• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ero-disco. Recenzja filmu "365 dni"

Tomasz Zacharczuk
7 lutego 2020 (artykuł sprzed 4 lat) 

Film 365 dni - zwiastun:


Gustujący w muzycznych parodiach T-Raperzy Znad Wisły śpiewali niegdyś "Ero ero disco, już miłość jest tak blisko". Posklejany z erotycznych teledysków film Barbary Białowąs przypomina ekskluzywną dyskotekę, w której roznegliżowana para kochanków gimnastykuje się w miłosnych uniesieniach przy dźwiękach wpadających w ucho popowych kawałków. I na tych skromnych zabiegach kończy się patent na "polskiego Greya". Przyprawione pikanterią i podlane kiczem "365 dni" mają wyjątkowo mdły smak i stają w gardle już po kilku kęsach.



Czy we współczesnym kinie śmiałe sceny erotyczne i mnogość nagich kadrów można jeszcze klasyfikować w kategoriach kontrowersji? Nie bardzo. Szczególnie po tym, jak niejaki pan Grey milionom widzów na całym świecie udostępnił atrakcje czerwonego pokoju, a panna Steele pokornie dała się zakneblować i zakuć w erotyczne łańcuchy. Adaptowana na wielki ekran proza Blanki Lipińskiej kontrowersji więc wywołać nie może, a nawet nie ma prawa. Szumnie zapowiadane "365 dni" oferują bowiem zaledwie chaotyczny zlepek estetycznie skadrowanych scen seksu. Bez polotu, pomysłu i, co gorsze, bez fabuły.

Zobacz także: wywiad z Blanką Lipińską

Nieokrzesany i niewyżyty seksualnie włoski mafioso uprowadza krnąbrną polską dziewczynę, a następnie w geście łaski i życzliwości daje jej 365 dni na zakochanie się. Lakoniczny opis w pełni odzwierciedla ubogą fabułę, jaką raczą nas twórcy filmu. W tle jeszcze migną tu i ówdzie koszmarnie wplecione i pourywane wątki gangsterskie czy dramatycznie słabe próby pozałóżkowego podbudowania relacji Laury i Massima. Po kilku intrygujących początkowo minutach schemat "365 dni" sprowadza się do trzech "s": seks, shopping, Sycylia. Kochankowie poddają się frywolnym igraszkom, chodzą na zakupy bądź zwiedzają malowniczą wyspę. On z nagim torsem, ona w czerwonej sukience. Więcej akcji i emocji jest jednak w kawałku Fisza nawiązującym właśnie do tego elementu damskiej garderoby.

Massimo (Michele Morrone) jest włoskim gangsterem, który zakochuje się w Polce, Laurze Biel (Anna-Maria Sieklucka). Porywa więc dziewczynę i daje jej 365 dni na odwzajemnienie uczuć. Massimo (Michele Morrone) jest włoskim gangsterem, który zakochuje się w Polce, Laurze Biel (Anna-Maria Sieklucka). Porywa więc dziewczynę i daje jej 365 dni na odwzajemnienie uczuć.
Pal licho wylewający się z ekranu seksizm i fakt, że podatny na agresję nieznajomy wbrew woli kobiety kwateruje ją w swoim apartamencie i molestuje przy pierwszej okazji. Jeśli tysiącom (milionom?) czytelniczek/czytelników nie przeszkadzało to do tej pory, to nie ma sensu tego rozgrzebywać. Podobnie jak pastwić się nad tandetnie ogrywanymi, przestarzałymi stereotypami (wymuskana włoska mafia, Polska zastawiona wódką i pierogami, homoseksualni styliści, którym do fikuśnych marynarek jakimś cudem nie przypięto jeszcze pawich piór). Główną bolączką "365 dni" jest natomiast przede wszystkim spadające z obrotów tempo opowieści i brak elementu zaskoczenia w postaci dynamicznych zwrotów akcji.

Esencją literackiego pierwowzoru jest swobodne fantazjowanie na temat seksu i damsko-męskich relacji. Nic w tym ani niestosownego, ani karygodnego. Problem w tym, że to, co z powodzeniem funkcjonuje w książce (i w znacznej mierze bazuje na wyobraźni czytelnika), wymaga staranności i odpowiedniego dawkowania na taśmie filmowej. Dzieło Barbary Białowąs natomiast to maraton seksualnych podrygów, które, owszem, wprowadzają koloryt i pikanterię, ale w pewnym momencie przygniatają wręcz widza dosłownością. Można odnieść wrażenie, że oglądamy zbitkę teledysków z roznegliżowaną parą kochanków, którzy zmieniają pozycje i utwory na playliście. Fascynację ich namiętną relacją szybko wypiera uczucie monotonii i znudzenia.

Każda próba poszatkowania fabuły dialogami czy bardziej statycznymi ujęciami zupełnie nie spełnia swojej funkcji. Rozmowy, gesty, nawet sposób chodzenia - wszystko przesiąknięte jest podtekstem seksualnym, co wywołuje w pewnym momencie odwrotny efekt. Zamiast wciągać widza w intymną grę, bawi go do łez. Pojawia się zupełnie niezamierzony przez twórców humor, którego notabene brakuje w filmie aż nadto. Gdyby nie świetnie zagrana przez Magdalenę Lamparską postać Olgi, można byłoby utonąć w morzu patetycznych wyznań i spazmatycznych jęków. Seksowna bielizna czasami lepiej pobudza zmysły niż nagość. Szkoda, że Białowąs do spółki z Lipińską nie zastosowały tej reguły w swoim filmie.

"365 dni" w wersji filmowej to bardziej zbiór erotycznych teledysków niż pełnoprawne kino. Brakuje przede wszystkim choćby poprawnej fabuły, która potrafiłaby wciągnąć i zaskoczyć widza. Jest niestety przewidywalnie i nudno. Monotonne stają się nawet w pewnym momencie niezliczone sceny seksu. "365 dni" w wersji filmowej to bardziej zbiór erotycznych teledysków niż pełnoprawne kino. Brakuje przede wszystkim choćby poprawnej fabuły, która potrafiłaby wciągnąć i zaskoczyć widza. Jest niestety przewidywalnie i nudno. Monotonne stają się nawet w pewnym momencie niezliczone sceny seksu.
Bez intrygującej (za to przewidywalnej w najdrobniejszym elemencie) fabuły i choćby naszkicowanego drugiego planu pozostaje tylko przyglądać się erotycznym wygibasom Laury i Massima. Sceny zbliżeń w kadrach Bartosza Cierlicy prezentują się co najmniej poprawnie. Brak im oryginalności i polotu, ale praca kamery w pełni oddaje zaangażowanie aktorów. Urokliwe są również ujęcia samej Sycylii. Naszpikowana wpadającymi w ucho utworami ścieżka dźwiękowa potrafi zamęczyć, ale można chociaż potuptać nogą, gdy nuda już całkowicie przysłoni nam ekran.

Wśród nikłych plusów produkcji warto także odnotować Annę Marię Sieklucką. Jej Laura to pogubiona, nieśmiała ofiara porywacza, a zarazem bezpruderyjna piękność czerpiąca satysfakcję z permanentnego uwodzenia. Debiutująca na wielkim ekranie Sieklucka z powodzeniem powinna odnaleźć się w bardziej ambitnych projektach. Z postaci Laury wykrzesała, co mogła. Michele Morrone, czyli ekranowy Massimo, prezentuje się imponująco i zapewne każdej z dam na kinowej sali mogłyby się ugiąć nogi w towarzystwie takiego panicza. To jednak model, nie aktor, i nie ma sensu jego gry rozkładać na czynniki pierwsze. Swoją instrumentalną rolę raczej spełnił.

Wśród nielicznych plusów filmu Barbary Białowąs można znaleźć niezłe zdjęcia, dynamiczną ścieżkę dźwiękową (choć liczba utworów może przytłaczać podczas seansu) i Annę Marię Sieklucką. Zawodzą na całym froncie reżyseria, drugi plan (którego praktycznie nie ma) i gasnące z każdym kadrem tempo historii. Wśród nielicznych plusów filmu Barbary Białowąs można znaleźć niezłe zdjęcia, dynamiczną ścieżkę dźwiękową (choć liczba utworów może przytłaczać podczas seansu) i Annę Marię Sieklucką. Zawodzą na całym froncie reżyseria, drugi plan (którego praktycznie nie ma) i gasnące z każdym kadrem tempo historii.
Film Barbary Białowąs (a może bardziej Blanki Lipińskiej, która rzekomo na planie rozstawiała filmowców po kątach) ujmy polskiemu kinu raczej nie przynosi. Wszak ze świecą szukać podobnych przedsięwzięć nad Wisłą. Odwagę należy docenić. Szlaki zostały przetarte, ale na razie nie prowadzą do niczego dobrego. Fani książkowego pierwowzoru w randkowaniu z Laurą i Massimo znajdą jeszcze sporo przyjemności. O porwaniu szybko zamarzą natomiast ci, którzy na sali kinowej znajdą się przypadkiem. "Zgubiłaś się, mała?" - pyta kilkukrotnie Laurę Massimo. Zgubiła się tutaj przede wszystkim fabuła. I sporo ubrań. Jest goło i wesoło.

OCENA: 3/10

Film

4.6
90 ocen

365 dni (67 opinii)

(67 opinii)
romans

Opinie (96) ponad 20 zablokowanych

  • (5)

    Halinka chce iść, to pójdę z Nią na te Walentynki nie. Może sobie seksu zobaczy na ekranie to nie będzie mnie w domu męczyła

    • 122 6

    • produkcja tvn i wszystko jasne :P podróbka twarzy gray'a ;) (3)

      tvn robi badziew komediowo-romentyczny a tvp robi badziew historyczny

      • 22 6

      • (1)

        Tvpis zrobilaby erotyk z Zenkiem M.

        • 18 6

        • i okey. mamy polskich mezczyzn

          kulturalnych.

          • 2 2

      • To już wolę ,,człowiek beznadziejni,, z kultowa rola Wellman jako Krzywonos

        • 4 0

    • Z nią, a nie z Nią analfabeto.

      • 3 5

  • Porno dla cnotek które co niedziele do kościółka biegają (4)

    • 70 35

    • (1)

      Porno dla ordo lurdis czy jak im tam.

      • 6 7

      • nawet nie wiesz

        • 0 1

    • Basta k*tasta

      • 5 0

    • Samo sedno!!!

      Samo sedno!!

      • 0 0

  • Film dla mas stworzony aby zarobić.. (3)

    Walentynki, erotyczne zabarwienia i mało wymagający przekaz. Komercja poziom master. Grupa docelowa to zwolennicy Listów do M. Itp.. no co kto lubi. Nie zmienia to faktu, ze autorka książki to petarda. Jedna z najatrakcyjniejszych obecnie polek w m-s.

    • 42 62

    • Celebrytka i tylko tyle

      • 14 1

    • Jej książki to badziew...

      ...tak samo jak ten denny film

      • 21 0

    • Dobry żart

      Z tą atrakcyjnością.

      • 2 0

  • paprynia vege

    tak, jak chłopcy mają szybkich i wściekłych vel papryka vege, tak ich panny mają polskiego greya..kiedyś były odpusty, teraz wieś też chodzi do kina.

    • 85 9

  • Mmmm (1)

    Wyglada satysfakcjonująco..... Grey dla samotnych mamusiek ...i tak nic nie zmieni ale chociaż że popatrzę. Hyhyhy

    • 19 11

    • a co ma sie zmienic jak wazysz 100 kg ?

      • 0 3

  • "Bez polotu, pomysłu i, co gorsze, bez fabuły." (1)

    Aha, czyli jednak dosyć wierna adaptacja.

    • 133 5

    • fabuła jest 1;1 z graya

      • 6 0

  • Do redakcji (1)

    Co do filmu nie widziałam i nie obejrzę. Ale ktoś kto pisał tekst mógłby się solidnie przygotować, aktor grający Massimo nigdy nie był modelem więc zarzut z ...palca.

    • 35 19

    • a kim byl?

      koniem pociągowym?

      model to i tak nobilitacja ,
      fakt że bardziej przykuwa uwagę niż polska myszka

      • 0 1

  • zarówno film jak i książka sa dla (1)

    podstarzałych singielek, które chcą się podniecić. A, że ciągle takich wiele, to pewnie film się wielokrotnie zwróci finansowo. Autorka jest mistrzem PR

    • 70 14

    • Ha, singielek. Żebyś wiedzial ile "statecznych" matek i żon się zachwyca tego typu twórczością...

      • 0 0

  • słaba ksiązka, słaby film (5)

    • 89 7

    • i słaby komentarz (3)

      • 8 34

      • Tu proszę jest odpowiedni komentarz... (2)

        To przede wszystkim powieść mocno osadzona w naszej polskiej tradycji. Tak, tak. Można powiedzieć, iż to dzieło pokoleniowe. Ukazuje skryte aspiracje młodej ambitnej Polki, aby sprostytuować się z zamożnym obcokrajowcem, ale, co ważne, tak by nie ranić bliskich - tu centralne miejsce zajmują relacje z rodzicami, tyleż podkreślane w dziele Blanki Lipińskiej, co istotne w naszej obyczajowości - i jednocześnie nie zaprzeczyć tradycyjnym wartościom; a więc sprostytuowania się, ale przy jednoczesnym wyjściu poza dosłowność tego pojęcia.

        U Autorki, kluczem do zachowania niewinności obyczajowej, jest przymus jakiemu musi ulec główna bohaterka; przymus w postaci obawy przed zagrożeniem jej polskiej rodziny ze strony Massimo.

        Wyraźne są tu odniesienia do hipostaz tradycyjnych wartości. Przecież w kulturze ludowej, taką dwubiegunową figurą obyczajową jest seks analny: pozwala młodym kobietom na zachowanie niewinności - hymena, symbolizowanego wianuszkiem na skroniach panny młodej, publicznie prowadzonej przez ojca w trakcje ślubnego ceremoniału, a jednocześnie na uspokojenie obaw związanych z utratą relacji z wymarzonym mężczyzną, co wszak również jest ukłonem wobec rodziców, w postaci uchronienia ich przed nieszczęściem "córki - starej panny" związaną z tym deprecjacją statusową w lokalnej wspólnocie.

        Warto podkreślić, że bohaterka Lipińskiej nie jest zahukaną prowincjonalną dziewuchą. W końcu mamy XXI w, social media, a akcesja do UE postawiła cywilizacyjny stempel również na drogach trzeciej kategorii odśnieżania. Nawet prowincja nie jest już taka sama, choć być może umknęło to warszawskim mieszczuchom!

        Pani Lipińska zręcznie łączy elementy tradycjonalistyczne z nowoczesnością. Jej bohaterka, to śmiała, zadziorna kobieta, świadoma własnej wartości i... seksualności. Zaprzyjaźniona z własnym ciałem i potrzebami. W torebce nosi wibrator, i cieszy się, że Massimo ma (uwaga spoiler) "grubego, ale nie długiego", czyli rozpycha, ale nie sprawia bólu. Czyż tak precyzyjnie zarysowane potrzeby miałaby osoba niezaznajomiona co najmniej ze "Sztuką Kochania"? I nie zawsze daje d*py tak, jakby chciał jej zamożny, przystojny "oprawca". Czasami daje po swojemu, na jej warunkach! A czasem nie daje wcale, ograniczając się do tradycyjnego niezobowiązującego loda, który nie budzi sensacji już chyba w żadnej polskiej szkole, czy parafii.

        Powstało więc dzieło nie tylko mądre, ale i optymistyczne! Blanka Lipińska pokazała, że nie trzeba porzucać własnej tożsamości, by wyjść naprzeciw nowoczesności!

        I... kochani, co wzruszające, mimo pięknych widoków, wykwintnego jedzenia, penetracji grubym zaganiaczem za nagrodę w postaci najlepszych strojów, gdzieś na dnie duszy, nasza bohaterka, jak sienkiewiczowski latarnik, mając przed oczyma cewkę moczową Sycylijczyka, nie gubi z pamięci ojczystych pół gdzie pała, owszem, ale dzięcielina. A oczy jej łzawią jak wierzby mazowieckie, gdy w gardle jej żołądź puchnie jak tęsknota z ojczystym krajobrazem, gdy przed oczami godzinami sufit. A dbałość by żadna kropla gorącego nasienia nie upadła na "Ziemię Włoską" przywodzi na myśl norwidowską kruszynę chleba podniesioną z "Ziemi Polskiej". I takoż wiedzie nas Pani Blanka z ziemi włoskiej do Polski przez meandry ludzkich losów w swojej epickiej opowieści. A styl? Bogaty, kwiecisty, ale nie stroniący przed dosłownością. Jakiś niewyrobiony czytelnik zapewne powie - ciężko się czyta... A czyż nie powiecie Państwo tego samego o prozie naszej Noblistki?

        • 40 1

        • (1)

          wybitna recenzja, redakcjo wyrzućcie Tomasza i dajcie szansę Nieznajomemu

          • 13 1

          • Nieznanemu, a nie Nieznajomemu...

            Poza tym zgoda. Wpis dogłębnie penetruje wieloaspektową płaszczyznę omawianego utworu. Na marginesie, wielka jest siła sztuki, nawet tej konkretnej sztuki (w sensie film sztuk jeden), skoro doprowadziła do tak bogatej i obfitej zarazem erupcji myśli krytycznoliterackiej.

            • 4 0

    • To po co?

      Jak słaba książka to jestem ciekawa po co się osoba do kina pchała? Wszyscy piszą że dla singielek, wieśniar, mamusiek...ale sami polecieli do kina? Pytam się po co? Ciekawe....

      • 0 0

  • Target to Karyny i ich przyglupi maczo. (4)

    • 89 3

    • czyli obecny elektorat gdanskich radnych wladzy. (2)

      • 6 8

      • (1)

        a także elektorat obecnych warszawskich rządzących, widzisz różnicę pomiędzy nimi? bo ja nie

        • 1 2

        • Czy Rafcia i Pawła?

          • 0 0

    • Nie ważne czy pis czy po

      Jakim trzeba być wulkanem umysłu by głosować od 30 lat na tych samych ludzi.

      • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Noc w Kinie Studyjnym - kwiecień

25 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe