• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Podróż w stanie nieważkości. Recenzja filmu "Valerian i Miasto Tysiąca Planet"

Tomasz Zacharczuk
4 sierpnia 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

Realizacyjnego rozmachu i kosztujących krocie efektów specjalnych najnowszemu dziełu Luca Bessona nie sposób odmówić. "Valerian i Miasto Tysiąca Planet" potrafi oczarować wizualną maestrią co najmniej w porównywalnym stopniu jak słynny "Avatar". Opowieść o dwójce międzygalaktycznych agentów strzegących kosmicznego ładu dzielą jednak lata świetlne od hitu Jamesa Camerona.



Jeden z najbardziej cenionych przez widzów współczesnych twórców kina nareszcie długoletnie plany i marzenia przekuł w filmową rzeczywistość. Ekranizacja uznanego francuskiego komiksu wydanego po raz pierwszy w latach 60. ubiegłego wieku musiała długo dojrzewać w głowie reżysera "Piątego elementu" czy "Leona Zawodowca". Besson systematycznie odkładał projekt - a to narzekał na niewystarczającą technologię, innym razem natomiast szyki psuł... James Cameron swoim "Avatarem".

Wizualne, ale i poniekąd fabularne podobieństwo obu tytułów nie jest zresztą przypadkowe, co doskonale da się zauważyć już od pierwszych kadrów. O ile jednak Kanadyjczykowi w oszałamiającą ekranową rzeczywistość udało się wpleść porywającą i angażującą widza historię, o tyle Francuzowi udanych konceptów wystarczyło jedynie na efektowne obudowanie wątłej tak naprawdę fabuły, której nie pomogli ani aktorzy, ani scenariusz.

Valerian (Dane DeHaan) i Laurentina (Cara Delevingne) jak przystało na kosmicznych agentów strzegą galaktycznego porządku. Kluczem do rozwiązania kolejnej zagadki będą w tym przypadku wydarzenia z przeszłości i zagłada jednej z planet. Valerian (Dane DeHaan) i Laurentina (Cara Delevingne) jak przystało na kosmicznych agentów strzegą galaktycznego porządku. Kluczem do rozwiązania kolejnej zagadki będą w tym przypadku wydarzenia z przeszłości i zagłada jednej z planet.
Tytułowe Miasto Tysiąca Planet stanowi niejako odzwierciedlenie międzygalaktycznej Wieży Babel. Przenikają się tu setki tysięcy ras mówiących w pięciu milionach języków i żyjących we względnej symbiozie. Na olbrzymią planetę trafiają główni bohaterowie - Valerian (Dane DeHaan) i Laurelina (Cara Delevingne). Para kosmicznych agentów, w dużym skrócie, próbując udaremnić przemyt żywego towaru, odkrywa spisek mogący doprowadzić do poważnego zachwiania równowagi pomiędzy kosmicznymi gatunkami. Nie bez znaczenia dla rozszyfrowania głównej intrygi będą wydarzenia z przeszłości i wizje nękające Valeriana.

Towarzyszące agentom przygody i krajoznawcza wycieczka po rubieżach kosmosu bez cienia wątpliwości dostarczą widzowi największej frajdy, stanowiąc jednocześnie najjaśniejszy punkt filmu Luca Bessona. U boku Valeriana i Laurentiny mamy okazję zajrzeć do każdego niemal zakamarka Miasta Tysiąca Planet i poznać jego nietuzinkowych mieszkańców. Nie da się jednocześnie ukryć, że właśnie w tym elemencie reżyserskiego rzemiosła Francuz czuje się najswobodniej. Z rozmachem i drobiazgową precyzją zapoznaje widza z przysadzistymi kosmicznymi trollami, smukłą rasą inteligentów z planety pereł czy podwodnymi gigantami. Próbką możliwości i tego, co czeka nas podczas seansu jest choćby scena otwarcia, w której Besson, niczym kreator mody, wypuszcza na wybieg swoje kosmiczne dziwadła, pokazując, z kim będziemy mieć do czynienia przez najbliższe dwie godziny.

Besson nie folgował przy tym zapędom speców od efektów specjalnych, którzy poza olśniewającą scenerią potrafili w zaciszu studia stworzyć doprawdy charakterystyczne postaci. Filmowe kreatury rozbawią (prymitywne pseudotrolle, rozgadane trojaczki, sympatyczny bobas i jego mniej sympatyczna mama), wprawią w zachwyt (barwni mieszkańcy rajskiej planety Mul) czy zaciekawią (kobieta-kameleon w wydaniu Rihanny). Zaskakujący jest natomiast fakt, że zupełnie blado (nieraz dosłownie) przy międzygalaktycznych stworach wypadają ekranowi ludzie.

Największym atutem najnowszego filmu Luca Bessona jest olśniewająca warstwa wizualna, która sprawia, że seans - zwłaszcza w technologii 3D - będzie prawdziwą ucztą dla oczu. Równie pochlebnych słów nie można już jednak powiedzieć o samej historii i jej poprowadzeniu. Największym atutem najnowszego filmu Luca Bessona jest olśniewająca warstwa wizualna, która sprawia, że seans - zwłaszcza w technologii 3D - będzie prawdziwą ucztą dla oczu. Równie pochlebnych słów nie można już jednak powiedzieć o samej historii i jej poprowadzeniu.
Valerianowi i Laurentinie sprawności w walce, zapału, odwagi i pewnej dozy nonszalancji odmówić nie można. W całej tej wielkiej filmowej przygodzie głównym bohaterom brakuje jednak emocji, które zapewniłyby przychylność widowni. Dane DeHaan i Cara Delevigne, mówiąc wprost, nie są najlepszym castingowym osiągnięciem w karierze Bessona. Znany z "Kroniki" czy "Lekarstwa na życie" aktor nie do końca poradził sobie z rolą porywczego, nieco aroganckiego hulaki skrzętnie ukrywającego jednak oznaki szlachetności i poświęcenia. Snującemu się po planie DeHaanowi wyraźnie brakuje dystansu i charyzmy choćby Star-Lorda ze "Strażników Galaktyki".

Poziomu nie podnosi również Delevingne, która w kreacji Laurentiny razi swoją ospałością i posągową twarzą. W modelingu (którym na co dzień zajmuje się Brytyjka) zarzut z łatwością można byłoby przekuć w niepodważalny atut, ale jednak wielki ekran to nie to samo co obiektyw aparatu. Aktorskiej pary nie bronią też tendencyjne, pozbawione kolorytu i komediowej iskry dialogi, zaś cięte z zamysłu riposty są aż nadto stępione. Natomiast sztucznie wytwarzana chemia pomiędzy Valerianem a Laurentiną powoduje, że nie sposób uwierzyć w tlący się romans. Ba, Besson zamiast stopniowo podsycać żar w relacjach agentów, od razu rozpala kilkumetrowe ognisko, co skutkuje absurdalnym wręcz rozwojem miłosnego wątku.

Równie kulawo francuski mistrz zabiera się za eksponowanie akcji, której tak naprawdę zbyt wiele w "Valerianie" nie znajdziemy. Owszem, bohaterowie co rusz zmieniają otoczenie, poznają nowych sojuszników i wrogów, odkrywają kolejne fragmenty rozwiązywanej sprawy, ale cała opowieść przypomina raczej mozolny bieg w stanie nieważkości aniżeli wyścig kosmicznych statków. Wielką filmową przygodę poczuć można tylko sporadycznie. W pozostałych fragmentach nawet magia obrazu nie obroni nas przed nieświadomym osuwaniem się z kinowego fotela.

Wartości filmowi dostatecznie nie dodają również aktorzy, którzy wydają się być nie do końca wpasowani w swoje role. Daleko im choćby do słynnego duetu Willis/Jovovich z "Piątego elementu" również autorstwa Luca Bessona. Wartości filmowi dostatecznie nie dodają również aktorzy, którzy wydają się być nie do końca wpasowani w swoje role. Daleko im choćby do słynnego duetu Willis/Jovovich z "Piątego elementu" również autorstwa Luca Bessona.
Podporządkowanie fabuły dwójce głównych postaci poskutkowało również słabą ekspozycją czarnych charakterów, spośród których nawet Clive Owen nie ma dostatecznie dużo miejsca, aby pograć swoim bohaterem. O elemencie zaskoczenia też można zapomnieć, bo już samo pojawienie się aktora jednoznacznie zapowiada, że strumień sympatii raczej w jego kierunku nie popłynie. Problem dotyczy zresztą nie tylko Admirała, lecz całej pedantycznej fabuły, której ewidentnie doskwiera przewidywalność, statyczność, brak przełamania schematu. Szkoda, że scenariusza, który przeleżał zapewne kilka ładnych lat w szufladzie Bessona, nie nadgryzły korniki, bo może wówczas francuski reżyser zabrałby się za pisanie od nowa i jestem pewien, że efekty byłyby znacznie lepsze.

Wydaje się, że twórca "Piątego elementu" zbyt mocno zapatrzył się w rozwój filmowej technologii, której potrzebował do nakręcenia "Valeriana", zapominając jednocześnie o odpowiednim odświeżeniu samego pomysłu. Trochę jakby Besson oczami wodził za "Avatarem", a głowa wciąż zajęta była Brucem Willisem i Milą Jovovich 20 lat temu. Przebojowy "Valerian" reklamowany jako film życia stał się bardziej stygnącą, z dawna już zaparzoną walerianą, która ani nas nie uśpi, ani tym bardziej nie pobudzi. Jeżeli jednak macie ochotę na widowisko 3D, to lepszego filmu do obejrzenia w okularach w tym roku nie znajdziecie i to zdecydowanie podwyższa ostateczną notę.

OCENA: 6/10

Film

6.0
28 ocen

Valerian i Miasto Tysiąca Planet (15 opinii)

(15 opinii)
Science-Fiction, Akcja

Opinie (27) 1 zablokowana

  • Bzdury i masakra

    Luc besson obok Bloomkampa i tego efekciarze z holiłód od 2012 to najgorsi rzezyserzy. Filmy niby z przesłaniem a tak naprawdę cały czas zastanawiasz sie, na co poszły te miliony $ i dlaczego ludzie to chcą oglądać.

    • 2 3

  • (1)

    Za bardzo się skupili na efektach specjalnych i stworzeniu fikcyjnego świata zapominając o ciekawej fabule !!! Mogło być lepiej.

    • 1 2

    • Ja skupiłem się na Carze.

      • 2 0

  • Dobre kino rozrywkowe

    Uwagi do recenzji
    Pisząc recenzję warto chyba wspomnieć że scenariusz filmu został oparty na słynnej francuskiej serii komiksowej. Co z pewnością miało decydujący wpływ na scenariusz.
    W recenzji jest też zarzut że w filmie jest brak przełamania schematu oraz zarzut że bohaterowie są inni niż np w "5 elemencie" czy "Strażnikach Galaktyki" Skoro coś jest inne to chyba jest to przełamanie schematu.
    Moim zdaniem
    Cara Delevingne pasowała idealnie do roli, problematyczny jest Dane DeHaan któremu brakowało odrobinę widocznej muskulatury żeby wiarygodnie wypaść w roli.
    Sam film jest przyzwoitym kinem rozrywkowym.

    • 1 0

  • Film jest obecnie na Netflixie i jako oglądało domowe nieźle się sprawdza. Natomiast zgodzę się, ze tytułowy Valerian jest najsłabszym atutem filmu.

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Van Gogh. U bram wieczności - Klub Filmowy Kosmos

9 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe