• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Biedne istoty". Czegoś takiego już w tym roku nie obejrzymy

Tomasz Zacharczuk
20 stycznia 2024, godz. 07:50 
Opinie (29)

Film "Biedne istoty" - czegoż tu nie ma! Niemiecki ekspresjonizm idzie pod rękę z groteskowym burtonowskim neogotykiem, aby po chwili romansować już z wyestetyzowaną wizją kina Wesa Andersona. Fabuła "Biednych istot" krąży zaś wokół hybrydy klasycznej opowieści o Frankensteinie i wyuzdanej wersji "Barbie" Grety Gerwig. A to wszystko przefiltrowane zostaje jeszcze przez obiektyw współczesnego arthouse'owego kina rodem z "Lighthouse". Yorgos Lanthimos z gatunkowych zapożyczeń i książki Alasdaira Greya pozszywał potwora, który chwilami budzi w nas odrazę i wstręt, ale finalnie w pozornej brzydocie pozwala dostrzec piękno niedoskonałości.




Recenzja filmu "Biedne istoty"



Czy lubisz oglądać "dziwne", trudne w odbiorze filmy?

Prawdopodobnie niczego równie dziwacznego w formie, bezkompromisowego i momentami skandalizującego w treści oraz silnie polaryzującego widownię już w tym roku w polskich kinach nie obejrzymy. Owszem, stawianie takiej tezy w drugiej połowie stycznia wydaje się nie tyle ryzykowne, co po prostu niestosowne, choć trudno oczekiwać, by jakikolwiek inny tytuł wsadził nas na taki emocjonalny i poznawczy rollercoaster. Tutaj nawet nie da się zapiąć pasów, bo ich zwyczajnie nie ma.

Seans "Biednych istot" przypomina nieustanną szamotaninę pomiędzy nienawiścią a miłością wobec tego, co widzimy na ekranie. Błądzimy, nieraz po omacku, od obrzydzenia do zachwytu. Śmiejemy się w głos, by za chwilę odwracać wzrok. Krzyczymy w myślach "to już przesada!", ale zaraz potem - niczym niezaspokojona seksualnie Bella - błagamy o więcej.



Ten dysonans już nieraz odczuwali fani twórczości Yorgosa Lanthimosa. Reżysera, który - jak na Greka przystało - we współczesnym kinie formułę antycznej tragedii łączy ze śmiałą satyrą, której ostrzem można się solidnie pokaleczyć, jeśli do artystycznej wizji autora "Faworyty" chcemy podejść zbyt blisko (czyt. zbyt dosłownie).

Dystans, a ponadto pewien rodzaj wrodzonej wrażliwości i otwartość umysłu na różne interpretacje prezentowanej historii wydają się nieodzowne w przypadku obcowania z "Biednymi istotami". W przeciwnym razie już otwierający film kwadrans - w którym zobaczymy stąpającą pokracznie i oddającą pod siebie mocz Emmę Stone, zdeformowanego Willema Dafoe wypuszczającego z ust bańki i biegające po ekranie zwierzęta z przeszczepionymi fragmentami ciał - może sprawić, że sami poczujemy się biednymi istotami skazanymi na pożarcie.

Bella (Emma Stone) zmanipulowana przez Duncana (Mark Ruffalo) opuszcza dom swojego stwórcy i wyrusza w podróż wypełnioną zaskakującą mieszanką: seksu i filozofii. Bella (Emma Stone) zmanipulowana przez Duncana (Mark Ruffalo) opuszcza dom swojego stwórcy i wyrusza w podróż wypełnioną zaskakującą mieszanką: seksu i filozofii.

"Frankenstein" randkuje z "Barbie"



W pierwszych minutach filmu Lanthimos zaprasza nas do miejsca, które jest zarazem laboratorium Frankensteina, zamkiem Draculi i zamkniętą w gotyckim pałacyku wyspą doktora Moreau. Panem tych włości i właścicielem dziwacznego folwarku jest Godwin Baxter (Willem Dafoe), czyli w skrócie God (Bóg). Wybitny chirurg, ze względu na ciało oszpecone w wyniku medycznych eksperymentów jego ojca, rzadko pokazuje się publicznie. Dopuszcza do siebie właściwie tylko służącą, wiernego ucznia i swoją "córkę". Bella (Emma Stone) tak naprawdę jest jednak dziełem Baxtera, który w ciele wyłowionej z Tamizy samobójczyni umieścił mózg jej nienarodzonego dziecka. Kobieta, choć z wyglądu przypomina dorosłą, posiada więc mentalność niemowlaka. Niezdarnie stawia pierwsze kroki, wydaje z siebie bezkształtne dźwięki, uczy się dopiero jeść i komunikować o swoich potrzebach.

Bellę można więc z jednej strony postrzegać jako żeńską wersję potwora Frankensteina, a z drugiej jako lalkę (która nawet w ruchach ją przypomina), marionetkę w rękach Godwina, całkowicie uzależnioną od woli swego stwórcy. I tak jak w przypadku monstrum z książki Mary Shelley, i - tak jak to miało miejsce z tytułową Barbie w ubiegłorocznym filmie Grety Gerwig - główna bohaterka "Biednych istot" po osiągnięciu względnej świadomości pragnie poznać zewnętrzny świat i decydować o swojej przyszłości. Uwiedziona przez szemranego prawnika Duncana Wedderburna (Mark Ruffalo) opuszcza dom "ojca" i udaje się w podróż po Lizbonie, Aleksandrii i Paryżu.

Fabularnie "Biedne istoty" otwierają wiele pól do interpretacji historii Belli. Wizualnie natomiast jest to prawdziwa uczta dla kinomanów. Fabularnie "Biedne istoty" otwierają wiele pól do interpretacji historii Belli. Wizualnie natomiast jest to prawdziwa uczta dla kinomanów.

Miękkie porno czy naga prawda o człowieczeństwie?



Początkowo w odkrywaniu uroków wolności jedynym poznawczym kryterium dla Belli jest jej seksualność. Gdy mentalnie bohaterka osiąga etap rozwoju nastolatki, poprzez masturbację poznaje przyjemność wynikającą z zaspokajania potrzeb jej ciała. "Wściekłe skakanie" (tak Bella określa seks) jest dla kobiety nie tyle formą emocjonalnej ekspresji, co metodą kształtowania jej osobowości.

U Lanthimosa cielesność zresztą zawsze odgrywa kluczową rolę w portretowaniu ludzkich zachowań determinowanych podatnością na żądze i popęd seksualny. Grecki reżyser raz jeszcze więc uwypukla z jednej strony naszą prymitywną naturę, ale zarazem zwraca uwagę na to, jak mocno powiązane są ze sobą ciało i umysł. Bo jednak do osiągnięcia pełnej harmonii i rozwoju potrzeba wypracowania konsensu pomiędzy fizycznością a duchowością.

Interpretacyjnych wariantów tej nieszablonowej opowieści jest znacznie więcej. Odnajdziemy w "Biednych istotach" zarówno feministyczny manifest (choć bez tak spłaszczonego wątku toksycznej męskości jak w "Barbie", za to z wyraźnie zaznaczonym motywem samodecydowania o własnym ciele), jak i zanurzony, co prawda w brzydocie i wstręcie, ale jednak, pochlebny pean na temat piękna niedoskonałości. Można tu również doszukać się etycznego traktatu o granicach ludzkiego geniuszu (na przykładzie postaci Godwina) czy uniwersalnej przypowieści o odkrywaniu własnej tożsamości.

Wiele jednak zależy od tego, jak głęboko chcemy spojrzeć w historię Belli i czytać między wierszami. Bo jeśli skupimy się tylko na tym, co pływa na powierzchni filmu Lanthimosa, to "Biedne istoty" sprowadzimy jedynie do pozycji porno-pamfletu.

Emma Stone w "Biednych istotach"? Zjawiskowa, odważna, balansująca na granicy karykatury, ale w żadnym momencie jednak jej nie przekracza. Rola wybitna. Emma Stone w "Biednych istotach"? Zjawiskowa, odważna, balansująca na granicy karykatury, ale w żadnym momencie jednak jej nie przekracza. Rola wybitna.

Nie tylko Emma Stone zasługuje na Oscara



Nagości bowiem, i to w dodatku odartej z romantyzmu i subtelności, jest tu sporo. Grająca główną rolę Emma Stone stanęła tym samym przed ogromnym wyzwaniem, któremu podołała chyba głównie dzięki zaufaniu okazanemu reżyserowi "Biednych istot". Bella w jej wykonaniu jest aktorskim majstersztykiem, synonimem artystycznego poświęcenia, podręcznikowym przykładem roli wykraczającej poza zwykłe odtwórstwo. Każdy, nawet najdrobniejszy gest, podporządkowany jest wizji Lanthimosa i odzwierciedla w stu procentach psychiczny stan jej bohaterki. Fenomenalny popis, który - nie zaryzykuję chyba wiele tym stwierdzeniem - zwieńczony zostanie drugim w karierze Emmy Stone Oscarem.

Na nominację może też liczyć fantastyczny w roli oślizgłego, a zarazem przekomicznego manipulatora Mark Ruffalo. Natomiast Willem Dafoe? Któż we współczesnym kinie lepiej może zagrać pokiereszowanego fizycznie i moralnie bohatera, który nawet w swojej okrutności wzbudza litość i współczucie wśród widzów. Aktorskiej jakości dorównuje też poziom techniczny "Biednych istot". Eksperymenty Robbie'go Ryana z obiektywem przywołują na myśl zabiegi Jarina Blachke z "Lighthouse", zaś scenografia czy kostiumy przyciągają uwagę już od pierwszych kadrów. Trudno też pominąć świdrującą nieraz ekran muzykę Jerskina Fendrixa.

Dorzućmy do tego stylistykę zaczerpniętą z niemieckiego ekspresjonizmu lat 30. (pierwsza część filmu), klimat filmów Tima Burtona, przerysowaną (świadomie, bo Bella wyolbrzymia wygląd miejsc, w które trafia) estetykę rodem z kina Wesa Andersona i nawiązania do horrorów sprzed stu lat, a otrzymamy wizualną ucztę, do której można zasiadać nie z łyżkami, a chochlami w rękach (choć można się zadławić kilkoma nietrafionymi scenariuszowymi wyborami i dość wygładzonym finałem, nie brakuje tu bowiem słabszych fabularnie momentów).

"Biedne istoty" w kinach!



Głośno ostatnio jest o kontrowersyjnym "Saltburn", którego fragmenty zalewają media społecznościowe. "Biedne istoty" są neogotycką pochodną filmu Emerald Fennell. To zarazem wyuzdana i frywolna wersja "Barbie" i zdeformowana parodia "Frankensteina". Przede wszystkim jednak to stuprocentowe kino Yorgosa Lanthimosa, które bez względu na wywoływane skrajne emocje wwierca się w naszą pamięć i nie pozwala o sobie zapomnieć.

8.5/10   Ocena autora
+ Oceń film

Film

8.0
108 ocen

Biedne istoty (41 opinii)

(41 opinii)
romans, sci-fi

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (29)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Nowe Horyzonty Tournée

20 zł
Kup bilet
impreza filmowa, projekcje filmowe

Yakari i wielka podróż

16 zł
projekcje filmowe

SPY x Family CODE: White w Helios ANIME

29,90 zł
projekcje filmowe