Pogromca Oscarów wraca do kin. Recenzujemy "Wszystko wszędzie naraz"
Wszystko wszędzie naraz - zwiastun:
Recenzja "Wszystko wszędzie naraz". Siedmioma statuetkami film rozbił bank podczas tegorocznej gali Oscarów. W XXI wieku tylko dwóm filmom ("Slumdog. Milioner z ulicy" oraz "Władca Pierścieni: Powrót króla") udało się zdobyć większą liczbę wyróżnień Amerykańskiej Akademii Filmowej. Nic więc dziwnego, że ozłocona produkcja Daniela Kwana i Daniela Scheinerta ponownie zagości w ten weekend w trójmiejskich kinach. Czy faktycznie film, który zgarnął w ostatnich miesiącach niemal wszystkie znaczące nagrody, jest kinowym fenomenem i zasłużonym triumfatorem Oscarów? Sprawdzamy.
- Recenzja "Wszystko wszędzie naraz"
- Z chińskiej pralni do szalonego multiwersum
- Bycie przeciętnym nie jest niczym złym
- Bajgle, parówki, "Matrix" i kung-fu
- Za dużo wszystkiego naraz i za dużo Oscarów
Sprawdź, gdzie grają "Wszystko wszędzie naraz"
Recenzja "Wszystko wszędzie naraz"
"Wszystko wszędzie naraz" wyłamało się z oscarowego pluralizmu, jakiemu w ostatnich latach hołdowała Amerykańska Akademia Filmowa. Można wręcz było odnieść wrażenie, że czasami na siłę starano się obsypać statuetkami jak największa liczbę tytułów, by nikt nie został poszkodowany.
Z chińskiej pralni do szalonego multiwersum
Na absolutnie nieprzewidywalną formę swojej opowieści postawili natomiast Daniel Kwan i Daniel Scheinert. Reżyserski duet we "Wszystko wszędzie naraz" w brawurowym i iście kaskaderskim stylu podróżuje pomiędzy alternatywnymi światami, które przed zagładą może uratować całkiem przeciętna właścicielka niewielkiej pralni. Evelyn (Michelle Yeoh) od lat prowadzi skromny rodzinny biznes, próbując pogodzić obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym. A nie jest to łatwe zadanie, gdy na co dzień trzeba pilnować nieco fajtłapowatego, choć poczciwego męża (Ke Huy Quan), poskromić zbuntowaną córkę (Stephanie Hsu) i opiekować się niedołężnym i dość surowym ojcem (James Hong).
KINO Najwyżej oceniane nowe filmy:
Dodatkowych problemów dostarcza głównej bohaterce bezduszna pracownica urzędu skarbowego (Jamie Lee Curtis) doszukująca się podatkowych nieprawidłowości, co grozi zamknięciem jedynego źródła dochodu dla całej rodziny Wang. Codzienne troski i trudności są jednak niczym w kontekście międzywymiarowej katastrofy, której zapobiec może właśnie Evelyn. A dokładniej rzecz ujmując, jej różne wersje istniejące w alternatywnych rzeczywistościach. Korzystając z umiejętności i talentów swoich alter ego, kobieta musi powstrzymać istotę dążącą do wyzerowania wszystkich światów. Pod warunkiem, że nasza protagonistka uwierzy w istnienie multiwersum i to, że sama nie jest tak przeciętna, jak jej się wydaje.
Bycie przeciętnym nie jest niczym złym
Bo "Wszystko wszędzie naraz" jest w gruncie rzeczy pochwałą przeciętności właśnie. Za pomocą tej absurdalnej, surrealistycznej, zwariowanej i totalnie bałaganiarskiej (dosłownie i w przenośni) opowieści The Daniels starają się nam wpoić do głów, iż nie musimy się bać tego, że nie jesteśmy wybitnymi jednostkami i specjalistami od wszystkiego. Evelyn, poznając różne swoje tożsamości, widzi siebie jako gwiazdę kina akcji czy wybitną szefową kuchni. Teoretycznie są to jej lepsze wersje. Wersje kobiet sukcesu, którego głównej bohaterce nigdy nie udało się osiągnąć.
Czy faktycznie? A może jednak naszych osiągnięć nie potrafimy dostrzec i docenić przez strach, presję otoczenia, niską samoocenę? W tej zupełnie odrealnionej historii Kwan i Scheinert przemycają wiele zaskakująco przyziemnych i celnych spostrzeżeń na temat współczesnego świata, w którym wszystko buzuje wszędzie i naraz. Natłok faktów, impulsów, emocjonalnych bodźców i osądów potrafi przytłoczyć. Podobnie zresztą jak forma tego filmowego widowiska.
Bajgle, parówki, "Matrix" i kung-fu
Dotarcie bowiem do fabularnego sedna "Wszystko wszędzie naraz" jest o tyle utrudnione, że twórcy filmu nie dają nam na to odpowiednio dużo czasu i nie potrafią w pewnym momencie wyhamować. O to zresztą byłoby niezwykle trudno, skoro już od pierwszych minut The Daniels wrzucają nas na rollercoaster, podkręcają obroty do maksimum i umyślnie nie dopinają nam pasów. Dlatego pierwszy kwadrans wydaje się być kluczowym. Jeżeli przetrwamy i nie wypadniemy za barierkę, jest szansa, że ta szalona przejażdżka przyniesie końcową satysfakcję. Jeśli jednak od razu zakręci nam się w głowie, stracimy orientację i chęci, nie warto brnąć w to dalej. Potem czekają nas bowiem ludzie z parówkami zamiast rąk, zabójcze dilda, zasysający wszystkie rzeczywistości... bajgiel czy rozmawiające ze sobą bez słów skały.
To jedynie niewielki wycinek absurdalnych pomysłów, które niczym strumień świadomości wylewają z siebie Kwan i Scheinert. Dwa zafascynowane popkulturą nerdy, które naoglądały się za dużo marvelowskiego kina, "Matrixa", bijatyk w stylu kung-fu i... "Ratatuj". I absolutnie nie jest to przytyk pod adresem obu nietuzinkowych reżyserów i scenarzystów zarazem. Trzeba być szalonym, bezkompromisowym i diabelsko sprytnym, żeby w jednym filmie najpierw połączyć kilka konwencji gatunkowych, a potem je beztrosko i bezceremonialnie sparodiować. W dodatku w tempie tak obłędnym, że jeszcze kilka minut po seansie będziemy próbowali złapać równowagę.
Za dużo wszystkiego naraz i za dużo Oscarów
Szkoda jedynie, że jeszcze podczas prac nad filmem takiego balansu nie wyczuli sami twórcy. Główny problem tej produkcji zawiera bowiem jej tytuł. Tu naprawdę wszystkiego jest za dużo wszędzie i niepotrzebnie naraz. Bombardowanie widza tak niebotyczną liczbą kadrów i wizualnych ozdobników zamazuje po prostu przekaz, który przez swoją prostotę mocno kontrastuje z formą, a przez to wydaje się nudny, oczywisty i dość płytki. Sami sobie panowie Danielowie są winni, bo scenariusz "Wszystko wszędzie naraz" wygląda tak, jakby obaj prześcigali się w liczbie ekranowych nonsensów. Do tego stopnia, że czasami trudno już znaleźć argumenty za tym, aby nie traktować tego filmu jak wydmuszki.
Na tak srogą bowiem ocenę dzieło Kwana i Scheinerta nie zasługuje. To na wskroś modernistyczne i przesiąknięte popkulturą widowisko adekwatne do realiów i tempa, w jakim na co dzień funkcjonujemy. Czy jest to film roku? Zestawiając "Wszystko wszędzie naraz" z "Fabelmanami" czy "Duchami Inisherin", produkcja Danielsów wydaje się jednak dość pusta i płytka.
Pomimo ewidentnego bałaganu, na pewno godna statuetki za scenariusz oryginalny (to zbiór zużytych już w kinie pomysłów, ale oryginalnie skomponowanych w całość) i Oscara dla Michelle Yeoh, dla której ktoś w końcu napisał rolę godną jej talentu. Ke Huy Quan swoją nagrodę wywalczył właściwie jednym, ale za to jakże emocjonalnym monologiem. Jamie Lee Curtis niespecjalnie potrafię wybronić, szczególnie w kontekście roli Kerry Condon w "Duchach ...". Montażyście z kolei przyznałbym i dwa Oscary, i czek na przeszczep nowych oczu, bo te stare pewnie się zużyły od liczby obejrzanych kadrów i wykonanych cięć. Konkluzja? O dwa Oscary za daleko.
Nie zmienia to jednak faktu, że "Wszystko wszędzie naraz" jest pewnego rodzaju fenomenem i zjawiskiem, które zasługuje na uwagę i przynajmniej próbę podjęcia wyzwania rzuconego przez Kwana i Scheinerta. A że wszystkiego jest za dużo wszędzie i naraz? Taka jest po prostu rzeczywistość, w jakiej żyjemy. Któż by chciał obejrzeć dziś film pod tytułem "Nic nigdzie i nigdy"?
OCENA: 7/10
Film
Wszystko wszędzie naraz
Opinie wybrane
-
2023-03-18 08:11
Nie za bardzo rozumiem jak oceniane są Oscarowe filmy. (9)
Nie są precedensowe, nie ma w nich nic odkrywczego. Widziałem 'Wieloryba' w sumie to nie wiem o co tyle halo. Film kręcony w jednym miejscu. Avatar w sumie to to samo co pierwsza część. Ale z pewnością jest widoczny trend: teraz ewidentnie w następstwie zjawiska po promowaniu Afroamerykanów promuje się Azjatów. Kolejni myślę że będą Hindusi za
Nie są precedensowe, nie ma w nich nic odkrywczego. Widziałem 'Wieloryba' w sumie to nie wiem o co tyle halo. Film kręcony w jednym miejscu. Avatar w sumie to to samo co pierwsza część. Ale z pewnością jest widoczny trend: teraz ewidentnie w następstwie zjawiska po promowaniu Afroamerykanów promuje się Azjatów. Kolejni myślę że będą Hindusi za parę lat. Natowmiast widziałem filmy który bardziej zagrały na mojej duszy, sercu czy zostawiły po sobie ślad do przemyśleń w mojej głowie niż te Oscarowe.
- 64 9
-
2023-03-18 09:20
Wieloryb pokazał, że homoseksualiści kochają mocnej
oraz łamie stereotyp, że homoseksualiście podoba się każdy mężczyzna. Film uderza również w wierzących co jest dodatkowym atutem.
- 7 11
-
2023-03-18 09:54
Opinia ciekawa, ale mozesz przy okazji rzucic tytulami ;)
- 6 0
-
2023-03-18 10:02
(2)
Przecież Hollywood kilka lat temu opublikował kryteria które musi spełniac film aby mógł dostac Oscara tzn procentowy udział homoseksualistów, kobiet, kolorowych, inwalidów w obsadzie/fabule/produkcji. Fabuła filmu jest drugorzędna i mało istotna.
- 17 4
-
2023-03-18 10:20
W awatarze atakowali tylko biali (1)
Dlaczego nie dostał Oscara?
- 9 1
-
2023-03-18 16:11
Bo Oskarów nie daje się bajkom dla dzieci w stylu Avatar, Transformers czy inne G o superbohaterach.
Od dziecięcego kina są inne nagrody.
- 2 3
-
2023-03-18 11:51
Może sprawdź w słowniku definicję słowa "promuje"
- 3 1
-
2023-03-18 12:34
To prawda wklejanie wszędzie homoseksualistów przypomina komunistyczne dykteryjki z lat 50 siątych (1)
Niedobrze się już od tego robi.
- 10 2
-
2023-03-18 16:09
Fakt, powinni w końcu pokazać Polaków z Greenpointu! W strojach góralskich oczywiście, z obrazem Maryji. Tego wymaga
sprawiedliwość dziejowa USA. My Polacy wiemy najlepiej.
- 2 4
-
2023-03-21 14:41
Hindusi dostali oskara za najlepszą piosenkę do filmu RRR. Poległa m.in. Lady Gaga
- 1 0
-
2023-03-18 08:03
(4)
Oskary jak wiadomo to amerykański event i często dają nagrody filmom które nie są wybitnymi dziełami.Ot takie kiszenie we własnym sosie.
- 52 7
-
2023-03-18 08:35
Kapitan Oczywisty w akcji. (2)
Odkrywa przed nami prawdy... oczywiste.
Woda jest mokra.
Złodzieje kradną.
A Oscary to amerykańska impreza i nagradzają swoich.
Nikt by niezgadł.- 7 4
-
2023-03-18 09:37
Dla widzów TVN i czytelników wybiórczej nie takie prawdy są nieoczywiste (1)
Nie mierz i mych swoją miarą ;)
- 9 6
-
2023-03-18 12:05
wyznawcy pisu myślą, że telewizja rządowa jest obiektywna i jest tam tylko prawda więc to ty nie mierz wszystkich swojąmiarą.
- 2 7
-
2023-03-18 09:02
A co ma "amerykańskość" do dawania nagród niewybitnym filmom?
- 3 0
-
2023-03-18 15:31
Jest taki polski film z końca lat 80: "Łabędzi śpiew"
w reżyserii Roberta Glińskiego, który zresztą zdobył w Gdyni za niego nagrodę.
Też pełen intertekstualnych myków, które zapewne wywoływały salwy śmiechu wśród kulturalnej, wyrobionej i pewnie lekko już wstawionej widowni festiwalowej. Filmu, podobnie jak tego oscarowego dzieła, po prostu nie da się oglądać.- 4 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.