• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Remanent w Fabryce Snów. Recenzja filmu "Pewnego razu... w Hollywood"

Tomasz Zacharczuk
17 sierpnia 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 

Quentin Tarantino kino kocha miłością bezgraniczną i bezwarunkową. Z tego niemal obsesyjnego uczucia zrodziło się "Pewnego razu... w Hollywood". Nietuzinkowy reżyser z werwą błyskotliwego gawędziarza snuje sentymentalną opowieść o Fabryce Snów, którą ubarwia hollywoodzkimi anegdotami, dygresyjnym humorem, muzycznymi szlagierami z samochodowego radia i fantazyjnym scenariuszem, łączącym fikcję z faktami. Nie jest to na pewno Tarantino w topowej formie, lecz wciąż jego filmowym zaklęciom trudno się oprzeć.



Filmy Quentina Tarantino:

Zjawiskowo piękna i szczerze roześmiana Sharon Tate żywiołowo reaguje na każdą linijkę tekstu i z niepohamowaną fascynacją chłonie przez wielkie okulary najdrobniejszy ruch aktorów. Niczym zauroczone blaskiem wielkiego ekranu dziecko, z niewinnością oraz prawdą w oczach w zaciemnionym kinie obserwuje własny występ w filmie "The Wrecking Crew". I dostarcza jej to przyjemności znacznie większej niż praca na planie zdjęciowym.

Niepozorna, acz niezwykle symboliczna scena z udziałem Margot Robbie zdaje się świetnie oddawać relacje łączące Quentina Tarantino z X Muzą. W "Pewnego razu... w Hollywood" to reżyser zakłada wielkie okulary, zaszywa się w opustoszałej sali i z nieskrywaną nostalgią spogląda na minioną już epokę, po której dziś pozostał jedynie gigantyczny napis na wzgórzach otaczających Los Angeles. Po muzealnej już Fabryce Snów rozgadany i podekscytowany kustosz Tarantino oprowadza nas krętymi, niekiedy przydługimi ścieżkami, rzucając co jakiś czas obrazowym komentarzem i soczystą anegdotą ze Stevem McQueenem (Damian Lewis) i Brucem Lee (Mike Moh).

Repertuar kin w Trójmieście


Rick Dalton (Leonardo DiCaprio) i jego kaskader Cliff Booth (Brad Pitt) starają się wrócić do filmowego biznesu, z którego wypchnął ich bezlitosny czas i zmieniające się gusta widowni. Jednym z tych, którzy próbują reaktywować Daltona na wielkim ekranie jest producent Marvin Schwarz (Al Pacino). Rick Dalton (Leonardo DiCaprio) i jego kaskader Cliff Booth (Brad Pitt) starają się wrócić do filmowego biznesu, z którego wypchnął ich bezlitosny czas i zmieniające się gusta widowni. Jednym z tych, którzy próbują reaktywować Daltona na wielkim ekranie jest producent Marvin Schwarz (Al Pacino).
Przechadzka po zamkniętych planach filmowych w towarzystwie twórcy "Pulp Fiction" może okazać się albo nużącym bajdurzeniem zadufanego w sobie mitomana, albo ekscytującą wyprawą w magiczny świat kina. Wiele zależy od widza, któremu Tarantino absolutnie nie zamierza ułatwiać wyboru. Nie ma bowiem w "Pewnego razu..." klasycznej fabuły, dygresyjne wstawki często burzą porządek opowieści, a przeraźliwie wręcz rozciągnięta ekspozycja niektórych scen wystawia naszą cierpliwość na wielką próbę. Nie od dziś jednak wiadomo, że Tarantino żadnych zagrań "pod publiczkę" nie stosuje a w realizowaniu swojej kinofilskiej misji jest bezkompromisowy.

Standardową fabułę "Pewnego razu..." zastępuje prowadzona równolegle opowieść, w której reżyser dość swobodnie zestawia ze sobą podupadającego gwiazdora archaicznych westernów i wschodzącą, blondwłosą gwiazdę kina. Rick Dalton (Leonardo DiCaprio) i jego kaskader, przyjaciel, doradca, szofer i złota rączka w jednym, Cliff Booth (Brad Pitt), symbolizują zmierzch przyrdzewiałego przemysłu filmowego, którego szczyt popularności przypadał na przełom lat 50. i 60. Pierwszy z nich częściej niż po scenariusz nowego filmu sięga po butelkę ulubionego trunku. Drugi asystuje przyjacielowi w aktorskiej niedoli i snuje się cadillakiem po zaułkach Beverly Hills.

Działania ratujące Daltona przed wygasającą sławą zbiegają się w czasie z przylotem do Los Angeles Romana Polańskiego (Rafał Zawierucha) i jego świeżo poślubionej małżonki, Sharon Tate (Margot Robbie). On jest jednym z najgorętszych nazwisk na liście najbardziej wziętych reżyserów. Ona - uosobieniem piękna, chodzącym seksapilem, zafascynowaną Hollywood nowicjuszką, która nie uległa jeszcze zblazowaniu i celebryckiemu zepsuciu. Oboje wprowadzają się do okazałej posiadłości przy Cielo Drive, w sąsiedztwie Ricka Daltona.

Wszystkie recenzje filmów


O ile Dalton z Boothem reprezentują w filmie starsze pokolenie wypalonych już artystów, szukających choć epizodycznego angażu w serialach, o tyle urzekająca, pogodna i niewinna Sharon Tate (Margot Robbie) odważnym krokiem wstępuje dopiero na ścieżkę wielkiej kariery. Wraz z nią nadciąga też nowa era w Fabryce Snów. O ile Dalton z Boothem reprezentują w filmie starsze pokolenie wypalonych już artystów, szukających choć epizodycznego angażu w serialach, o tyle urzekająca, pogodna i niewinna Sharon Tate (Margot Robbie) odważnym krokiem wstępuje dopiero na ścieżkę wielkiej kariery. Wraz z nią nadciąga też nowa era w Fabryce Snów.
Więcej zdradzać nie trzeba, a wręcz nie wypada, gdyż rozmiłowany w fabularnych twistach Tarantino tym razem w okazałym finale zrzuca na nas prawdziwą bombę atomową. Kapitalny kwadrans, będący czystą esencją tarantinowskiej wizji kina, wzorem wielkich sportowych widowisk, należałoby oglądać na stojąco, a i to niekoniecznie mogłoby pomóc znieść dramaturgię i napięcie towarzyszące ostatnim scenom. Biorąc pod uwagę opasły, dwuipółgodzinny metraż filmu, to jednak zbyt mało, by dać się całkowicie wciągnąć w ten, bądź co bądź, fantazyjnie utkany z fikcji i faktów magiczny świat Quentina.

Nie świadczy to oczywiście o jakichkolwiek niedoróbkach. Hollywood u schyłku lat 60. sfotografowane jest z niebywałą precyzją. Podczas wizyt na planach zdjęciowych faktycznie czuć, że jesteśmy świadkami kręcenia filmu, a każda przejażdżka samochodem po malowniczych ulicach Los Angeles niemal rozwiewa nam fryzurę i pozwala zaciągnąć się kalifornijskim powietrzem. Klimat retro fenomenalnie buduje również osobliwa ścieżka dźwiękowa, którą tworzą wydobywające się z samochodowego radia muzyczne szlagiery i fragmenty audycji.

Bałaganiarską nieco fabułę, rozedrgane tempo opowieści i mnóstwo niewiele wnoszących do filmu przestojów porządkuje na szczęście genialna gra aktorów. Brad Pitt i Leonardo DiCaprio rzeczywiście tworzą duet marzeń, a Ricka i Cliffa - nie ma co do tego żadnych wątpliwości - publiczność pokocha od pierwszego wejrzenia. Znakomicie prezentuje się Margot Robbie, świetny epizod zalicza Al Pacino, obiecująco wypadają młodziutkie Julia Butters (rewelacyjna!) i Margaret Qualley. Jest też oczywiście Rafał Zawierucha i właściwie tym telegraficznym komunikatem można podsumować jego oszczędną grę. Plus taki, że Roman Polański w jego wydaniu pojawia się częściej niż w jednej scenie.


Tarantino w natłoku inscenizacyjnych pomysłów, przenikających się wzajemnie w filmie gatunków, niezliczonych wątków pobocznych zwyczajnie zaczyna się gubić, a to już zupełna nowość w przypadku takiego wirtuoza obrazu. Liczne tym razem niedociągnięcia, głównie w warstwie scenariuszowej, tuszują genialni aktorzy i kapitalne zakończenie - oba te elementy mocno zawyżają notę końcową. Tarantino w natłoku inscenizacyjnych pomysłów, przenikających się wzajemnie w filmie gatunków, niezliczonych wątków pobocznych zwyczajnie zaczyna się gubić, a to już zupełna nowość w przypadku takiego wirtuoza obrazu. Liczne tym razem niedociągnięcia, głównie w warstwie scenariuszowej, tuszują genialni aktorzy i kapitalne zakończenie - oba te elementy mocno zawyżają notę końcową.
O tragicznym fragmencie życiorysu polskiego reżysera przypominają nam zresztą wałęsający się w filmie hippisi z bandy Mansona, ale, przynajmniej do pewnego momentu, nie to stanowi główny przedmiot zainteresowań Tarantino. Autor "Pewnego razu..." przez ponad dwie godziny czerpie niewyobrażalną frajdę z twórczego rzeźbienia w filmowej glinie, którą tworzą kiczowate reklamówki, spaghetti westerny, szpiegowskie i wojenne kino lat 60. oraz telewizyjne seriale akcji. Mnóstwo jest również odniesień do poprzednich dzieł Tarantino. Zabawa w kino i z kinem pełną gębą, choć w wielu miejscach wydaje się, że osobą, która akurat ma największy ubaw jest sprawca tego filmowego przedsięwzięcia.

Opowiadający sporo o przemijaniu (człowieka, kariery, epoki) Tarantino jest chyba najbardziej sentymentalny w swojej karierze. Nic więc dziwnego, że wzruszenie, o którym wielu mówiło przy okazji światowej premiery filmu w Cannes, wydaje się być adekwatnym określeniem tego, co choć przez kilka sekund możemy poczuć przed końcowymi napisami. Poczuć można też niestety pewne rozczarowanie, bo wraz z Quentinem sentymentalnym kroczy Quentin mniej wnikliwy, mniej spostrzegawczy, bardziej usztywniony, zachowawczy i nieco zagubiony. Pewnego razu w Hollywood powstał film, po którym można było spodziewać się chyba więcej.

OCENA: 7,5/10

Film

6.2
90 ocen

Pewnego razu... w Hollywood (37 opinii)

(37 opinii)
dramat

Opinie (73) 2 zablokowane

  • Dobry film, dla niektórych niestrawny bo trzeba myśleć.

    Pitt i DiCaprio w świetnej formie, Robbie zagrała plastikową Barbie, a Rafał Zawierucha jakąś kukłę. Jest jeszcze rewelacyjna Margaret Qualley i wiele epizodycznych ról również fajnie zagranych. Dobre zdjęcia, montaż i wybór muzyki.

    • 2 0

  • Podobał mi się.

    Tęsknie do filmów lekkich, ale nie głupich, infantylnych, do takich, gdzie ludzie są mili, dobrzy, weseli. Ten film taki jest, nieskomplikowany. Jak sam tytuł wskazuje to bajka, dawno temu.... tak zaczynały się bajki, a w bajkach zło przegrywa, dobro wygrywa, zakończenia są inne niż te w życiu. Nie lubię tarantino, nie znam poza kilkoma, jego filmów i ciężko mi się odnieść do całej jego twórczości, ale ten film ma u mnie plusa.

    • 2 1

  • Super film

    Bardzo mi się podobał. Nie znałem tej historii więc na koniec filmu mega zaskok. Wprawdzie 100zl wydałem bo lachona jakiegoś musiałem wziąć ze sobą ale nie żałuję tego sianka.

    • 1 3

  • Okiem nie-Amerykanina film słaby, ale dla Amerykanów 50+ kult !

    Epizod tej hipiski którą podwiózł Pitt - oboje znakomici. Caprio dla mnie nr 1 od lat. Zgadzam się, film długi dla grupy widzów jw. Niech każdy sam oceni

    • 2 0

  • +

    I, jak często, w amerykańskich filmach, świetna muzyka.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

7. Dni Krytyki Filmowej w Gdyni

24 zł
impreza filmowa, festiwal filmowy, przegląd