Recenzja filmu "Pokolenie Ikea". Film o podrywaniu, który mało kogo poderwie
Pokolenie Ikea - zwiastun:
Recenzja "Pokolenie Ikea". Czarny, główny bohater "Pokolenia Ikei", kolekcjonuje kobiety, których imiona zapisuje w specjalnym kajecie. Każdej z pań wystawia "łóżkową" notę, okazjonalnie dodaje kilka zdań komentarza. Na tym jego znajomości z przedstawicielkami płci przeciwnej się kończą. Właściwie w podobny sposób można potraktować film Dawida Grala. Seans zaliczony, odnotowany, można rozglądać się za kolejnym. Są tu szybkie randki, piękne kobiety, cyniczni faceci i warszawskie wysokościowce, ale nie ma przede wszystkim jednego: celu. Ekranizacja prozy Piotra C. jest błahą, przynudzającą i prostacką w swoim wydźwięku afirmacją nihilizmu i hedonizmu, którą producenci filmu na siłę próbują nazwać pokoleniowym manifestem i, o zgrozo, mocną satyrą.
- Recenzja "Pokolenie Ikea"
- Manifest pokoleniowy? Raczej poradnik cynicznego podrywacza
- "Pokolenie Ikea": film o wszystkim, czyli o niczym
- Wśród nielicznych plusów na pewno obsada głównych ról
Repertuar kin w Trójmieście
Recenzja "Pokolenie Ikea"
Ulubioną rozrywką Piotra Czarnego (Bartosz Gelner), trzydziestokilkuletniego prawnika z jednej z warszawskich korporacji, jest podrywanie kobiet w internecie. Wszystkie łóżkowe schadzki mężczyzna skrupulatnie rejestruje w swoim notesie. Już kilka lat wcześniej bowiem Czarny postawił sobie ambitny cel: zapełnić listę kochanek imionami na każdą literę alfabetu. Do ukończenia misji brakuje niewiele, bo na zapisanie czekają już tylko kartki oznaczone C, F, Ł i T. Jedyną kobietą, którą Czarny trzyma na dystans, jest jego najbliższa przyjaciółka, Olga (Michalina Olszańska). Wkrótce jednak mężczyzna będzie musiał zweryfikować swoje życiowe plany i zdefiniować uczucia wobec koleżanki.
Manifest pokoleniowy? Raczej poradnik cynicznego podrywacza
Dziesięć lat temu, czyli w momencie, gdy niejaki Piotr C. zaczął spisywać swoje seksualne podboje i korpofilozoficzne opowiastki, film Dawida Grala mógłby się jeszcze obronić kontrowersyjną stylistyką (zarówno języka, jak i obrazu). Dziś wydaje się natomiast zaśmieconą stereotypami i jałowym komentarzem stertą seksistowskich anegdotek, które rzekomo mają opisywać pokolenie współczesnych 30-latków, którzy poza pracą, spłacaniem kredytów i wolnym seksem niczego więcej sobą nie reprezentują. Przynajmniej w opinii autora książkowego "Pokolenia ikei", którą dość bezrefleksyjnie powiela reżyser filmowej wersji.
Żadnemu z panów nie chciało się tymczasem nawet poszerzyć horyzontu i wyjść poza wąską perspektywę nocnego życia "warszawki". Zmanierowany i zafiksowany na punkcie seksu podrywacz ma więc być jedynym reprezentantem mas zniewolonych wizją życiowej stabilności, bo za taką dość pogardliwie Czarny uznaje rodzinę, dom, dzieci czy psa. Zresztą równie irytujące i płytkie bywają pozostałe przemyślenia głównego bohatera, które pojawiają się w formie narracji z offu. Obserwacje codzienności - w zamyśle twórców bystre, uszczypliwe, ironiczne - głównie jednak irytują, porażają banalnością i oczywistością. Do tego zaburzają rytm filmu oraz rozbijają i tak dość prowizoryczną fabułę.
"Pokolenie Ikea": film o wszystkim, czyli o niczym
Właściwie nie do końca można pojąć, co tak naprawdę chcą swoją opowieścią przekazać twórcy filmowego "Pokolenia ikei". Historia nawracającego się rozpustnika jest o tyle mało przekonująca, że impulsy, pod wpływem których Czarny zaczyna zastanawiać się nad życiową strategią, są za słabo zasygnalizowane i odhaczone w dużym pośpiechu. Nagle nałogowy podrywacz odczuwa bliżej nieokreśloną potrzebę zmian, ale zamiast wprowadzić je w czyn lub przynajmniej się nad nimi pochylić, brnie dalej w grę pozorów. W skrócie: czekamy ponad godzinę, żeby Czarny odczuł coś innego niż fizyczny popęd, a gdy już coś się rusza, to twórcy filmu powoli pakują manatki i pędzą do sugestywnej, co prawda, ale jednak bezowocnej sceny końcowej.
Paradoksalnie, "Pokolenie Ikea" najlepiej sprawdza się jako film o sztuce (?) podrywania i damsko-męskich relacjach równie spontanicznie inicjowanych, co kończonych. Bez miejsca na głębsze uczucie, rozmowę, zrozumienie czy choćby bezinteresowne zainteresowanie. Nie jest bowiem tak, że Piotr C. i Dawid Gral pokazane na ekranie mechanizmy wysysają z palca. Gdzieś w tym zamazanym i zniekształconym obrazie odbija się popularna wśród niektórych młodych ludzi filozofia uprzedmiotowiania i uproszczenia wszystkiego: od języka czy kultury pracy po bliskość z drugą osobą (najczęściej tylko w aspekcie czysto fizycznym). Pod tym kątem "Pokolenie Ikea" jeszcze się broni.
Wśród nielicznych plusów na pewno obsada głównych ról
Niemała w tym zasługa aktorskiego duetu Bartosz Gelner - Michalina Olszańska. Oboje co prawda muszą radzić sobie na bardzo wąskiej przestrzeni emocjonalnej i charakterologicznej swoich postaci, ale w tych okrojonych wersjach Piotra i Olgi potrafią przekonać. Co innego scenariusz, który w bardzo pokraczny sposób próbuje zbliżyć do siebie oboje bohaterów i przekonać nas, iż rzeczywiście są sobie pisani. Równie tendencyjnie scenarzyści poczynają sobie z drugoplanowymi postaciami, które poza odegraniem konkretnej reakcji czy pozy, nie mają wiele do powiedzenia. A szkoda, bo pojawia się w obsadzie sporo nowych, młodych nazwisk.
"Pokolenie Ikea", które pozostaje raczej pustym, czysto komercyjnym tworem współczesnej filmowej rozrywki, kataklizmu nad polskie kino raczej nie ściągnie. Znacznie gorsze produkcje nawiedzały już w ostatnich miesiącach miłośników rodzimej sztuki filmowej. Trudno jednak wieszczyć filmowi Dawida Grala jakiś spektakularny sukces, aczkolwiek na frekwencję twórcy ekranizacji prozy Piotra C. nie powinni raczej narzekać. Wszak już literacki pierwowzór cieszył się olbrzymim powodzeniem. Kto wie, czy właśnie fani oryginału i twórczości pewnego blogera/pisarza/korpodemaskatora nie powinni wypełnić sal kinowych, bo przeciętny widz, któremu obce są refleksje Piotra C. może wyjść z seansu co najmniej zdegustowany i znudzony. Ode mnie "dislike".
OCENA: 4/10
Film
Opinie (67) 3 zablokowane
-
2023-03-06 08:36
Ktoś to badziewie Piotra C zekranizował? naprawdę?
- 10 0
-
2023-03-07 09:46
BRUD
Kupiłam sobie kiedyś jego książkę, bo akurat w promce była za grosze. Po przeczytaniu jej czułam się brudna. Na początku niby wciągająca, ale szybko przytłoczył mnie szlam zgnilizny moralnej z niej wypływający. Po przeczytaniu wyrzuciłam ją na śmietnik. Nie byłam w stanie polecić jej nikomu...więc i na ten film na pewno nie pójdę!
- 1 0
-
2023-03-08 17:32
słaba obsada, słaba fabuła... czy ktokolwiek spodziewał się czegoś innego?
- 0 0
-
2023-03-12 15:07
Porażka
Gorszego filmu w życiu nie widziałam.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.