Recenzja filmu "Dziewczyna influencera". Nie jest dobrze
Przez trzy czwarte filmu widzimy, jak dwie bohaterki objeżdżają urokliwe zakątki Europy i w najbardziej instagramowych miejscówkach "strzelają" fotki, nagrywają stories i wypuszczają rolki. W pewnym momencie jedna z dziewcząt mówi zrezygnowana: "Nudne to jest". I trudno się z tym nie zgodzić. Wbrew szumnym zapowiedziom producentów, "Dziewczyna influencera" nie odsłania żadnych mrocznych sekretów internetowych celebrytów. Film Szymona Gonery przypomina po prostu wygenerowany przez AI pokaz slajdów, który mógłby zilustrować niejeden nużący wykład o szkodliwości social mediów. Płytkie w treści, banalne w formie.
Dziewczęta podróżują od Izraela, przez Włochy, Ibizę, aż po Grecję. Pomieszkują w luksusowych rezydencjach, bawią się na ekskluzywnych imprezach, opalają na malowniczych plażach. Wszystko oczywiście skrzętnie rejestrują telefonem, a nagrania i zdjęcia publikują w social mediach.
Viola, dzięki spontanicznej i naturalnej Zosi, może w ten sposób odświeżyć swój content, natomiast Zosia, dzięki zasięgom Violi, staje się już zauważalnym graczem na rynku influencerów. Wkrótce jednak przyjaźń obu dziewczyn zostanie wystawiona na próbę, a na przepuszczone przez filtry sielankowe życie padnie cień oziębłej i mało fotogenicznej rzeczywistości.
Z dużej chmury mały deszcz
Gdy kilka lat temu w "Tańcu z gwiazdami" pojawiła się jedna z modowych blogerek, fani programu pukali się w czoło. Jakaż to gwiazda? Z internetu? Dziś obecność tego typu celebrytów w mainstreamowej rozrywce nikogo już nie dziwi. Ba, influencerzy, blogerzy, youtuberzy często wyręczają na tym polu gwiazdy ekranu czy estrady. Zresztą tradycyjnym telewizyjnym formatom coraz trudniej jest konkurować z treściami popularnych internetowych serwisów i social mediami. To Instagram czy Tik-Tok wyznaczają dziś trendy i promują ludzi, którzy potrafią wykorzystywać algorytmy i na tym zarabiać.
Czasami uczciwie i transparentnie, a niekiedy za pomocą manipulacji oraz mniej lub bardziej jawnych oszustw. Niegdyś zwykło się mówić, iż "telewizja kłamie". Dziś, to właśnie internet wydaje się być tym medium, którego wiarygodność najtrudniej zweryfikować. A gdy już do takiej weryfikacji dochodzi - tak, jak choćby niedawno przy okazji afery z Blowkiem - prawda okazuje się bolesna i bulwersująca. Być może właśnie w takie emocjonalne rejestry chciał uderzyć twórca "Dziewczyny influencera", ale Szymon Gonera porwał się z motyką na słońce. Jego film nie odsłania żadnych sekretów, a wszelkie "prawdy objawione" to po prostu zlepek wielu niepochlebnych, choć często zgodnych z faktycznym stanem, opinii o działalności instagramowych czy tik-tokowych sław.
Nie ma więc tu nic zaskakującego dla kogoś, kto potrafi się domyśleć, że bez wymyślnych filtrów i odpowiedniego kadrowania życie internetowych idoli może wyglądać zupełnie inaczej. To płytkie i jednowymiarowe podjęcie tematu przeszkadza równie mocno, jak demonizowanie i piętnowanie social mediów w ujęciu całościowym. Trudno w wielu miejscach nie przyznać reżyserowi racji i nie zgodzić się z tezą, że wirtualny świat opiera się często na przekłamaniu, ale jednak brak kontrapunktu jest trochę krzywdzący wobec tych, którzy akurat rzetelnie zapracowali na swoją markę w internecie.
Algorytmy były, ale zasięgów brak
Oczywiście twórcom "Dziewczyny influencera" nie można odmówić pewnego obserwacyjnego zmysłu. Wykorzystywanie nieletnich followersów, internetowy hejt, zarobek ocierający się o sponsoring, a nawet sex-working, popularyzacja freak-fightów - to wszystko towarzyszy dziś internetowym celebrytom i widać to w filmie Gonery, który jednak po wszystkich tych wątkach jedynie się prześlizguje i bazuje na samych ogólnikach. Tak, jak choćby w portretowaniu trzecioplanowych influencerów (wrzuconych tu bez pomysłu i na siłę), których pokazano w najbardziej karykaturalny sposób z możliwych.
Jeżeli coś w "Dziewczynie influencera" udało się pokazać bez większego lub mniejszego zniekształcenia, to na pewno wpływ mediów społecznościowych na postrzeganie drugiego człowieka. "Fajny jest. No i ma pół miliona" - mówi na widok napotkanego na plaży obcokrajowca jedna z bohaterek filmu. I wcale nie ma na myśli stanu konta mężczyzny. Wspomniane pół miliona to po prostu liczba obserwujących jego profil. Jednak nawet ten ciekawy z socjologicznego punktu widzenia aspekt filmowcy schowali finalnie pod toną pustych frazesów i morału, który na koniec ktoś jedną ręką wbija nam młotkiem do głowy, a drugą przytrzymuje powieki, byleby choćby na sekundę nie mrugnąć.
Są pozy, są pozerzy, jest pozerski film
Nie tylko zresztą subtelność jest słabym ogniwem "Dziewczyny influencera". Abstrahując od przekazu, ten film po prostu sam w sobie jest kiepski. Począwszy od - jakby to ujęły same bohaterki - randomowych i pourywanych dialogów, poprzez chaotyczny montaż, aż po nużącą fabułę. Przez trzy czwarte filmu czujemy się, jakbyśmy przeglądali instagramowy profil kogoś, kto nas zupełnie nie interesuje. W skrócie więc: marnowanie czasu, którego nie ożywia nawet "porywająca" niczym z "Benny Hilla" scena ucieczki Violi i Zosi przed kelnerem na skuterze.
Zamierzonego humoru jest tu jak na lekarstwo i gdyby nie króciutka scena z księdzem-influencerem chwalącym się największą na świecie parafią w Minecrafcie, można byłoby w ogóle ten element wykreślić z filmu Szymona Gonery. Niewiele dobrego da się również powiedzieć o aktorach, którzy albo nieporadnie walczą z karykaturalnymi postaciami (Wodka, Koroniewska), albo zwyczajnie nie przekonują (Kalicka). Kilka cieplejszych słów należy się właściwie tylko debiutującej na ekranie Karinie Rezner, którą z pewnością kamera uwielbia. Jej aktorski talent trzeba będzie jednak zweryfikować przy kolejnej okazji, której nie powinno zabraknąć.
"Dziewczynie influencera" zabrakło tymczasem scenariusza i pomysłu na zaangażowanie i zainteresowanie widza. Ani to kino demaskatorskie, ani rozrywkowe. Film o pozach i pozerach sam tak naprawdę jest pozerski.
Film
Opinie wybrane
-
2024-02-03 12:14
Obok prawdziwego kina to nawet nie stało (5)
Po co kręcić i prowadzić dystrybucję tego czegoś?
- 116 1
-
2024-02-04 07:12
fatalna moda
generalnie w polskich filmach jest ostatnio tendencja do kręcenia ich w taki sposób, że przypominają teledyski albo reklamy biura podróży. To widać w montażu i w tym jak sceny są rozpisane. Dla przykładu: to nieszczęsne "365 dni"...
- 4 0
-
2024-02-03 13:35
$$$$$$$$$$$$$$$$$
- 11 0
-
2024-02-03 13:25
czyli nie warto
- 7 2
-
2024-02-03 12:22
Dla dzieci i młodzieży w sam raz, oni są już tak oglupieni ze im się spodoba. (1)
- 36 5
-
2024-02-04 08:21
Krzywdzące stwierdzenie
Mam dwójkę starszych nastolatków, owszem śledzą TikToka czy IG ale filmy cenią sobie te porządne a nie jakieś szmiry. Nie raz wspólnie oglądamy czy oscarowych zwycięzców czy ciekawe europejskie kino.
- 3 3
-
2024-02-07 19:25
Mówią, że nie należy oceniać książki po okładce
A jednak mi wystarczy sam tytuł filmu, żeby unikać tę produkcję szerokim łukiem. Podobnie mam z literaturą, szczególnie tzw "kobiecą".
Szanujmy się ludzie! Nie trzeba brać mefedronu, żeby robić sobie kisiel z mózgu.- 1 0
-
2024-02-03 12:32
To film o tym jak świat się stacza z roku na rok (1)
Pokazuje. Na czym zależy teraz młodym ludziom. Gdzieś przez te lata zatracono wartościowy przekaz na rzecz pustego nic nie wartościowego przekazu kreując w ten sposób zepsute społeczeństwo :(
- 100 2
-
2024-02-03 12:47
Po co robić coś wartościowego, jak tani chłam też się sprzeda, bo odbiorcy są coraz głupsi i bezkrytyczni? Ba, krytyka to wręcz zło i "hejt".
- 26 3
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.