały i refleksyjny niż zazwyczaj. I to zdecydowanie mogłoby zadziałać na plus, gdyby reżyserowi wystarczyło energii i pomysłów na ciekawą opowieść. Zamiast tego wieje niestety przeraźliwą nudą.
Allen za wszelką cenę pragnie pokazać, że bardziej od nieszczęśliwej i poniekąd niesprawiedliwej miłości interesuje go ludzkie przeznaczenie i nierówna z nim walka. Dywaguje na temat natury człowieka zdolnego do marzeń, ale także podatnego na pułapki monotonnej codzienności. Pokazuje, jak cienka jest granica pomiędzy romantyzmem a fanatyzmem. Ambitne założenia grzęzną jednak w słabym scenariuszu, który "Na karuzeli życia" sprowadza właśnie do tragikomicznego romansu, którego reżyser zapewne chciał uniknąć. Przewidywalnego, rozchwianego emocjonalnie i przerysowanego. A przez to mało wiarygodnego i nużącego.
Paradoksalnie jednak im bardziej pretensjonalna staje się sama opowieść, tym więcej zyskują aktorzy. Świetnie radzi sobie rzadko już wykorzystywany we współczesnym kinie Jim Belushi. Nieźle w roli pozornie tylko nieporadnej kokietki wypada Juno Temple. Szczere chęci wykazuje Justin Timberlake, ale z postaci Mickey'a niewiele da się wycisnąć. Film należy jednak tylko i wyłącznie do Kate Winslet, która wzbija się na nieosiągalny dla większości hollywoodzkich aktorek pułap. Allen dzięki swoim "Blue Jasmine" obdarował Oscarem Cate Blanchett. Niewykluczone, że podobny scenariusz powtórzy się w przypadku Kate Winslet. Utytułowana aktorka bez dwóch zdań jest najjaśniejszym punktem filmu. Bez niej ta karuzela by nie zadziałała.
Stąd też "Na karuzeli życia" stanowi propozycję głównie dla zagorzałych sympatyków nowojorczyka, dla których nawet jeśli owa karuzela nie ruszy, to dzięki towarzystwu Allena będzie atrakcją samą w sobie. Pozostali, którzy liczą jednak na przejażdżkę, bezceremonialnie zsiądą i poszukają innych atrakcji. Woody Allen wciąż jest potrzebny we współczesnym kinie, ale nie w takiej formie.
OCENA: 4/10
Film

Na karuzeli życia (13 opinii)
- produkcja
- USA
- gatunek
- Dramat
- premiera
-
1 grudnia 2017
- czas trwania
- 1 godz. 41 min.