• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Równowaga na korcie. Recenzja filmu "Wojna płci"

Tomasz Zacharczuk
8 grudnia 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

Tenisowy kort, a na nim błazeński szowinista w starciu z drobną feministką schowaną za wielkimi okularami. Niecodziennym pojedynkiem skrajnych osobowości sprzed ponad 40 lat ekscytowały się miliony amerykańskich kibiców. "Wojna płci" odsłania kulisy historycznego meczu, którego stawką były nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim prawo do równego traktowania, zarówno na sportowym boisku, jak i poza nim.



Filmowa jesień zdecydowanie należy do tenisistów. Jeszcze kilka tygodni temu widzowie za sprawą "Borg/McEnroe" mogli poczuć się jak obserwatorzy ekscytującego sportowego widowiska z udziałem genialnych artystów z rakietami w dłoniach. Zanim jednak zimnokrwisty Szwed stanął oko w oko z wybuchowym Amerykaninem, kilka lat wcześniej doszło do innego tenisowego szlagieru. W 1973 roku na korcie po obu stronach siatki naprzeciw siebie nie stanęli bynajmniej odwieczni rywale ogarnięci obsesyjną żądzą dominacji. Będąca u szczytu formy drobna 29-latka rozpoczęła trzysetowy bój z 55-letnim weteranem. Kobieta kontra mężczyzna. Walcząca o równe traktowanie sportowców obu płci feministka przeciwko showmanowi z konserwatywnymi poglądami. Postęp zderzył się z tradycją.

Na początku lat 70. Billie Jean King seryjnie kolekcjonowała największe tenisowe trofea. W ślad za mnożącymi się na półce pucharami nie szły jednak korzyści finansowe. Czarę goryczy przelała sytuacja, gdy po jednym z wygranych turniejów zawodniczka zainkasowała aż 8-krotnie niższą sumę aniżeli zwycięzca męskiej rywalizacji. I nie chodziło nawet o pieniądze, a o równe traktowanie sportowców, którzy niezależnie od płci, w takim samym stopniu zapełniali widownię podczas finałowych pojedynków. Sytuację skwapliwie chciał wykorzystać Bobby Riggs. Tenisowy weteran i utytułowany sportowiec, któremu po zakończeniu kariery szczęście nie do końca dopisywało. Wyzwanie do boju liczącej się tenisistki było okazją do medialnego powrotu, ale przede wszystkim miało udowodnić, że panie na korcie zarabiają mniej, bo po prostu są słabsze.

Billie Jean King (Emma Stone) i Bobby Riggs (Steve Carell) stają do tenisowego pojedynku, w którym każde z nich gra o inną stawkę. Ona próbuje udowodnić równość kobiet i mężczyzn nie tylko na sportowym boisku. On szuka medialnego rozgłosu, tęskni za sławą i pieniędzmi, a przy okazji chce utrzeć nosa sportowcom w spódniczkach. Billie Jean King (Emma Stone) i Bobby Riggs (Steve Carell) stają do tenisowego pojedynku, w którym każde z nich gra o inną stawkę. Ona próbuje udowodnić równość kobiet i mężczyzn nie tylko na sportowym boisku. On szuka medialnego rozgłosu, tęskni za sławą i pieniędzmi, a przy okazji chce utrzeć nosa sportowcom w spódniczkach.
W "Wojnie płci" światopoglądowy dysonans pomiędzy głównymi bohaterami widać aż nadto. Billie Jean (Emma Stone) to ambitna, skromna, nieco onieśmielona sukcesami wojowniczka i wolnomyślicielka. Riggs (Steve Carell) kreowany jest tymczasem na hedonistycznego błazna, bezczelnego szowinistę i manipulatora nastawionego na zysk, zarówno finansowy, jak i medialny. Tak powierzchowna charakterystyka każdej z postaci co prawda pozwala na jasny przekaz emocjonalny, ale jednocześnie pozbawia opowieść elementu zaskoczenia, serwując widzowi długo wyczekiwany finał z odkrytymi już kartami.

Momentów, w których jednostajne portrety King i Riggsa nabierają bardziej ożywczych barw jest stosunkowo niewiele. Znajdziemy kilka pojedynczych, ładnie skręconych kadrów, które postać Steve'a Carella stawiają w nieco bardziej pozytywnych odcieniach. Wyłania się z nich mężczyzna, który nie chce popaść w zapomnienie, a flagowy dla siebie szowinizm traktuje poniekąd jak komercyjny slogan, z którymi niekoniecznie musi się w głębi serca zgadzać. Subtelnie zaakcentowane wątpliwości giną jednak w natłoku błahych gagów wypełnionych pajacowaniem Riggsa po korcie w kostiumie pasterza lub z patelnią w ręce zamiast rakiety.

Przebojowość i feministyczne zacięcie King twórcy filmu z kolei chcieli przełamać wątkiem osobistych relacji tenisistki z najbliższymi. Billie Jean, choć mężatka, uwikłana była w homoseksualny romans z przyjaciółką. Wewnętrzne wyrzuty sumienia i emocjonalne zagubienie kładły cień na sportową formę. Pomimo, że na ekranie akurat ten aspekt udało się filmowcom oddać bez większych perturbacji, to jednak swoisty seksualny manifest zaburzył tempo opowieści. Tym bardziej, że związek Billie Jean z Marylin został potraktowany zbyt powierzchownie i tendencyjnie, a momentami wręcz chaotycznie i niezgrabnie.

Wątek homoseksualnej relacji Billie Jean i Marylin zamiast uzupełniać główny wątek "Wojny płci", stara się zbyt mocno wybrzmieć jako seksualny manifest, co zaburza tempo opowieści. Trochę zbyt dużo ważnych kwestii w tak skromnej pod kątem konwencji produkcji. Wątek homoseksualnej relacji Billie Jean i Marylin zamiast uzupełniać główny wątek "Wojny płci", stara się zbyt mocno wybrzmieć jako seksualny manifest, co zaburza tempo opowieści. Trochę zbyt dużo ważnych kwestii w tak skromnej pod kątem konwencji produkcji.
Praca reżyserskiego duetu Jonathan Dayton i Valerie Faris przypomina więc dłuższymi chwilami tytułową wojnę płci. Podczas, gdy jedno z nich stara się zagarnąć dla siebie rozstrojoną emocjonalnie Billie Jean, drugie w pośpiechu ucieka w sportowe widowisko podszyte kwestią równouprawnienia. Przekłada się to niestety na realizacyjny nieporządek, operatorskie dłużyzny i wkradającą się chwilami nudę. Asymetrię widać również w konstrukcji postaci. W pewnym momencie całkowicie uwagę skupia na sobie figlarny komediant i cynik, który energią i osobowością spycha konkurentkę w tenisowy narożnik. Zaburzony jest też balans gatunkowy: twórcy filmu kameralny sportowy dramat szatkują z przaśną komedią, pokazując brak wyczucia.

"Wojnę płci" ogląda się jednak bez wstrętu i wrażenia senności. Główna w tym zasługa dwójki znakomitych aktorów. Rozmarzona i roztańczona w "La la land" Emma Stone tym razem schowana za wielkimi okularami twardo stąpa po ziemi, a właściwie po korcie. Doskonale odnajduje się w intymnych scenach z kochanką, jak i na otwartym placu boju. Realizacyjną perełką jest niezwykle sugestywna hotelowa scena z udziałem Billie Jean i jej męża. Kroku wiernie dotrzymuje niezawodny Steve Carell. Przede wszystkim dzięki niemu topornie napisana postać Riggsa nabiera większego kolorytu, a może nawet niejasności. Wszak w konwencji sportowego filmu opartego na faktach aktor ma już doświadczenie. Do absolutnie genialnej kreacji w "Foxcatcher" jest jednak wciąż daleko. Na dalszym planie raczej wieje nudą. Znajdziemy tam jedynie maski, a nie żywe postaci: przebojową agentkę, stereotypowego homoseksualistę i aż nazbyt porządnego męża.

Świetna praca aktorów to również zasługa niemałego wysiłku charakteryzatorów, ale również scenografów i speców od kostiumów. "Wojna płci" to niemal sportowy dokument znakomicie odzwierciedlający amerykańskie realia sprzed ponad 40 lat. Umiejętne lokalizowanie zdjęć i aktorów, a także nie najgorzej ograny finałowy pojedynek King i Riggsa z pewnością oddają ducha tamtej rywalizacji. W pakiecie dostajemy jeszcze porcję nieszablonowych kadrów i kilka komediowych scen z Carellem na naprawdę dobrym poziomie (wizyta u terapeuty czy spotkanie na odwyku dla hazardzistów).

"Wojna płci", pomimo scenariuszowych i reżyserskich uchybień, to wciąż obraz dość mocno aktualny tematycznie, a poza tym świetnie zagrany i bazujący na niezwykłych wydarzeniach, które rzeczywiście miały miejsce. "Wojna płci", pomimo scenariuszowych i reżyserskich uchybień, to wciąż obraz dość mocno aktualny tematycznie, a poza tym świetnie zagrany i bazujący na niezwykłych wydarzeniach, które rzeczywiście miały miejsce.
Filmowa historia damsko-męskiego pojedynku na korcie nie wybija się jednak ponad średni poziom i ostatecznie pretenduje do miana po prostu niezłego filmu sportowego, który jak w wielu podobnych przypadkach, bazuje głównie na barwnych faktach i utalentowanych aktorach. Reżyserski mikst Dayton/Faris zamiast otwartej tenisowej wymiany zapewnił widzom jedynie pokazowy sparing z mnóstwem zagrań w siatkę i skrótów wyhamowujących tempo gry. Za dużo uderzeń z forhendu, za mało smeczy, bekhendów i wolejów. A przecież te najbardziej ryzykowne zagrywki zostają najdłużej w głowach zarówno fanów tenisa, jak i filmu.

OCENA: 6/10

Film

5.0
1 ocena

Wojna płci

Komedia, Biograficzny

Opinie (16)

  • Byłam, nie polecam, gniot jakich mało. (5)

    Szkoda kasy na taki badziew.

    • 20 4

    • (3)

      kiedyś siostry Williams wyzwały na pojedynek tenisiste i to nie z czołówki tylko takiego poza dwusetką rankingu ATP! Oczywiście gładko przegraly - w sumie tylko 3 gemy ugrały w 2 setach.
      I tyle jest wart kobiecy tenis....
      teraz mogą napisac #metoo

      • 16 7

      • Tym bardziej, że ich rywal delikatnie mówiąc nie prowadził sportowego trybu życia, m.in. paląc papierosy na korcie, między gemami :)

        • 10 0

      • Arnold Szwarcenegger wyzwał na pojedynek kobiety (1)

        w filmie "Junior" urządził z pomocą De Vito zawody kto urodzi dziecko. i co? przegrał z kretesem!!!
        tyle są warci mężczyźni w pojedynku z kobietami

        • 3 8

        • No widzisz, i to jest ta różnica:

          Niech każdy robi to do czego został stworzony.

          • 0 0

    • Znowu film o gejach. Ile można...

      • 8 1

  • Szal na kortach....

    • 1 1

  • mam bekę z aktywistów po obu stronach tego absurdalnego sporu...

    Krzyczcie sobie, kopcie w barykady albo odwrotnie - wyzywajcie się od zdrajców. Marnujcie swój wolny czas na ulicy i przy obiedzie oglądając telewizję, która służy szczuciu jednych na drugich:)

    • 12 2

  • Ten film to gniot. Napisałem reklamację do kina o zwrot za bilet.

    • 11 1

  • Film oparty na faktach.

    W celu zapewnienia anonimowosci wszystkie nazwiska zostaly zmienione a cala historia zostala wyssana z palca.

    • 8 1

  • był już taki film tv z 2001 roku

    "Kiedy Billie pokonała Bobby'ego"
    ogólnie irytujący z uwagi na postać Riggsa, bufona w stylu juesej
    po co komu powtórka po kilkunastu latach?

    • 6 0

  • (3)

    A dzisiaj kobiety mają same przywileje... Chyba, w nie dobrą stronę to wszystko poszło...

    Emma Stone jest zarąbista ;)

    • 2 2

    • Ta, same przywileje (2)

      Zwłaszcza rodzenie dzieci z gwałtów i bycie traktowanymi jak kretynki

      • 5 2

      • Byłem pewien, że odpisze "baba" której świat się kręci wokół gwałtów i aborcji... Jak ktoś jest kretynem, to jest tak traktowany bez względu na płeć. Wystarczy przestać nim być.

        P.S. Popieram aborcję z gwałtu, zagrożenia życia matki, potencjalnej ułomności/chorób dziecka.
        Czy według Ciebie ciąża to tylko sprawa jednej osoby?

        • 3 1

      • To ile już tych dzieci urodziłaś ?

        • 1 1

  • Kłamstwo feministyczne

    Kilka lat temu wyszło na jaw że mecz był ustawiony-ale tego oczywiście w filmie nie ma.Co to za sprawiedliwość jeżeli tenisistka nie dorównujaca mężczyźnie do pięt zarabia tyle co on.To poniżanie mężczyzn.

    • 0 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Van Gogh. U bram wieczności - Klub Filmowy Kosmos

9 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe