Ramówkę wypełniały filmowe przeboje z wypożyczalni kaset wideo, bajki dla najmłodszych, a nawet... niemieckie erotyki i przepowiednie wróżki Benity. Na antenie reklamowały się sklepy komputerowe, salony samochodowe i centra meblarskie. Relacjonowano tutaj rozrywkowe życie Trójmiasta, ślub jednego z synów Lecha Wałęsy czy początki WOŚP. Powstała na początku lat 90. Sky Orunia była telewizyjnym fenomenem i pierwszą prywatną stacją w Polsce. Właśnie do tej niezwykłej historii w swoim pełnometrażowym debiucie nawiązuje gdańszczanka Elżbieta Benkowska. Zdjęcia do filmu "Orunia 4ever", oczywiście na Oruni, ruszą w przyszłym roku.
Repertuar kin w Trójmieście
Dwóch młodych i biednych chłopaków marzy o sławie, wielkich pieniądzach i pięknych kobietach. W chylącej się ku upadkowi komunistycznej Polsce zakładają piracką telewizję. Nielegalny biznes okazuje się sporym sukcesem, ale jednocześnie wystawia przyjaźń Seby i Bogusia na ciężką próbę. Obaj muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, czy spełnianie zawodowych ambicji i pogoń za zyskiem stanowią synonim szczęścia. Odpowiedzi, stojąc za kamerą, poszuka też autorka tego scenariusza, gdańszczanka
Elżbieta Benkowska.
Mieszkanka Oruni w swoim pełnometrażowym debiucie reżyserskim nawiąże do historii powstania telewizyjnej stacji, która - jak na tamte czasy - była nie tylko lokalnym ewenementem. "Pirat z Oruni" zaczyna nadawanie
relacje z lokalnych wydarzeń i imprez
20%
filmy dla dorosłych po północy
25%
spotkania w studio z ciekawymi ludźmi
3%
filmy, nawet te gorszej jakości
28%
jestem za młody(a), by pamiętać telewizję Sky Orunia
19%
Pod koniec 1992 r. Telewizja Polsat przełamuje duopol publicznego nadawcy i staje się pierwszą prywatną ogólnopolską stacją w kraju. Pięć lat później na rynku
debiutuje TVN. Pojawienie się nowych graczy oznacza zupełnie inny wymiar domowej rozrywki dla milionów widzów w całej Polsce. Ale nie dla mieszkańców Oruni, części Śródmieścia i Pruszcza Gdańskiego, którzy uroki i możliwości komercyjnej telewizji poznali już kilka lat wcześniej.
Piracka Sky Orunia poniekąd wyprzedziła swoje czasy, a historia tego przedziwnego telewizyjnego tworu narodziła się zupełnie przypadkowo. Jest rok 1989.
Zbigniew Klewiado, właściciel warsztatu napraw telewizorów na gdańskiej Oruni, jako jeden z pierwszych w okolicy instaluje sobie satelitarną antenę. W tamtych czasach było to prawdziwe okno na świat umożliwiające odbiorcy dostęp do kanałów i treści, o jakich widzowie dwóch publicznych stacji mogli jedynie pomarzyć. Posiadacz nowiutkiego "talerza", wykorzystując swój fach, postanawia nieco podrasować satelitarny sygnał. Ten wkrótce zaczyna docierać do innych mieszkańców Oruni.
Zobacz także: film o ORP "Orzeł" jesienią w kinach- Chcąc sobie ułatwić robotę, aby się nie podłączać z kablami, zrobiłem sobie taki nadajnik. Gwoździa włożyłem do anteny, obraz był już ładny. Mój kolega, sąsiad dwa domy dalej, przyszedł kiedyś do mnie. Tak sobie gadamy i on mówi: "wiesz co, ja jakiś program mam, jakieś muzyki, sporty". Oho, myślę sobie, wpadnę zobaczyć. Patrzę, a tam kanał ode mnie leci. Pytam go wtedy: "dobra, to co ci puścić teraz?" - wspominał w 2012 r. na łamach portalu mojaorunia.pl sam Klewiado.
Do "Pirata z Oruni", jak go później w swoim materiale nazwie TVP, zaczynają się zgłaszać kolejni sąsiedzi. Oni też chcą w swoim odbiorniku oglądać "jakieś muzyki, sporty". Nie mija wiele miesięcy, gdy niebieska poświata późno w nocy rozświetla już niemal całą Orunię. Tymczasem w pozostałych gdańskich dzielnicach jest ciemno, bo publiczne stacje dawno skończyły nadawanie.
W tych przedziwnych i wyjątkowych okolicznościach rodzi się Sky Orunia - nowy wymiar telewizyjnej rozrywki tylko dla wybranych mieszkańców Trójmiasta. Golizna, wróżby i prezydent "na telefonie"
W 1990 r. sygnał pirackiej stacji dociera do mieszkańców Oruni, a także części Śródmieścia i Pruszcza Gdańskiego. Brak jakichkolwiek regulacji dotyczących praw autorskich sprzyja stopniowemu rozszerzaniu umownej ramówki.
To już nie tylko nadawane z satelity programy i niemieckie erotyki, które królują nocami na antenie Sky Orunia. Pojawia się coraz więcej filmów kopiowanych z kaset VHS. Do warsztatu Zbigniewa Klewiado przy ul.
Nowiny przychodzą również sami mieszkańcy - chcą zareklamować swój biznes, pozdrowić na antenie rodzinę lub po prostu zobaczyć "telewizję" od kuchni.
Zobacz także: Kino letnie na molo w SopocieTo działa w obie strony, bo do orunian wychodzi też telewizja.
Klewiado wraz z kolegami zaczyna nagrywać uliczne sondy, relacje z komunii czy zakończenia roku szkolnego, są transmisje z lokalnych festynów, imprez i wydarzeń sportowych, a nawet ślubów (sfilmowano ceremonię jednego z synów Lecha Wałęsy). Jest kącik wróżbiarski enigmatycznej Benity, a przez telefon na pytania mieszkańców odpowiada sam prezydent Gdańska, Franciszek Jamroż. Pojawiają się pierwsi reklamodawcy, a wraz z nimi dziennikarze, prezenterzy i operatorzy. W praktyce - wszyscy, którzy mają jakiekolwiek doświadczenie z kamerą i zapał do pracy. Społecznej, bo zysków z interesu raczej nie ma.
Pomimo dość przaśnego i kiczowatego charakteru nadawania stacja uczestniczy również w bardziej poważnych przedsięwzięciach.
Jako jedna z pierwszych pokazuje początki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka. Dziennikarze Sky Orunia pojawiają się także na miejscu wybuchu wieżowca we Wrzeszczu czy podczas tragicznego w skutkach koncertu Golden Life w Stoczni Gdańskiej. Jeden z operatorów stacji ginie wówczas w płomieniach, wracając po zostawiony w hali sprzęt.
W 1994 r. Sky Orunia otrzymuje nawet koncesję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. To paradoksalnie początek końca oruńskiej telewizji. Wszystkie formalności wymagają sporych nakładów finansowych. Oprócz tego dochodzi też do personalnych zatargów wśród właścicieli stacji.
Dwa lata później, w grudniu 1996 r., Sky Orunia zawiesza działalność. Jak się okazało, permanentnie. Klewiado, który w 2017 r. zmarł po długiej walce z chorobą, żałował po latach, że nie sprzedał stacji w odpowiednim momencie. Do Gdańska przyjeżdżali nawet inwestorzy z Włoch.
Sky Orunia do końca jednak zachowała lokalny charakter.
Sky Orunia inspiracją dla filmu
Fenomenem pirackiej stacji po latach zainteresowała się rodowita orunianka Elżbieta Benkowska.
Reżyserka w swoim pełnometrażowym debiucie luźno inspiruje się historią Sky Orunia, a pomysł na scenariusz konsekwentnie rozwija już od ponad sześciu lat. Na papierze wszystko jest niemal dopracowane, a w drugiej połowie roku ma ruszyć oficjalnie produkcja "Orunia 4ever". Benkowska ma już za sobą próbną scenę i casting na główne postaci.
Reżyserka jeszcze nie chce zdradzać konkretnych nazwisk, ale wiadomo, że w role Seby i Bogusia wcielą się utalentowani i bardzo znani aktorzy. Na planie - wraz z całą ekipą - pojawią się w przyszłym roku. - Zdjęcia mają się rozpocząć późną wiosną lub wczesnym latem i nie wyobrażam sobie, żeby Orunia nie pojawiła się w filmie. W tym cały sens, aby pokazać ją światu. W założeniu wszystkie zdjęcia plenerowe mają być realizowane na Oruni lub w innych częściach Gdańska. Natomiast wnętrza, ze względu na koszty, będą raczej kręcone w Warszawie. Ile Oruni będzie w filmie? Bardzo dużo, bo ta moja mała ojczyzna jest cichym bohaterem tej produkcji. Nie chodzi mi tylko o architekturę, ale o odwagę i przekorność, którą Orunia mi dała. Główni bohaterowie mojego scenariusza to chłopaki, którzy reprezentują charakterystyczną dla tego miejsca filozofię "nikt nie będzie mi mówił, co mam robić" - przyznaje Elżbieta Benkowska.
Oprócz profesjonalnych aktorów na planie znajdzie się sporo miejsca dla statystów. Bo właśnie na ludziach i ich pragnieniach, marzeniach i problemach - jak podkreśla Benkowska - ma skupiać się filmowy projekt pod nazwą "Orunia 4ever".
- Moim marzeniem jest zorganizowanie castingu dla statystów w Domu Kultury na Oruni. Nikt przecież nie zagra lepiej mieszkańców od nich samych. Co nie znaczy oczywiście, że reprezentanci innych dzielnic Gdańska czy Trójmiasta nie będą mogli uczestniczyć w zdjęciach. Wręcz przeciwnie - kontynuuje reżyserka.Hollywood na Oruni, czyli odczarować złe uroki
Benkowska swoim filmem chce poniekąd zatrzeć złe wyobrażenia o Oruni, bo pomimo upływu lat i postępującej
rewitalizacji dzielnicy nadal właśnie ta część Gdańska nie cieszy się zbyt pochlebną opinią, także poza Trójmiastem.
Na początku roku głośno było o reportażu TVP Opole. Orunię pokazano w audycji "Mroczne dzielnice", która opowiada o miejscach cieszących się złą sławą. Tymczasem, jak przekonuje reżyserka "Orunia 4ever", to właśnie miejsce, skąd pochodzi, ukształtowało ją jako człowieka i artystkę.
A nie są to czcze słowa, bo rodowita orunianka dziewięć lat temu ze swoją krótkometrażową "Oleną" (zrealizowaną w Gdyńskiej Szkole Filmowej) dotarła na salony - na festiwal w Cannes. - W gruncie rzeczy w tym filmie opowiadam o sobie. O tym, że jeśli jesteś z Oruni i przez całe życie ktoś ci mówi, jak okropne jest to miejsce, to wydaje ci się, że Hollywood czy Cannes nie są dla ciebie. A okazuje się, że właśnie dzięki temu, że jesteś z Oruni, możesz spełniać marzenia o robieniu filmów, które oglądają ludzie na całym świecie, albo zrobić Hollywood na Oruni - podkreśla Elżbieta Benkowska.Premierę filmu "Orunia 4ever" zaplanowano wstępnie na 2024 rok.