• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Wieloryb". Film, który zawstydza i porusza

Tomasz Zacharczuk
18 lutego 2023 (artykuł sprzed 1 roku) 
Opinie (37)

Wieloryb - zwiastun:

Gdyby na szalach gigantycznej wagi umieścić z jednej strony ważącego prawie 300 kilogramów bohatera "Wieloryba", a z drugiej stos topornych, ocierających się wręcz o kicz, metafor i uproszczeń zastosowanych przez Darrena Aronofskiego, trudno stwierdzić, w którym kierunku drgnęłaby wskazówka. Twórca "Requiem dla snu" i "mother!" już niejednokrotnie udowadniał, że subtelność nie jest jego mocną zaletą. Emocjonalnej finezji właśnie brakuje w tym klaustrofobicznym dramacie bardziej niż powietrza. Dlatego trudno "Wieloryba" uznać za dzieło spełnione, aczkolwiek dla fenomenalnego Brendana Frasera warto zanurzyć się w tę poruszającą opowieść o samotności i odkupieniu win.



Repertuar kin w Trójmieście


Charlie (Brendan Fraser) w pewnym momencie stracił kontrolę nad własnym życiem. Po tragicznej śmierci partnera zamknął się w czterech ścianach skromnego mieszkania i narastającą depresję próbował stłumić niebotyczną ilością jedzenia, którym przez lata bez pohamowania się faszerował. Poznajemy go, gdy jest już w ekstremalnie niebezpiecznym stadium otyłości. Ważący prawie 300 kilogramów mężczyzna z trudem się porusza, oddycha i mówi, choć nadal prowadzi internetowe kursy pisania dla studentów. Właściwie wegetuje i w pełni świadomie zmierza ku autodestrukcji. Zanim to nastąpi, chce jeszcze rozliczyć się z przeszłością i zobaczyć po wielu latach ukochaną córkę (Sadie Sink).

Charlie (Brendan Fraser) wykłada online sztukę pisania na jednej z amerykańskich uczelni. Mężczyzna nie pokazuje się jednak swoim studentom, bo wstydzi się własnego wyglądu. Prawie 300-kilogramowa waga zamyka go w czterech ścianach własnego mieszkania i skazuje na samotność oraz cierpienie. Charlie (Brendan Fraser) wykłada online sztukę pisania na jednej z amerykańskich uczelni. Mężczyzna nie pokazuje się jednak swoim studentom, bo wstydzi się własnego wyglądu. Prawie 300-kilogramowa waga zamyka go w czterech ścianach własnego mieszkania i skazuje na samotność oraz cierpienie.

"Wieloryb" krępuje, zawstydza i porusza



Darren Aronofsky, co udowadniał już przy okazji choćby "Requiem dla snu", "Zapaśnika" czy "Czarnego łabędzia", hołduje pewnego rodzaju ekstremum. Świadomie i wręcz z uporem sadysty spycha swoich bohaterów na skraj fizycznej i emocjonalnej wytrzymałości. Nie boi się wzbudzać tym samym wśród widzów niepokoju, dyskomfortu czy nawet odrazy. Wszak to jest właśnie jego instrumentarium służące naświetlaniu najmroczniejszych zakamarków ludzkiej psychiki. Podobny mechanizm stosuje w "Wielorybie". Gdy Charlie pyta zaglądającego przypadkiem do jego mieszkania młodego kaznodzieję, czy ten się go brzydzi, pyta tak naprawdę nas. I mogę się założyć, że spora część publiczności zaczerwieni się ze wstydu, ale przyzna, że tak.

Tymczasem Charliego tak naprawdę da się polubić od momentu spotkania z nim. To w gruncie rzeczy sympatyczny i szczery intelektualista z poczuciem humoru i pełną świadomością sytuacji, w jakiej się znalazł. Można docenić jego heroiczną walkę z monstrualnym ciałem, choć trzeba przecież pamiętać, że odpowiedzialność za ten stan spoczywa głównie na jego potężnych barkach. On sam zresztą nie sili się na szukanie wymówek. Podobnie jak Aronofsky, który ani specjalnie się na swoim bohaterze nie wyżywa, ani nie próbuje w jego imieniu prosić o litość. Co nie znaczy, że Charliemu "odpuszcza". Wręcz przeciwnie. Śledzi każdy ociężały ruch, rejestruje dławiący oddech, w celowo zawężonym kadrze portretuje jego spocone czoło i pokazuje zdeformowaną sylwetkę bez ubrań.

Głównie po to, by wprawić widza w skrępowanie, zawstydzić go, być może zaszokować i sprawić, że mimowolnie zjedzie wzrokiem z ekranu. Tylko w taki bowiem sposób będziemy w stanie poczuć to, z czym na co dzień zmaga się Charlie, który nie wychodzi za próg własnego domu, a podczas wideokonferencji ze studentami ma zawsze wyłączoną kamerę. Banałem, nawet dla Aronofskiego, byłoby jednak tylko operowanie powierzchownym obrazem w celu napiętnowania otyłości. "Wieloryb" bowiem zanurza się znacznie głębiej w ludzką psychikę. To tak naprawdę zawoalowana i przygnębiająca opowieść o samotności, egocentryzmie, nieprzepracowanej żałobie i desperackim wręcz ratowaniu godności. Pogodzenie się z córką jest dla Charliego być może ostatnią szansą, by przekonać się, że faktycznie udało mu się zrobić jedną dobrą rzecz w życiu.

"Wieloryb" jest opowieścią o nieradzeniu sobie z przeszłością i traumami, o autodestrukcji i chęci odkupienia win jednocześnie, o samotności i miłości, o rodzinie i egocentryzmie. "Wieloryb" jest opowieścią o nieradzeniu sobie z przeszłością i traumami, o autodestrukcji i chęci odkupienia win jednocześnie, o samotności i miłości, o rodzinie i egocentryzmie.

Główne grzechy Aronofskiego psują efekt



Scenariusz, bazujący zresztą na sztuce Samuela D. Huntera, pozostawia widzowi sporo miejsca na interpretowanie motywacji Charliego. Choćby w oparciu o cytowanego wielokrotnie w filmie "Moby Dicka" czy w kontekście biblijnym, co w ostatnich projektach Aronofskiego staje się już trochę monotematyczną i przynudzającą normą. Z tego jeszcze można byłoby reżysera rozgrzeszyć, ale niestety jego fanatyzm w ubarwianiu na siłę prostych historii znów daje znać o sobie. W przypadku twórcy "Pi" bardzo cienka jest bowiem granica pomiędzy trafioną alegorią a kiczem. Tego w nadmiernych ilościach doświadczamy w drugiej połowie filmu, gdy patos zagłusza już prawdę ekranu, a intrygujący dramat egzystencjalny wypiera łzawy melodramat.


Bardzo nie lubię, gdy filmowcy mówią mi jak i kiedy mam się wzruszać, a do takich właśnie nieczystych zagrywek ucieka Aronofsky, który na siłę stara się ulepszyć to, co wydawało się już dobre i tłumaczyć to, co nie wymaga dodatkowych słów i gestów. I na pewno nie wybaczę mu tego, w jak populistycznym stylu kończy swoją opowieść. Właściwie w najgorszy i najbardziej banalny z możliwych sposobów, psując naturalność, szczerość i kameralność, na jakie zasługiwał finał, bądź co bądź, poruszającej historii. Bo pomimo wielu wad "Wieloryb" nie wzbudza na szczęście obojętności i pozwala przeżyć autentyczne emocje, które tak szybko po seansie nie wyparują.

Nie byłoby tego filmu bez kapitalnego Brendana Frasera. Słowa w niewielkim stopniu oddadzą wielkość tej kreacji. Po prostu trzeba to zobaczyć. Nie byłoby tego filmu bez kapitalnego Brendana Frasera. Słowa w niewielkim stopniu oddadzą wielkość tej kreacji. Po prostu trzeba to zobaczyć.

Brendan Fraser wygrał więcej niż Oscara



Podobnie jak widok obolałego Brendana Frasera w ekstremalnie pogrubiającym kostiumie. Oczywiście należy przyklasnąć całemu sztabowi ludzi odpowiedzialnych za charakteryzację i włożenie olbrzymiego wysiłku w urealnienie tej oszałamiającej ekranowej mistyfikacji. Nie udałoby się jednak wypracować takiego efektu bez zaangażowania Frasera, który w triumfalnym stylu powraca z aktorskiego niebytu. Udręki i wstydu, jakie malują się na twarzy Charliego, nie da się sztucznie wykreować. Do tego trzeba wysokiej klasy specjalisty, a takim - i udowadnia to w "Wielorybie" - jest Fraser. Prawdopodobnie z równie fenomenalnym w "Duchach Inisherin" Colinem Farrellem rozstrzygnie walkę o tegorocznego Oscara za najlepszą rolę męską, ale były gwiazdor "Mumii" wygrał chyba występem u Aronofskiego znacznie więcej niż pozłacaną statuetkę.

Na takową szansę ma również świetna na drugim planie Hong Chau w roli Liz, przyjaciółki i pielęgniarki Charliego, która wprowadza do filmu sporo energii i nawet nieśmiałego dowcipu. Jedną z lepszych scen w filmie zalicza też Samantha Morton w roli byłej żony głównego bohatera. Nie przekonuje natomiast Sadie Sink. Jej zbuntowana i pyskata Ellie do złudzenia przypomina Max z serialu "Stranger Things", który wypromował na pewno jedną z przyszłych gwiazd Hollywood. Tutaj jednak możliwości młodej Sadie mocno ograniczył scenariusz skupiony właściwie wokół tylko jednej postaci, a mało jeszcze doświadczona aktorka nie potrafiła z tych kilku sztampowych linijek tekstu wydusić więcej niż było to wymagane.

Teatralnego w swojej formule "Wieloryba" (akcja rozgrywa się w ciasnym mieszkaniu Charliego, a oprócz niego pojawia się zaledwie pięć innych postaci) można wrzucić do szufladki z napisem "filmy, które chciałoby się, by były lepsze". Ewentualnie zaklasyfikować do kategorii "one-man show". 6-minutowa owacja po pokazie filmu w Cannes dedykowana była chyba przede wszystkim Fraserowi. 5 minut dla niego, minuta dla "Wieloryba" - to najbardziej sprawiedliwe proporcje przy ocenie najnowszego dzieła Aronofskiego.

Można i należało spodziewać się lepszych formalnie i narracyjnie rozwiązań, ale niech przemówią emocje. Tych nie brakuje, a konfrontacja z nimi nie będzie ani łatwa, ani przyjemna. Może się okazać jednak bardzo wartościowa i szkoda byłoby stracić taką szansę. Szczególnie na obejrzenie roli, która trafia się może raz na dekadę, a niektórym aktorom raz w życiu.

OCENA: 6/10

Film

7.6
72 oceny

Wieloryb (10 opinii)

(10 opinii)
dramat

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (37)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Jezioro Łabędzie - Premiera na żywo! (1 opinia)

(1 opinia)
77,90 zł
balet, projekcje filmowe

Latanie dla początkujących - Kino Kobiet

38,90 zł
projekcje filmowe