• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Orient Express. Recenzja filmu "Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni"

Tomasz Zacharczuk
5 września 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 

Po eksploracji różnych zakątków kosmosu, afrykańskich stepów Wakandy czy wschodnioeuropejskiej Sokovii marvelowski express tym razem zabiera nas w najbardziej orientalną z dotychczasowych podróży. "Shang-Chi" to ponad dwugodzinna przebieżka śladami dobrodziejstw chińskiej kultury. Nawiązując do klasyki azjatyckiego kina - jest i przyczajony tygrys, i ukryty smok, i cała masa wizualnych fajerwerków, pośród których ginie momentami równie istotny aspekt emocjonalny. Niemniej jednak, nowa postać w panteonie superbohaterów MCU zalicza całkiem udany debiut, choć nie jest to wejście smoka.



Film Destina Daniela Crettona jest kolejną próbą uporządkowania marvelowskiego uniwersum i zdefiniowania go na nowo po wydarzeniach przedstawionych w "Końcu gry". Początki tzw. czwartej fazy MCU producenci traktują na razie jak rekonesans i poszukiwanie składników na recepturę, która zapewni Disneyowi następne tłuste lata w kinowym mainstreamie. O ile goszcząca niedawno na ekranie "Czarna Wdowa" bardziej domykała poprzednią formułę niż wprowadzała nowe elementy, o tyle "Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni" stanowi już bardziej śmiałe przedsięwzięcie.

Baśń, którą wymarzył sobie Marvel



Oczywiście nadal w excelowskich tabelkach szefów wytwórni poszczególne filmowe elementy muszą się odpowiednio balansować, więc 25. tytuł w uniwersum Marvela pod pewnym względem nie odbiega od tego, co doskonale znamy. To wciąż intensywne i fantazyjnie obudowane kino akcji ze starannie wyważoną porcją humoru i przygody. Osadzenie niemal całej akcji filmu w Chinach pozwoliło jednak filmowcom na pewną gatunkową woltyżerkę. "Shang-Chi" długimi fragmentami przypomina więc uwspółcześnioną baśń w klimacie wschodnioazjatyckich sztuk walk, gdzie komiksową kreskę ubarwia orientalna magia.

Tak wyszukane połączenie wynika w głównej mierze z fabuły skoncentrowanej wokół tytułowej legendy. Potężnymi pierścieniami zapewniającymi nieśmiertelność od kilku tysięcy lat włada Wenwu (Tony Leung), który wraz ze swoją armią konsekwentnie dąży do podboju niezdobytych dotąd ziem. Shang-Chi (Simu Liu) jest natomiast jego synem, który całkowicie odciął się od imperialnych zapędów ojca i zaszył się w San Francisco, gdzie na co dzień pracuje jako parkingowy. Drogi obu mężczyzn ponownie jednak przetną się, a główny bohater - jak to już bywa u Marvela - wbrew początkowym oporom, będzie musiał odnaleźć w sobie powołanie i stawić czoła przeszłości oraz pałającemu żądzą zemsty ojcu.

Shang-Chi to potomek wielkiego Wenwu - posiadacza magicznych pierścieni zapewniających władzę i nieśmiertelność. Chłopak jednak odcina się od ojca i nie chce podążać jego ścieżką, na której widnieje sporo przelanej krwi. Shang-Chi to potomek wielkiego Wenwu - posiadacza magicznych pierścieni zapewniających władzę i nieśmiertelność. Chłopak jednak odcina się od ojca i nie chce podążać jego ścieżką, na której widnieje sporo przelanej krwi.

Nie wszystkie pierścienie błyszczą



"Legenda dziesięciu pierścieni" sięga po bardzo popularny ostatnio w kinie superbohaterskim motyw wybrakowanej i dysfunkcyjnej rodziny, której wzajemne pretensje, niedomówienia i krzywdy stanowią punkt zapalny ekranowych wydarzeń. W filmie Crettona jest to na tyle sprawnie i kompleksowo opowiedziane, że właściwie motywację każdej postaci jesteśmy w stanie zrozumieć i nie sposób znaleźć tu bohatera jednoznacznie złego lub krystalicznie dobrego. Jednak coś za coś. Wielowątkowa historia rodziny Wunwu jest porozbijana w filmie na mnóstwo retrospekcji, które bohaterów, a co za tym idzie również widzów, zmuszają do nieustannego cofania się w czasie. Nie pozwala to porządnie wgryźć się w klimat opowieści i zaangażować w rozwój wydarzeń.

Problematyczna pod tym kątem jest szczególnie druga połowa filmu, w której ciąg przyczynowo-skutkowy jest mocno zachwiany, poszczególne wybory scenarzystów mało wiarygodne a finałowa batalia - choć zjawisko nakręcona - przypomina już niekontrolowany chaos, w którym inicjatywa i charyzma postaci stają się ograniczone do minimum. W efekcie tej finałowej rozwałce przyglądamy się już bez nadmiernych emocji, zwłaszcza, że najbardziej porywające sceny akcji możemy znaleźć we wcześniejszych fragmentach "Shang-Chi". Dotyczy to przede wszystkim świetnie zmontowanej potyczki w autobusie i parkourowej walki na rusztowaniu wieżowca w Makau. Przy tych sekwencjach finałowe popisy bohaterów wypadają raczej blado.

"Sahng-Chi" to zarazem baśniowe kino akcji obfitujące w efekty specjalne i widowiskowe bijatyki stylizowane na kung fu oraz rodzinny dramat o nieprzetrawionej żałobie, zemście i tęsknocie za bliskimi. "Sahng-Chi" to zarazem baśniowe kino akcji obfitujące w efekty specjalne i widowiskowe bijatyki stylizowane na kung fu oraz rodzinny dramat o nieprzetrawionej żałobie, zemście i tęsknocie za bliskimi.

Debiutant zaczyna ostrożnie



Niejednoznaczna jest także ocena tytułowej postaci. Z jednej strony Shang-Chi jest normalnym chłopakiem, którego wrzucono w wir absolutnie ekstremalnej sytuacji. Jego dezorientacja, niepewność, a nawet pewna nieporadność, wyglądają naturalnie i przekonują widza. Z drugiej strony bohaterowi brakuje jednak charyzmy, tej marvelowskiej iskry w oku, pewnego szelmostwa i cwaniactwa, co sprawia, że Shang-Chi można w pewnym momencie się znudzić. Raczej nie wynika to z aktorskich braków Simu Liu, a bardziej ze scenariusza, w którym być może zbyt asekuracyjnie nakreślono tę postać. Trzeba jednak pamiętać, że to przecież debiut w MCU i warto wszystkiego na raz nie odkrywać. Szczególnie, że w nowym herosie Marvela tkwi spory potencjał.

Nie powinno więc dziwić, że uwagę widowni skupia na sobie przede wszystkim Wenwu. Ikona chińskiego kina, Tony Leung, jest znakomity w roli bardzo niejednoznacznego złoczyńcy, bowiem gdy poznamy tę postać bliżej, okaże się, że wiele jego decyzji i motywacji ma drugie, głębsze dno. Po części można nawet potraktować go jako postać tragiczną, a z pewnością już należy go uznać za jednego z najlepszych czarnych charakterów w dotychczasowym uniwersum. Nie sposób też nie dostrzec Awkwafiny, która w roli nieodłącznej towarzyski Shang-Chi, wnosi do filmu mnóstwo energii i humoru. Komiczne wstawki zapewniają też gościnne występy postaci znanych z poprzednich marvelowskich części. Szczególnie dużo odniesień jest do trzeciej części "Iron Mana".

W nowym filmie Marvela tradycyjnie nie brakuje efektownych starć i porażających efektów, choć w finałowej scenie nadmiar CGI zdecydowanie szkodzi widowisku i samej fabule. W nowym filmie Marvela tradycyjnie nie brakuje efektownych starć i porażających efektów, choć w finałowej scenie nadmiar CGI zdecydowanie szkodzi widowisku i samej fabule.
"Legenda dziesięciu pierścieni" stanowi solidne preludium do kolejnych epizodów z udziałem Shang-Chi, lecz bez wątpienia przy kolejnym podejściu trzeba już odkręcić dodatkowe kółka i pozwolić nowemu herosowi na samodzielną przejażdżkę, nawet, jeśli ta miałaby się zakończyć na kilku siniakach i guzach. W tej produkcji za dużo jest niewidzialnych lin, którymi producenci chcą asekurować opowieść i jej bohaterów. Wskazane byłoby również, aby filmowcy zapoznali się z definicją słowa "umiar" - zarówno w kontekście efektów specjalnych, jak i metrażu. Ten bowiem (dwie i pół godziny) jest uciążliwy i w wielu momentach wypełniony po prostu nudą. "Sahng-Chi" to niezła draka w chińskiej dzielnicy, ale na wejście smoka trzeba jeszcze poczekać.

OCENA: 6,5/10

Film

6.8
34 oceny

SHANG-CHI i legenda dziesięciu pierścieni (1 opinia)

(1 opinia)
akcja, fantasy

Opinie (27)

  • Kolejna sieczka z efektami CGI dla niemyślących. (3)

    To samo co w Legionie Samobójców 2. Porażka.

    • 24 7

    • Żenada

      To tak jak ktoś nie oglądał tylko czyta pseudo wywody

      • 5 11

    • (1)

      marvel, dc, starwars i polskie kabarety - ten sam poziom rozrywki

      • 8 3

      • Capeshit

        Tyle

        • 0 0

  • Nieudolna próba zdobycia (niewymagającego) rynku chińskiego przez jedną z marek Disneya (Marvel) (5)

    Nieudolna dlatego, że CHRL i tak się na Disneya obraziła i nie będzie pozwalać na dystrybucję jego filmów.

    Filmowo niższa partia Marvela, zbliża się do przeciętnego poziomu DC. Jak na film komiksowy, 5/10. Za podlizywanie się komunistom przez zachodnią korporację obnizam do 4/10.

    Czyli nadal lepiej niż ta czerwona Mulan live action.

    • 25 9

    • Porażka (2)

      Trzeba najpierw obejrzeć a potem pisać

      • 6 7

      • Skąd przekonanie, że nie obejrzałem filmu? (1)

        Jest mocno średni, tak jak wszystkie produkcje Marvel-a, które targetowały określoną grupą: (Black Panther/Falcon and the Winter Solider) - afroamerykanów), (Captain Marvel - desperacka próba zainteresowania filmami szerszej grupy kobiet)... etc.

        Wychodziły produkcje "na siłę", gdzie bardziej stawiano na pseudo-polityczny przekaz i wzmocnienie mniejszości, tymczasem fabularnie było marnie.

        Do poziomu np Thora, ostatnich Avengersów to się nie zbliza.

        • 11 7

        • Fantasta z cbie. Węsz sobie spiski gdzie indziej. Po prostu ekranizacje Marvel i DC to badziewie targetowane na nastolatków. I tyle.

          • 2 3

    • Marvel sięgnął po Shang-Chi, żeby zdobyć chiński rynek? Wow. Jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy, i o komiksie, i o współczesnych Chinach...

      • 1 1

    • Bo i komiksowa seria z Shang Chi jest średnia i jakiejś wysokiej popularności nie zdobyła

      A z średniego materiału źródłowego nie ulepisz czegoś więcej - zazwyczaj, bo Marvel już dał radę z Ant-Manem i Osą.

      • 0 0

  • Film wyprodukowany pod rynek chiński, szkoda czasu

    • 20 5

  • China odmóżdżonie

    Dla bardzo mało wymagających ..błyski chałas d**ilne dialogi jeśli to można nazwać dialogami..2/10

    • 20 4

  • (3)

    To zabawne jak bardzo polityczna poprawność przestaje być tak ważna, gdy powstaje film dla chińskiej widowni. Gdzie jest czarnoskóry bohater ja się pytam? W każdym innym filmie przecież musi być - nawet jeśli to do bólu słowiański Wiedźmin. Jakby Disney robił film o eskimosach (tak wiem, o Innuitach) to by tam pewnie kogoś ciemnoskórego wcisnęli i było by to całkiem normalne. A tu proszę, kolejny orientalny film dla Chińczyków i polityczna poprawność już nie jest tak istotna.

    • 32 8

    • (2)

      To znaczy Azjaci nie przeszkadzają ci tak bardzo jak czarnoskórzy? Co to za pokrętna logika? To nie jest film dla chińskiej widowni, tylko jak już dla Amerykanow chińskiego pochodzenia. A wiedzmin nie jest i nigdy nie byl słowiański, proponuję się douczyc zamiast pisać te rasistowskie wywody.

      • 9 14

      • Uspokój się, napij się herbaty, już dobrze. Rasiści i faszyści już sobie poszli. Dobrze...

        • 10 8

      • Miejże litość w sercu, jacy Amerykanie chińskiego pochodzenia? Ilu ich tam jest? Tylu co wróbel napłakał, jakieś drobne procenty... - wszystkich amerykanów pochodzenia azjatyckiego jest jakieś 5% (dane na 2020), więc Chińczyków będzie z tego optymistycznie licząc 3%? Kto by chciał kręcić wysoko budżetowy film dla takiego wycinka ludzi? To jest film robiony z myślą o chińskim rynku.

        Nie przeszkadzają mi żadne rasy. Przeszkadza mi robienie czegoś na siłę kosztem filmu.

        • 2 0

  • Film bardziej 7 na 10 niż 4,5

    W drugiej połowie filmu za dużo cgi ,ale źle się nie oglądało , walki rodem z filmów z Jackie Chanem lub Jetem Lee z odrobiną czerpania z azjatyckiego kina typu Wuxia , docinki dotyczące Iron Mana 3 i Wong z doktora strenga z abonamicją z filmów o hulku , coś czuję że wątek pierścieni będzie rozwijany w ramach Multiversum w Doctor Strange Multiverse od madnes czy być może Spider-Man No way home.
    Warto iść

    • 4 5

  • Jak to mozliwe ze glowny bohater... (2)

    Nie jest czarnoskórym żydem i niebinarno transowym gejem walczącym z white supremacy? Aha już wiem bo jest chińczykiem. Kasa musi sie zgadzać bo Chiny to w końcu kwitnąca demokracja gdzie szanuje sie prawa czlowieka i nikogo nie rozjeżdza czolgami.

    • 12 7

    • Ten film nie będzie kandydować do Oscara, więc nie musi zawierać lewackiego widzimisię. I bardzo dobrze.

      • 1 5

    • Ale wy macie urojenia, wyjdźcie czasami na dwor, świat nie kończy się na Polsce xD

      • 6 5

  • (3)

    Z zasady nie oglądam filmów typu Marvel/DC, więc nie obejrzę kolejnego dzieła produkowanego w tym stylu. Jeśli będę chciał oglądać film polegający tylko i wyłącznie efektach komputerowych to dam znac:)

    • 5 7

    • (2)

      Ale to nikogo nie obchodzi. Po co to piszesz? Nie masz rodziny, przyjaciół, żeby im to powiedzieć?

      • 2 3

      • Już widzę ból tylka :) (1)

        • 0 4

        • A ja słyszę trzaski już twojego

          • 5 0

  • Czyli w pewien sposób powielili największy błąd pierwszego sezonu Wiedźmina...

    "Wielowątkowa historia rodziny Wunwu jest porozbijana w filmie na mnóstwo retrospekcji, które bohaterów, a co za tym idzie również widzów, zmuszają do nieustannego cofania się w czasie. Nie pozwala to porządnie wgryźć się w klimat opowieści i zaangażować w rozwój wydarzeń."

    W Wiedźminie Netflixa trzy linie czasowe, N też zmuszały do łączenia fabuły samemu, cofania się w czasie i odzierały cały sezon z klimatu. W drugim sezonie niby już ma tego nie być (co zresztą potwierdza zakończenie pierwszego sezonu), ale wciąż się boję czy takich zabiegów nie będzie

    • 0 0

  • Jesli chca utrzymac poziom poprzednic faz mcu to musza sie zdecydowanie bardziej postarac. Tak z jakies dodatkowe 99% bardziej niz to cos co wlasnie powstalo

    • 0 2

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Konfrontacje: 20 000 gatunków pszczół | Dyskusyjny Klub Filmowy UG Miłość Blondynki

15 zł
projekcje filmowe, przegląd, DKF