• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja nowych "Igrzysk śmierci". Mroczny, ale udany powrót

Tomasz Zacharczuk
17 listopada 2023, godz. 17:20 
Opinie (22)

Muzyczną oprawą pierwszych "Igrzysk śmierci" mógłby być utwór ABBY "The winner takes it all", bo zwycięzca brutalnych zawodów faktycznie zabierał wszystko. Łącznie z życiem pozostałych uczestników makabrycznego widowiska. W jakiej tonacji utrzymana jest "Ballada ptaków i węży"? Być może "Marszu imperialnego", gdyż historia przechodzącego na ciemną stronę mocy Coriolanusa Snowa do złudzenia przypomina losy młodego Anakina Skywalkera. Twórcy "Igrzysk ...", podobnie jak swego czasu George Lucas, postanowili wrócić do początku swojej opowieści. I zrobili to w takim stylu, że nikt sensu tej decyzji podważać nie powinien.



Reprezentantów dwunastu dystryktów walczących na jednej arenie o przetrwanie pierwszy raz zobaczyliśmy w akcji przeszło dekadę temu. Ekranizacja powieści Suzanne Collins zdobyła ogromną popularność, więc nakręcenie "W pierścieniu ognia" i dwóch części "Kosogłosa" było już właściwie tylko formalnością. Premiera "Igrzysk śmierci" nie tylko podbiła status Jennifer Lawrence jako pełnoprawnej hollywoodzkiej gwiazdy, ale zapoczątkowała także modę na dystopijne kino młodzieżowe, czego następstwem było powstanie takich serii, jak "Więzień labiryntu" czy "Zbuntowana".



Nowe cykle, które łączyły w sobie konwencję kina przygodowego w klimacie post-apo z nastoletnimi romansami, dość szybko jednak przejadły się widzom, dlatego w ostatnich latach zbyt wielu podobnych produkcji już nie oglądaliśmy. Nie próżnowała natomiast Suzanne Collins, która 10 lat po wydaniu "Kosogłosa" napisała "Balladę ptaków i węży". Autorka zdecydowała się na dość śmiałe posunięcie, bo przebojową Katniss Everdeen wymieniła na młodego Coriolanusa Snowa, czyli późniejszego prezydenta Panem i zaciekłego wroga głównej bohaterki "Igrzysk".

Ryzykowna decyzja znalazła jednak spory poklask wśród czytelników. Niewykluczone, że teraz zastosowany przez Collins zabieg docenią także widzowie. "Ballada ptaków i węży" to bowiem najlepsza odsłona filmowych "Igrzysk" od czasu premiery drugiej części i ciekawa (przynajmniej do pewnego momentu) interpretacja doskonale już znanej historii.

Coriolanus (Tom Blyth) i Lucy Gray (Rachel Zegler), pomimo że pochodzą z dwóch różnych światów, muszą współpracować, by powalczyć o zwycięstwo na krwawej arenie. Coriolanus (Tom Blyth) i Lucy Gray (Rachel Zegler), pomimo że pochodzą z dwóch różnych światów, muszą współpracować, by powalczyć o zwycięstwo na krwawej arenie.

Igrzyska nie tak widowiskowe, ale mroczne i fascynujące



Brutalna rywalizacja, którą śledziliśmy w "Igrzyskach śmierci", łączyła w sobie bezwzględne zasady walk starożytnych gladiatorów z rozrywkową konwencją programów typu reality show. 74. Głodowym Igrzyskom, w których brała udział Katniss Everdeen, towarzyszyły rozmach, widowiskowość i specjalna medialna otoczka. W "Balladzie..." cofamy się do 10. edycji wydarzenia, którego ranga wyraźnie podupada. By poprawić wyniki oglądalności, organizatorzy igrzysk decydują się na pewne innowacje. Jedną z nich jest wprowadzenie funkcji mentorów i powierzenie tego zadania najzdolniejszym uczniom elitarnej szkoły.

Jednym z jej absolwentów jest 18-letni Coriolanus (Tom Blyth), dla którego ewentualne zwycięstwo oznacza nie tylko finansową gratyfikację i szansę na polityczną karierę, lecz przede wszystkim może być okazją do poprawienia społecznego statusu. Szanowany niegdyś ród Snowów dziś żyje na granicy ubóstwa, w cieniu elit Kapitolu. Zadanie nie będzie jednak łatwe, bo Coriolanusowi przydzielona zostaje Lucy Gray Baird (Rachel Zegler), reprezentantka najbiedniejszego z 12 dystryktów. Wątła i wrażliwa artystka na arenie, na której liczy się fizyczna siła i determinacja, ma niewielkie szanse przetrwania.

Zarys fabuły pozornie przypomina scenariusz pierwszego filmu z tej serii, aczkolwiek podobieństwo obu tytułów kończy się właściwie na ogólnych skojarzeniach. W "Balladzie..." to nie rywalizacja na śmiercionośnej arenie przykuwa największą uwagę, bo główny emocjonalny ciężar rozłożono na relację Lucy Gray i Corio oraz na przemianę dumnego i wrażliwego chłopaka w cynicznego manipulatora i krzewiciela totalitaryzmu. Choćby z tego już powodu filmowi Francisa Lawrence'a bliżej do psychologicznego dramatu z elementami kina akcji niż stricte rozrywkowego widowiska.

"Balladę ptaków i węży", nawet pomimo niewielu scen akcji i mniejszej widowiskowości niż w poprzednich częściach, ogląda się dobrze ze względu na udaną obsadę i świetną realizację filmu. Z naciskiem na scenografię i kostiumy. "Balladę ptaków i węży", nawet pomimo niewielu scen akcji i mniejszej widowiskowości niż w poprzednich częściach, ogląda się dobrze ze względu na udaną obsadę i świetną realizację filmu. Z naciskiem na scenografię i kostiumy.

Dwa rozdziały na plus, trzeci z recyklingu



"Ballada ptaków i węży" jest najmroczniejszą i zarazem najbardziej dojrzałą z dotychczasowych odsłon tego popularnego filmowego cyklu. Przynajmniej do pewnego momentu. Opasłą, bo blisko 2,5-godzinną opowieść, podzielono na trzy rozdziały, spośród których najlepiej funkcjonuje ten pierwszy, poświęcony głównie ekspozycji głównych bohaterów. A trzeba przyznać, że obie postaci sprawnie wymykają się zaszufladkowaniu. Coriolanus początkowo najbardziej intryguje tym, że zupełnie nie przypomina postaci, której ostateczną formę w "Igrzyskach śmierci" nadał Donald Sutherland. Lucy Gray również pisze własną historię, bo zgrabnie unika porównań do Katniss. To dwie zupełnie inne charakterologicznie dziewczyny, które łączy jedynie silna i krnąbrna osobowość.

Spotkanie Lucy Gray i Corio przypomina zderzenie dwóch zwalczających się wzajemnie żywiołów. Z rozwojem wydarzeń i upływem czasu oboje konfrontację zamieniają we współpracę, a ich starannie rozbudowywana na ekranie więź z całą pewnością jest jedną z największych ozdób filmu. Zwłaszcza w jego środkowym akcie, który swoją konstrukcją chyba najbardziej przypomina konwencję znaną z poprzednich odsłon "Igrzysk".

I gdyby w tym momencie twórcy "Ballady..." dopisali skromne post-scriptum i postawili kropkę, chyba nikt by się nie obraził. A na pewno mielibyśmy do czynienia z najlepszą wersją całego cyklu. W finałowym rozdziale niestety cała historia i jej poszczególne elementy rozjeżdżają się w przeciwstawne kierunki. Dotyczy to zarówno relacji dwojga bohaterów, jak i wątku metamorfozy Coriolanusa, w który wkradło się mnóstwo nerwowości, uproszczeń i banału. Pomimo wyrazistego i zadowalającego zakończenia trzeci akt przypomina wydłużany w nieskończoność epilog, któremu brakuje zarówno tempa, jak i emocjonalnego podbicia stawki.

Piąta część cyklu jest zdecydowanie jego najmroczniejszą odsłoną, bo ujawnia nie tylko zepsucie świata, ale także głównego bohatera, który niczym Anakin Skywalker ulega ciemnej stronie mocy. Piąta część cyklu jest zdecydowanie jego najmroczniejszą odsłoną, bo ujawnia nie tylko zepsucie świata, ale także głównego bohatera, który niczym Anakin Skywalker ulega ciemnej stronie mocy.

Coriolanus Wspaniały i Hala Stulecia



Dramaturgiczna i fabularna nieporadność rzutuje nie tylko na końcową ocenę filmu, ale marnuje także wysiłki głównych aktorów, którzy zarówno w duecie, jak i indywidualnie prezentują się świetnie. Rachel Zegler notuje swój najlepszy występ w krótkiej jeszcze karierze, aczkolwiek trudno oprzeć się wrażeniu, że pewnego poziomu urokliwa aktorka dysponująca wdzięcznym wokalem już nie przeskoczy. O wiele lepsze perspektywy ma z kolei Tom Blyth, który niezaprzeczalnie jest największą gwiazdą "Ballady...". Brytyjczyk na pewno zgłasza akces do grania jeszcze bardziej złożonych psychologicznie ról. Jego posągowy, powściągliwy i błądzący emocjonalnie Corio na długo zapada w pamięć.

Nie można tego raczej powiedzieć o starszej części obsady. Viola Davis początkowo robi piorunujące wrażenie, ale jej postać konsekwentnie zmierza w kierunku autoparodii i mocnego przerysowania. Znacznie lepiej wypada Peter Dinklage, choć z percepcją granej przez niego postaci lepiej wstrzymać się aż do samego finału. Warto też wspomnieć o jeszcze jednej drugoplanowanej "roli", która przypadła wrocławskiej Hali Stulecia. Dysponujący unikalną architektoniczną urodą obiekt "zagrał" w "Balladzie..." główną arenę starć, którą spece od cyfrowych efektów dość mocno "przemeblowali". Efekt robi jednak niemałe wrażenie.

Podobnie zresztą jak cały film Francisa Lawrence'a, który z pomocą Suzanne Collins zapewnił miłośnikom "Igrzysk śmierci" udany powrót do Panem. I to w na tyle dobrym stylu, że tej "Balladzie" przysłuchać się mogą również ci widzowie, którym przygody Katniss Everdeen nieszczególnie przypadły do gustu. Ten prequel dowodzi temu, że czasami warto zrobić krok wstecz niż na siłę przeć do przodu.

7/10   Ocena autora
+ Oceń film

Film

6.4
26 ocen

Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i węży (4 opinie)

(4 opinie)
akcja, sci-fi

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (22)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Kino Konesera: Monster

29,90 zł
projekcje filmowe

Kino Konesera - Monster

29,90 zł
projekcje filmowe

Monster - Kino Konesera

29,90 zł
projekcje filmowe