• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pogromca Oscarów wraca do kin. Recenzujemy "Wszystko wszędzie naraz"

Tomasz Zacharczuk
18 marca 2023 (artykuł sprzed 1 roku) 
Opinie (75)

Wszystko wszędzie naraz - zwiastun:

Recenzja "Wszystko wszędzie naraz". Siedmioma statuetkami film rozbił bank podczas tegorocznej gali Oscarów. W XXI wieku tylko dwóm filmom ("Slumdog. Milioner z ulicy" oraz "Władca Pierścieni: Powrót króla") udało się zdobyć większą liczbę wyróżnień Amerykańskiej Akademii Filmowej. Nic więc dziwnego, że ozłocona produkcja Daniela Kwana i Daniela Scheinerta ponownie zagości w ten weekend w trójmiejskich kinach. Czy faktycznie film, który zgarnął w ostatnich miesiącach niemal wszystkie znaczące nagrody, jest kinowym fenomenem i zasłużonym triumfatorem Oscarów? Sprawdzamy.




Sprawdź, gdzie grają "Wszystko wszędzie naraz"



Recenzja "Wszystko wszędzie naraz"



"Wszystko wszędzie naraz" wyłamało się z oscarowego pluralizmu, jakiemu w ostatnich latach hołdowała Amerykańska Akademia Filmowa. Można wręcz było odnieść wrażenie, że czasami na siłę starano się obsypać statuetkami jak największa liczbę tytułów, by nikt nie został poszkodowany.

Czy "Wszystko wszędzie naraz" zasłużenie zdobył Oscara za film roku?

Chłodne kalkulacje tym razem odłożono na bok, a film duetu The Daniels i wyprodukowany przez Netflixa niemiecki dramat wojenny "Na Zachodzie bez zmian" zgarnęły w sumie niemal połowę Oscarów. Odliczając kategorie, w których oba tytuły nie mogły być brane pod uwagę (krótkie metraże, dokumenty czy animacje), pozostałym filmom zostało do podziału ledwie siedem złotych rycerzyków. Deklasacja, której chyba jednak można było się spodziewać, biorąc pod uwagę rozstrzygnięcia poprzedzających Oscary plebiscytów, festiwali i konkursów.

Z chińskiej pralni do szalonego multiwersum



Na absolutnie nieprzewidywalną formę swojej opowieści postawili natomiast Daniel Kwan i Daniel Scheinert. Reżyserski duet we "Wszystko wszędzie naraz" w brawurowym i iście kaskaderskim stylu podróżuje pomiędzy alternatywnymi światami, które przed zagładą może uratować całkiem przeciętna właścicielka niewielkiej pralni. Evelyn (Michelle Yeoh) od lat prowadzi skromny rodzinny biznes, próbując pogodzić obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym. A nie jest to łatwe zadanie, gdy na co dzień trzeba pilnować nieco fajtłapowatego, choć poczciwego męża (Ke Huy Quan), poskromić zbuntowaną córkę (Stephanie Hsu) i opiekować się niedołężnym i dość surowym ojcem (James Hong).


Dodatkowych problemów dostarcza głównej bohaterce bezduszna pracownica urzędu skarbowego (Jamie Lee Curtis) doszukująca się podatkowych nieprawidłowości, co grozi zamknięciem jedynego źródła dochodu dla całej rodziny Wang. Codzienne troski i trudności są jednak niczym w kontekście międzywymiarowej katastrofy, której zapobiec może właśnie Evelyn. A dokładniej rzecz ujmując, jej różne wersje istniejące w alternatywnych rzeczywistościach. Korzystając z umiejętności i talentów swoich alter ego, kobieta musi powstrzymać istotę dążącą do wyzerowania wszystkich światów. Pod warunkiem, że nasza protagonistka uwierzy w istnienie multiwersum i to, że sama nie jest tak przeciętna, jak jej się wydaje.

Evelyn (Michelle Yeoh) jest właścicielką malutkiej pralni, którą prowadzi wraz z bliskimi. W wyniku nieoczekiwanych zwrotów akacji trafia w sam środek walki o przetrwanie nie tylko jej świata. Evelyn (Michelle Yeoh) jest właścicielką malutkiej pralni, którą prowadzi wraz z bliskimi. W wyniku nieoczekiwanych zwrotów akacji trafia w sam środek walki o przetrwanie nie tylko jej świata.

Bycie przeciętnym nie jest niczym złym



Bo "Wszystko wszędzie naraz" jest w gruncie rzeczy pochwałą przeciętności właśnie. Za pomocą tej absurdalnej, surrealistycznej, zwariowanej i totalnie bałaganiarskiej (dosłownie i w przenośni) opowieści The Daniels starają się nam wpoić do głów, iż nie musimy się bać tego, że nie jesteśmy wybitnymi jednostkami i specjalistami od wszystkiego. Evelyn, poznając różne swoje tożsamości, widzi siebie jako gwiazdę kina akcji czy wybitną szefową kuchni. Teoretycznie są to jej lepsze wersje. Wersje kobiet sukcesu, którego głównej bohaterce nigdy nie udało się osiągnąć.

Czy faktycznie? A może jednak naszych osiągnięć nie potrafimy dostrzec i docenić przez strach, presję otoczenia, niską samoocenę? W tej zupełnie odrealnionej historii Kwan i Scheinert przemycają wiele zaskakująco przyziemnych i celnych spostrzeżeń na temat współczesnego świata, w którym wszystko buzuje wszędzie i naraz. Natłok faktów, impulsów, emocjonalnych bodźców i osądów potrafi przytłoczyć. Podobnie zresztą jak forma tego filmowego widowiska.

We "Wszystko wszędzie naraz" można odnaleźć wiele różnych konwencji i filmów, ale trudno doszukać się drugiej takiej produkcji, która w tak unikalny sposób łączy w sobie różne inspiracje i trendy. We "Wszystko wszędzie naraz" można odnaleźć wiele różnych konwencji i filmów, ale trudno doszukać się drugiej takiej produkcji, która w tak unikalny sposób łączy w sobie różne inspiracje i trendy.

Bajgle, parówki, "Matrix" i kung-fu



Dotarcie bowiem do fabularnego sedna "Wszystko wszędzie naraz" jest o tyle utrudnione, że twórcy filmu nie dają nam na to odpowiednio dużo czasu i nie potrafią w pewnym momencie wyhamować. O to zresztą byłoby niezwykle trudno, skoro już od pierwszych minut The Daniels wrzucają nas na rollercoaster, podkręcają obroty do maksimum i umyślnie nie dopinają nam pasów. Dlatego pierwszy kwadrans wydaje się być kluczowym. Jeżeli przetrwamy i nie wypadniemy za barierkę, jest szansa, że ta szalona przejażdżka przyniesie końcową satysfakcję. Jeśli jednak od razu zakręci nam się w głowie, stracimy orientację i chęci, nie warto brnąć w to dalej. Potem czekają nas bowiem ludzie z parówkami zamiast rąk, zabójcze dilda, zasysający wszystkie rzeczywistości... bajgiel czy rozmawiające ze sobą bez słów skały.

To jedynie niewielki wycinek absurdalnych pomysłów, które niczym strumień świadomości wylewają z siebie Kwan i Scheinert. Dwa zafascynowane popkulturą nerdy, które naoglądały się za dużo marvelowskiego kina, "Matrixa", bijatyk w stylu kung-fu i... "Ratatuj". I absolutnie nie jest to przytyk pod adresem obu nietuzinkowych reżyserów i scenarzystów zarazem. Trzeba być szalonym, bezkompromisowym i diabelsko sprytnym, żeby w jednym filmie najpierw połączyć kilka konwencji gatunkowych, a potem je beztrosko i bezceremonialnie sparodiować. W dodatku w tempie tak obłędnym, że jeszcze kilka minut po seansie będziemy próbowali złapać równowagę.

To film dla i z Michelle Yeoh. Oscar w pełni zasłużony. Za scenariusz, drugoplanową rolę męską i montaż również. Reżyseria mogła by być jeszcze dyskusyjna. Jamie Lee Curtis to już jednak trochę oscarowa nadinterpretacja. To film dla i z Michelle Yeoh. Oscar w pełni zasłużony. Za scenariusz, drugoplanową rolę męską i montaż również. Reżyseria mogła by być jeszcze dyskusyjna. Jamie Lee Curtis to już jednak trochę oscarowa nadinterpretacja.

Za dużo wszystkiego naraz i za dużo Oscarów



Szkoda jedynie, że jeszcze podczas prac nad filmem takiego balansu nie wyczuli sami twórcy. Główny problem tej produkcji zawiera bowiem jej tytuł. Tu naprawdę wszystkiego jest za dużo wszędzie i niepotrzebnie naraz. Bombardowanie widza tak niebotyczną liczbą kadrów i wizualnych ozdobników zamazuje po prostu przekaz, który przez swoją prostotę mocno kontrastuje z formą, a przez to wydaje się nudny, oczywisty i dość płytki. Sami sobie panowie Danielowie są winni, bo scenariusz "Wszystko wszędzie naraz" wygląda tak, jakby obaj prześcigali się w liczbie ekranowych nonsensów. Do tego stopnia, że czasami trudno już znaleźć argumenty za tym, aby nie traktować tego filmu jak wydmuszki.

Na tak srogą bowiem ocenę dzieło Kwana i Scheinerta nie zasługuje. To na wskroś modernistyczne i przesiąknięte popkulturą widowisko adekwatne do realiów i tempa, w jakim na co dzień funkcjonujemy. Czy jest to film roku? Zestawiając "Wszystko wszędzie naraz" z "Fabelmanami" czy "Duchami Inisherin", produkcja Danielsów wydaje się jednak dość pusta i płytka.

Pomimo ewidentnego bałaganu, na pewno godna statuetki za scenariusz oryginalny (to zbiór zużytych już w kinie pomysłów, ale oryginalnie skomponowanych w całość) i Oscara dla Michelle Yeoh, dla której ktoś w końcu napisał rolę godną jej talentu. Ke Huy Quan swoją nagrodę wywalczył właściwie jednym, ale za to jakże emocjonalnym monologiem. Jamie Lee Curtis niespecjalnie potrafię wybronić, szczególnie w kontekście roli Kerry Condon w "Duchach ...". Montażyście z kolei przyznałbym i dwa Oscary, i czek na przeszczep nowych oczu, bo te stare pewnie się zużyły od liczby obejrzanych kadrów i wykonanych cięć. Konkluzja? O dwa Oscary za daleko.

Nie zmienia to jednak faktu, że "Wszystko wszędzie naraz" jest pewnego rodzaju fenomenem i zjawiskiem, które zasługuje na uwagę i przynajmniej próbę podjęcia wyzwania rzuconego przez Kwana i Scheinerta. A że wszystkiego jest za dużo wszędzie i naraz? Taka jest po prostu rzeczywistość, w jakiej żyjemy. Któż by chciał obejrzeć dziś film pod tytułem "Nic nigdzie i nigdy"?

OCENA: 7/10

Film

6.5
83 oceny

Wszystko wszędzie naraz (28 opinii)

(28 opinii)
sci-fi

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (75)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Marzec Sopocianek (3 opinie)

(3 opinie)
projekcje filmowe, spotkanie, warsztaty, zajęcia rekreacyjne

Pokazy specjalne w Kinie Muzeum | Krótkometrażowe animacje nominowane do Oscara w 2024 roku

18 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe, przegląd

Podróże z Albertem: film interaktywny

26,90 zł
projekcje filmowe