• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

O komedii, która humoru zapomniała. Recenzja filmu "Bękarty"

Tomasz Zacharczuk
23 grudnia 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

Nic tak nie irytuje w kinie jak nieśmieszna komedia, a do takiej z powodzeniem pretendują "Bękarty". Ed Helms i Owen Wilson, dysponujący przecież niemałym talentem rozrywkowym, marnują czas na strojenie głupawych min i recytowanie szorstkich dialogów. Pomysłowych i autentycznie zabawnych żartów zwyczajnie zapomniano wpisać do scenariusza.



Wyjściowy pomysł mógł chwycić. Podczas wesela ekscentrycznej matki (Glenn Close) obaj potomkowie panny młodej dowiadują się, że rzekomy ojciec wcale przed laty nie umarł, a prawdopodobnie żyje. Gdzie? Dokładnie nie wiadomo, bo i jego tożsamość pozostaje zagadką nawet dla pani Baxter. Kyle (Owen Wilson) i Peter (Ed Helms) ruszają więc na poszukiwania staruszka, tułając się od drzwi do drzwi dawnych partnerów matki. Wśród tych mamy tymczasem słynnego sportowca, upadłego maklera z kryminalną kartoteką czy irlandzkiego gliniarza, który stał się legendą za życia. Brzmi nieźle? A i owszem. Szkoda, że zachęcająco wygląda to jedynie na papierze.

"Bękarty" bowiem cierpią na syndrom wielu amerykańskich komedii. Filmowe dialogi skrojone są pod monotematyczne żarty oscylujące głównie wokół seksu i męskich lub damskich atrybutów. Na inny rodzaj humoru twórcy nie znajdują ani czasu, ani najwyraźniej chęci, wychodząc z założenia, że puszczony w obieg dowcip będzie bawił równie mocno za każdym razem. Wraz ze zmieszanymi synami niejednokrotnie więc nasłuchamy się o łóżkowych podbojach leciwej już damy, która w młodości z uciech życia nie miała zamiaru rezygnować. Rosnące zakłopotanie bohaterów udziela się też widzom, którym po prostu brakuje zróżnicowanego humoru.

Peter (Ed Helms) i Kyle (Owen Wilson) po latach dowiadują się, że ich ojciec wciąż żyje. Problem w tym, że nie zna go nawet matka bliźniaków. Mężczyźni ruszają więc w poszukiwania, które zapędzą ich w różne zakątki Stanów. Peter (Ed Helms) i Kyle (Owen Wilson) po latach dowiadują się, że ich ojciec wciąż żyje. Problem w tym, że nie zna go nawet matka bliźniaków. Mężczyźni ruszają więc w poszukiwania, które zapędzą ich w różne zakątki Stanów.
Konsekwentnie więc w filmową opowieść wkracza rutyna, a pomysły filmowców na jej przełamanie wprawiają w osłupienie. Jak choćby podczas kuriozalnej sceny w toalecie na stacji benzynowej, w której twórcy "Bękartów" popisują się wręcz rynsztokowym poczuciem humoru. Złą minę do jeszcze gorszej gry robią znani z wielu komediowych ról Ed Helms i Owen Wilson. Pierwszego tradycyjnie wsadzono w buty zakompleksionego sztywniaka i smutasa. Drugiemu tymczasem kolejny raz przyklejono na stałe beztroski uśmiech, który jeszcze mocniej miał podkreślać manierę luzaka i lekkoducha. Co za tym idzie, amunicją Helmsa zazwyczaj są więc kretyńskie miny i paranoidalne lamenty, zaś Wilson sypie "sucharami", po których okruchy długo jeszcze przyjdzie nam z siebie strzepywać.

Nudą wieje na dalszym planie, bo spośród licznych postaci, jakie na swojej drodze spotykają bliźniacy, na większą chwilę uwagi zasługuje jedynie bohater grany przez J.K. Simmonsa. Niezrozumiałym i kompletnie absurdalnym pomysłem inscenizacyjnym jest wątek z udziałem Katta Williamsa w roli autostopowicza. W kategoriach dużego rozczarowania można również potraktować obecność Christophera Walkena, do którego w scenie ucieczki przed tytułowymi bękartami mamy gorącą ochotę dołączyć.

Nogi za pas zdaje się, że w pewnym momencie wziął również Lawrence Sher. Autor zdjęć do takich komediowych przebojów jak "Kac Vegas", "Zanim odejdą wody" czy "Rekiny wojny" z reżyserskim debiutem najwyraźniej sobie nie poradził, a z podglądania bardziej doświadczonych na tym polu kolegów wniosków nie wyciągnął. Przede wszystkim nie potrafił zdecydować się na to, czy nakręcić niezobowiązującą komedię pomyłek, czy jednak nadać swemu dziełu nieco ambitniejszych rysów.

Wyszło więc nijak. Trywialny humor wymieszany został z filozoficznymi monologami bohaterów, którzy najpierw wdają się w dziecięcą przepychankę o samochodowe radio, a chwilę później dywagują na temat życiowych wyborów i osobistych ambicji. W końcowym fragmencie filmu robi się nawet poważnie i refleksyjnie, ale w ekranowy autentyzm trudno uwierzyć. Sher po prostu niepotrzebnie chciał zrobić kilka filmów w jednym, ale konkretnego konceptu na żaden z nich już nie miał w zanadrzu.

"Bękarty", poza paroma ledwie w miarę udanymi żartami, zwyczajnie nie śmieszą, a częściej wzbudzają zażenowanie naprzemiennie z nudą. Twórcom filmu zabrakło konsekwencji i pomysłów na opowiedzenie nieźle zapowiadającej się historii. "Bękarty", poza paroma ledwie w miarę udanymi żartami, zwyczajnie nie śmieszą, a częściej wzbudzają zażenowanie naprzemiennie z nudą. Twórcom filmu zabrakło konsekwencji i pomysłów na opowiedzenie nieźle zapowiadającej się historii.
Naszą uwagę do końcowych napisów skupia głównie wątek rozwikłania kluczowej zagadki: kto jest prawdziwym ojcem? I jeśli w przypadku "Bękartów" można mówić o niezłej fabularnej zagrywce, to z pewnością takim mianem należy nazwać pomysł twórców na rozszyfrowanie tajemnicy i powiązanie wszystkich wątków. Szkoda, że dopiero na finiszu rzeczywiście mogliśmy się poczuć zaskoczeni, ale jednocześnie uratowało to film przed totalną kompromitacją. Króciutką listę zalet uzupełnia już tylko nienaganna praca operatorska, bo niektórymi kadrami naprawdę można nacieszyć oko.

"Bękarty" nie spełniają pierwszorzędnej, elementarnej i obowiązkowej funkcji komedii. Nie śmieszą. Jedynie pod przykrywką filmowej rozrywki bombardują widza zlepkiem absurdalnych scen, przegadanych dialogów o wszystkim i o niczym oraz tandetnych żartów wsadzonych w usta irytujących i nużących aktorów. Film Lawrence'a Shera miał nieco zbić przedświąteczną gorączkę i pozwolić na złapanie oddechu. Stał się jednak przepłaconym środkiem nasennym, po który nie warto sięgać.

OCENA: 3/10

Film

5.3
3 oceny

Bękarty (1 opinia)

(1 opinia)
Komedia

Opinie (38) 2 zablokowane

  • Problem w tym, że zagraniczne koncerny narzuciły klasyfikację gatunkową filmów i ludzie są błędnie informowani o gatunku filmu. Bękarty to komedia obyczajowa lub film obyczajowy i w tym gatunku jest całkiem dobry.

    • 3 0

  • Jesli ja chce zobaczyc cos wesolego to albo otwieram

    ktoras ze straych komedii Charlie Chaplina albo ktorys z polskich filmow archiwalnych z udzialem Adolfa Dymszy i Ludwika Sempolinskiego. Ponadto nasze wspaniale komedie telewizyjne z lat 60-tych i francuskie komedie z Bourvilem, Fernandelem oraz Bernardem Blierem. Ten ostatni byl takze swietnym aktorem dramatycznym. Amerykanskie komedie trzymaja sie pewnych sztywnych schematow poniewaz wielu Amerykanow uwaza niektore rodzaje zartu europejskiego (polskiego glownie) za niemoralne. Dla nas amerykanskie komedie sa raczej nudna sieczka. A juz nagrany podklad ze śmiechem jest dla mnie irytujacy.

    • 0 0

  • Poniewaz rzeczy i osoby śmieszne wcale nie śmiesza.

    A raczej prowokuja aby wrazac sie i nich z politowaniem.

    • 0 0

  • (4)

    to tak jak wszystkie filmy Woody Allena - powstają co rok , nazywane są komediami i nie śmieszą!

    • 74 22

    • Od kilku lat powstają głównie w Europie

      bo w USA już się poznali, i sianka już tyle nie ma. Ale jak to w 1 (akurat dobrym) filmie Woodyego: dobrze, że są jeszcze Francuzi (którzy przyznali nagrodę lipie nakręconej przez ślepego reżysera)!

      • 2 1

    • eeee,jak woody nie smieszy to .....

      wlasnie .? ,moze klan warto obejrzec ,albo trudne sprawy...,
      kłentin,spike lee,lincz i nasz andrzej munk to sie nazywa prawdziwe kino.

      • 2 5

    • ale GW

      Zachwyca się bo jest właścicielem sieci kin

      • 13 17

    • jak ktoś nie ma poczucia humoru to nie śmieszą

      • 26 30

  • wystarczy owen wilson by wiedziec ze to slabe

    • 1 3

  • Widz (2)

    No cóż... Komedia dość śmieszna, natomiast nie ma co liczyć na wysublimowane dialogi pomiędzy aktorami. Film przygotowany pod amerykańską publikę dlatego można całkowicie wyłączyć myślenie. Nie należy on raczej do gatunków gdzie aktorzy rozmyślają o swojej egzystencji. ,,Bękarty'' to raczej dzieło typu ,,American Pie".
    Osobiście bardzo polecam dla osób, które po stresującym dniu w pracy chcą obejrzeć śmieszną komedię, niekoniecznie z jakimś przesłaniem.

    • 8 1

    • Nie polecam (1)

      Zasnęłam. Nudaaaaaa.

      • 3 2

      • ....

        Kwestia gustu. Dlatego ktoś wymyślił coś takiego jak zwiastun.

        • 3 0

  • (3)

    Są gusta i gusciki pójdę i sprawdzę jaki poczucie humoru ma recenzent

    • 41 11

    • A mi szkoda kasy

      • 1 0

    • polskie są lepsze

      Bez kur. Ch. Itd komedii nie zrobią.

      • 7 0

    • to typowy, amerykański humor, nie będzie zrozumiały

      • 8 0

  • (1)

    gniot da się obejrzeć ale nie wiem jakim prawem jest napisane ze to komedia?jak cały film dzieje się jedno i to samo nuuuda .Parsknełam śmiechem może 2 razy.A na sali kinowej taka cisza jak w grobie.Moźna zasnąć z nudów.

    • 5 10

    • za co łapki w dół?to was śmieszyło?ludzie na jakim świecie wy żyjecie

      • 2 3

  • (3)

    W sam raz na wieczorny seans na polsacie dla podchmielonej wiejskiej gawiedzi.

    • 33 11

    • (2)

      Bo życie to bycie tylko poważnym, na kibel jak siadasz też zakładasz krawat?
      To jest właśnie cofniete społeczeństwo, na pokaz. Garnitur załóż i idź do opery, ale i tak tego nie zrozumiesz.

      • 9 9

      • Ale co ma krawat do kibla i moje pójście do opery wspólnego z tym filmem.....

        • 4 0

      • trafne bardzo

        • 2 5

  • Humor

    Patryka vegi

    • 2 6

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Konfrontacje: 20 000 gatunków pszczół | Dyskusyjny Klub Filmowy UG Miłość Blondynki

15 zł
projekcje filmowe, przegląd, DKF