Remanent w Fabryce Snów. Recenzja filmu "Pewnego razu... w Hollywood"
Quentin Tarantino kino kocha miłością bezgraniczną i bezwarunkową. Z tego niemal obsesyjnego uczucia zrodziło się "Pewnego razu... w Hollywood". Nietuzinkowy reżyser z werwą błyskotliwego gawędziarza snuje sentymentalną opowieść o Fabryce Snów, którą ubarwia hollywoodzkimi anegdotami, dygresyjnym humorem, muzycznymi szlagierami z samochodowego radia i fantazyjnym scenariuszem, łączącym fikcję z faktami. Nie jest to na pewno Tarantino w topowej formie, lecz wciąż jego filmowym zaklęciom trudno się oprzeć.
Niepozorna, acz niezwykle symboliczna scena z udziałem Margot Robbie zdaje się świetnie oddawać relacje łączące Quentina Tarantino z X Muzą. W "Pewnego razu... w Hollywood" to reżyser zakłada wielkie okulary, zaszywa się w opustoszałej sali i z nieskrywaną nostalgią spogląda na minioną już epokę, po której dziś pozostał jedynie gigantyczny napis na wzgórzach otaczających Los Angeles. Po muzealnej już Fabryce Snów rozgadany i podekscytowany kustosz Tarantino oprowadza nas krętymi, niekiedy przydługimi ścieżkami, rzucając co jakiś czas obrazowym komentarzem i soczystą anegdotą ze Stevem McQueenem (Damian Lewis) i Brucem Lee (Mike Moh).
Repertuar kin w Trójmieście
Przechadzka po zamkniętych planach filmowych w towarzystwie twórcy "Pulp Fiction" może okazać się albo nużącym bajdurzeniem zadufanego w sobie mitomana, albo ekscytującą wyprawą w magiczny świat kina. Wiele zależy od widza, któremu Tarantino absolutnie nie zamierza ułatwiać wyboru. Nie ma bowiem w "Pewnego razu..." klasycznej fabuły, dygresyjne wstawki często burzą porządek opowieści, a przeraźliwie wręcz rozciągnięta ekspozycja niektórych scen wystawia naszą cierpliwość na wielką próbę. Nie od dziś jednak wiadomo, że Tarantino żadnych zagrań "pod publiczkę" nie stosuje a w realizowaniu swojej kinofilskiej misji jest bezkompromisowy.
Standardową fabułę "Pewnego razu..." zastępuje prowadzona równolegle opowieść, w której reżyser dość swobodnie zestawia ze sobą podupadającego gwiazdora archaicznych westernów i wschodzącą, blondwłosą gwiazdę kina. Rick Dalton (Leonardo DiCaprio) i jego kaskader, przyjaciel, doradca, szofer i złota rączka w jednym, Cliff Booth (Brad Pitt), symbolizują zmierzch przyrdzewiałego przemysłu filmowego, którego szczyt popularności przypadał na przełom lat 50. i 60. Pierwszy z nich częściej niż po scenariusz nowego filmu sięga po butelkę ulubionego trunku. Drugi asystuje przyjacielowi w aktorskiej niedoli i snuje się cadillakiem po zaułkach Beverly Hills.
Działania ratujące Daltona przed wygasającą sławą zbiegają się w czasie z przylotem do Los Angeles Romana Polańskiego (Rafał Zawierucha) i jego świeżo poślubionej małżonki, Sharon Tate (Margot Robbie). On jest jednym z najgorętszych nazwisk na liście najbardziej wziętych reżyserów. Ona - uosobieniem piękna, chodzącym seksapilem, zafascynowaną Hollywood nowicjuszką, która nie uległa jeszcze zblazowaniu i celebryckiemu zepsuciu. Oboje wprowadzają się do okazałej posiadłości przy Cielo Drive, w sąsiedztwie Ricka Daltona.
Wszystkie recenzje filmów
Więcej zdradzać nie trzeba, a wręcz nie wypada, gdyż rozmiłowany w fabularnych twistach Tarantino tym razem w okazałym finale zrzuca na nas prawdziwą bombę atomową. Kapitalny kwadrans, będący czystą esencją tarantinowskiej wizji kina, wzorem wielkich sportowych widowisk, należałoby oglądać na stojąco, a i to niekoniecznie mogłoby pomóc znieść dramaturgię i napięcie towarzyszące ostatnim scenom. Biorąc pod uwagę opasły, dwuipółgodzinny metraż filmu, to jednak zbyt mało, by dać się całkowicie wciągnąć w ten, bądź co bądź, fantazyjnie utkany z fikcji i faktów magiczny świat Quentina.
Nie świadczy to oczywiście o jakichkolwiek niedoróbkach. Hollywood u schyłku lat 60. sfotografowane jest z niebywałą precyzją. Podczas wizyt na planach zdjęciowych faktycznie czuć, że jesteśmy świadkami kręcenia filmu, a każda przejażdżka samochodem po malowniczych ulicach Los Angeles niemal rozwiewa nam fryzurę i pozwala zaciągnąć się kalifornijskim powietrzem. Klimat retro fenomenalnie buduje również osobliwa ścieżka dźwiękowa, którą tworzą wydobywające się z samochodowego radia muzyczne szlagiery i fragmenty audycji.
Bałaganiarską nieco fabułę, rozedrgane tempo opowieści i mnóstwo niewiele wnoszących do filmu przestojów porządkuje na szczęście genialna gra aktorów. Brad Pitt i Leonardo DiCaprio rzeczywiście tworzą duet marzeń, a Ricka i Cliffa - nie ma co do tego żadnych wątpliwości - publiczność pokocha od pierwszego wejrzenia. Znakomicie prezentuje się Margot Robbie, świetny epizod zalicza Al Pacino, obiecująco wypadają młodziutkie Julia Butters (rewelacyjna!) i Margaret Qualley. Jest też oczywiście Rafał Zawierucha i właściwie tym telegraficznym komunikatem można podsumować jego oszczędną grę. Plus taki, że Roman Polański w jego wydaniu pojawia się częściej niż w jednej scenie.
O tragicznym fragmencie życiorysu polskiego reżysera przypominają nam zresztą wałęsający się w filmie hippisi z bandy Mansona, ale, przynajmniej do pewnego momentu, nie to stanowi główny przedmiot zainteresowań Tarantino. Autor "Pewnego razu..." przez ponad dwie godziny czerpie niewyobrażalną frajdę z twórczego rzeźbienia w filmowej glinie, którą tworzą kiczowate reklamówki, spaghetti westerny, szpiegowskie i wojenne kino lat 60. oraz telewizyjne seriale akcji. Mnóstwo jest również odniesień do poprzednich dzieł Tarantino. Zabawa w kino i z kinem pełną gębą, choć w wielu miejscach wydaje się, że osobą, która akurat ma największy ubaw jest sprawca tego filmowego przedsięwzięcia.
Opowiadający sporo o przemijaniu (człowieka, kariery, epoki) Tarantino jest chyba najbardziej sentymentalny w swojej karierze. Nic więc dziwnego, że wzruszenie, o którym wielu mówiło przy okazji światowej premiery filmu w Cannes, wydaje się być adekwatnym określeniem tego, co choć przez kilka sekund możemy poczuć przed końcowymi napisami. Poczuć można też niestety pewne rozczarowanie, bo wraz z Quentinem sentymentalnym kroczy Quentin mniej wnikliwy, mniej spostrzegawczy, bardziej usztywniony, zachowawczy i nieco zagubiony. Pewnego razu w Hollywood powstał film, po którym można było spodziewać się chyba więcej.
OCENA: 7,5/10
Film
Pewnego razu... w Hollywood
Opinie (73) 2 zablokowane
-
2019-08-17 13:28
Mi się podobał. (6)
Ten film podzieli fanów QT.
- 30 14
-
2019-08-17 19:50
"mi" mówi Tusk (5)
ludzie wykształceni, choćby po podstawówce, mówią "mnie".
- 9 24
-
2019-08-17 20:37
Może to Tusk pisał:)
- 6 8
-
2019-08-17 21:00
Tak zaczynają zdanie prawdziwi Gdańszczanie (3)
To taki regionalizm.
- 7 2
-
2019-08-17 22:34
(2)
Piszemy- gdańszczanie. Z małej litery. To taki regionalizm.
- 3 4
-
2019-08-17 23:25
Piszemy małą literą (1)
"Z małej litery" to rusycyzm.
- 7 1
-
2019-08-19 00:30
I brak wychowania
- 3 0
-
2019-08-17 13:30
rozczarowanie (10)
Oczekiwania były ogromne patrząc na temat , nazwiska aktorów i reżysera a wyszło zwyczajnie nudno! za długi , wiele zbędnych wątków , scen - zabrakło fabuły , scenariusza , kultowych tekstow i pazura Tarantino ! co robi Sharon Tate ? chodzi , uśmiecha się i tańczy - co za zmarnowana rola! ja wiem ze to nie jest film o niej ale skoro gra mniejsza role to dajcie jej zagrac , jakies dłuższa kwestia a nie ide kupic ksiązke do antykwariatu albo bilet do kina. Powiem krótko co na plus : scena z Brucem Lee , scena wizyty na ranczu Mansona i ostatnie 20 min. Film nie jest zły ale daleko mu do Pulp Fiction , Reservoir Dogs czy nawet do Django i Kill Bill. Jeden z najsłabszych filmów reżysera . zmarnowany temat a szkoda .
- 61 33
-
2019-08-17 15:08
(1)
nudaaaaa ! ziew! zaraz się znajdzie jakiś pseudo krytyk który napisze ze się nie znam ale tak się skłąda ze ja się ku%#a znam!widziałem wszystkie wcześniejsze filmy Tarantino po kilka razy ! tak wiem to jest taka laurka dla końcówki lat 60tych , takie "Cinema paradiso" Tarantino , widze nawiązania i cytaty z "Wielkiej Ucieczki" , filmów Sergio Leone i Sergio Corbucci! Poznaje Bruca Lee i Stivea McQueena ale co z tego skoro ten film nie wciąga?!?!?!?! brakuje mu fabuły ! Może jeszcze da się uratować w montażu? jakaś wersja reżyserska - skrócona o godz przy czym dodać więcej scen z głównymi bohaterami ! pokazać ich dramat, problemy a olać zupełnie wątek żony Polańskiego?
- 23 15
-
2019-08-19 14:45
"widziałem wszystkie wcześniejsze filmy Tarantino po kilka razy"
Jesteś aż takim masochistą?
- 0 0
-
2019-08-17 15:14
Polański (3)
brawo dla Rafała Zawieruchy ! świetna rola ! jego życiowa! teraz to już nigdy tego nie przebije! przyćmił samego Brada Pitta i Leonarda Di Caprio! skradł im film! teraz się nie dziwie czemu nasze media tak nas bombardują jego osoba ! wszędzie wywiady , udziały w programach a w każdym to samo pytanie : jak się grało u Tarantino? no jak? widzać na ekranie! ciekawe czy wykuł te swoje kwestie na pamięć czy musiał czytać z karteczek patrząc na ilość tekstu ! BRAWO!
- 28 16
-
2019-08-17 17:01
Miał napisane na dłoni, tak jak na sprawdzianach w gimnazjum
- 4 1
-
2019-08-17 20:35
Nie podniecaj się tak, będzie kilkugodzinny serial na Netflixie więc jest szansa na dużo więcej.
- 2 1
-
2019-08-19 21:15
Rafał Zawierucha a nie Tomasz Kot, który nie zagrał w amerykańskiej produkcji a burza w mediach na jego temat była
- 1 0
-
2019-08-17 18:16
Widziałes film?
- 2 2
-
2019-08-17 20:29
Zgodzę się ale...
Co do sharone tate to ona taka właśnie miała być , miała chodzić , niewinnie się uśmiechać , być szczera , dziecinna i zauroczona LA , dobrze pomyślała postać i dobrze zagrana ale film oczywiście jak na Tarantino slaby
- 7 0
-
2019-08-17 21:02
Popieram w 100%
Nastawilem się na coś wybitnego, niestety odczucia po filmie mam jak powyżej...
- 6 1
-
2019-08-19 02:24
widać kolego nie znasz jego kina lub nie zrozumiałeś przesłania filmu czyt. Co miał autor na myśli.
- 0 2
-
2019-08-17 14:50
Są pewne świętości których się nie przebije (1)
Pulp Fiction, czy Firestarter Prodigy. Tego się nie polepszy i nie warto niczego do tego porównywać.
- 32 10
-
2019-08-18 21:57
to samo mowili o charlim chaplinie
kiedy ostatnio ogladales tego wielkiego arcymistrza komedii?
- 0 0
-
2019-08-17 14:53
Najsłabszy film Tarantino (2)
75% fiilmu to nudy i smęty. Rozczarowałem się ogromnie. Było parę fajnych scen + zaskakująca końcówka, ale jednak brakuje ciekawej fabuły. Tate i Polanskiego w ogóle mogłoby tu nie być, a film by nic nie stracił.
- 45 22
-
2019-08-17 16:59
(1)
Za mało szczelania?
- 10 1
-
2019-08-18 00:27
czeba było iść na hobbs and shaw
- 4 0
-
2019-08-17 15:30
nuda
nie polecam
- 16 29
-
2019-08-17 17:27
Ogladalem i musze powiedziec ze film wyjatkowo słaby. (7)
Dzisiaj widownia chce filmow gamgsterskich, duzo strzelania i seksu. Polecam filmy Patryka Vega.
- 19 77
-
2019-08-17 18:16
Vegi huehue
Dobre dobre i IQ podobno wzrasta do 57 a niektórym widzom do 60¡
- 16 0
-
2019-08-17 18:36
(1)
Nie sądź wszystkich po sobie . Próbowałam obejrzeć film Vegi , całe szczęście nie w kinie , No i nie dało się tego oglądać
- 13 3
-
2019-08-17 22:35
Masz telefon do d....
- 2 1
-
2019-08-17 23:28
Papryka Wege
Po Pitbulu niestety coś się zepsuło, chłop nie umie doskoczyć do poprzeczki którą sam ustawił
- 6 0
-
2019-08-18 10:43
Janusz
No właśnie Janusz... gdzie Wega do Tarantino to jak by porównać Zenka do Justina Timberlaka
- 4 0
-
2019-08-18 10:57
E... (1)
No to jak polecasz jego filmy, to po co szedłeś na Tarantino? Vegę to nawet dość trudno każesz reżyserem.
- 1 0
-
2019-08-18 12:00
Mialem darmowy bilet
- 0 0
-
2019-08-17 18:10
Ziew
Polecam cierpiącym na bezsenność.
Fabuła chyba zerżnięta z Mody na sukces z odcinków nr 35 671 i 50 350- 24 26
-
2019-08-17 18:26
One upon
Inny naprawdę inny ale te wszystkie postaci napewno są rozpoznawalne w USA
- 10 0
-
2019-08-17 18:38
(1)
pójść warto chociażby na świetny duet Pitt-Caprio:)
- 32 4
-
2019-08-17 20:24
Szkoda aktorów
Na taki nudens
- 4 3
-
2019-08-17 20:22
To za trudny film (1)
dla widzów tresowanych na Vedze czy Smarzowskim.
Wszystko takie normalne i nudne, patriarchalne i chrześcijańskie.- 31 18
-
2019-08-21 11:14
poieram 10 / 10
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.