Na tę plażę wstęp wzbroniony. Recenzja filmu "Baywatch. Słoneczny patrol"
Kinowa wersja telewizyjnego przeboju sprzed lat karykaturalnie ośmiesza i boleśnie wyszydza wysłużony oryginał, prezentując jednocześnie niski poziom wulgarnego humoru i tandetne aktorstwo. Twórcy "Baywatch" bez sentymentów i zarazem pomysłu żerują na rozpoznawalnej marce. Nad tym filmowym kąpieliskiem słońce zaszło już dawno, pora wywiesić czerwoną flagę i poszukać rozrywki na prawdziwej plaży, gdzie nawet słoneczne oparzenia będą mniej bolesne od kinowych tortur.
Niezaprzeczalnym atutem i znakiem rozpoznawczym były przede wszystkim walory estetyczne. Wypięta dumnie pierś Pameli Anderson czy kuse spodenki Davida Hasselhoffa otoczonego tuzinem atrakcyjnych ratowniczek (obowiązkowo i celowo zawsze w zbyt ciasnych kostiumach) zaciągnęły "Słoneczny patrol" na szczyt popularności nie tylko w USA, ale i w Polsce.
Nawet tak oczywistego serialowego atutu twórcy kinowej wersji "Baywatch" nie potrafili przekuć w sukces. Ponętne kształty aktorek zostały tak ordynarnie i nachalnie skadrowane przez operatora, że ekranowy seksapil bardzo szybko przybiera formę seksistowskiego teledysku. Toteż większość ekranowego czasu panie poświęcają truchtaniu, podskakiwaniu, pochylaniu się i innym fizycznym wygibasom, które za wszelką cenę mają skupić na sobie oko zwłaszcza męskiego widza.
Zupełnemu uprzedmiotowieniu ulegają też panowie. Na nic naoliwione muskuły Dwayne'a Johnsona i błyszcząca klata Zaca Efrona, skoro iloraz inteligencji obu postaci nawet po zsumowaniu daje wynik niższy niż wartość temperatury na patrolowanej przez nich plaży. Finalnie obserwujemy więc zgraję roznegliżowanych postaci, szczerzących się do siebie bez większego powodu i gustujących głównie w żartach (dosłownie) poniżej pasa.
Elokwentnego i wysublimowanego humoru w "Słonecznym patrolu" znaleźć się po prostu nie da. Twórcy filmu już w zwiastunach postawili sprawę jasno: będzie wulgarnie, wbrew zasadom dobrego smaku, czasami obrzydliwie, ale zawsze dosadnie i soczyście. Problem w tym, że rynsztokowe żarty uporczywie się powtarzają, są monotematyczne, nieraz irytujące, innym razem wprost żenujące. Kanonada wymyślnych epitetów wystrzeliwanych przez Johnsona w kierunku Efrona potrafi przyprawić o uśmiech, podobnie jak kilka gagów sytuacyjnych (bijatyka z Johnsonem w dziecięcym pokoju czy klaustrofobiczna scena w kostnicy). Na ogół jednak mamy do czynienia z poczuciem humoru zaczerpniętym z młodzieżowych produkcji, w których seks jest zarówno fabułą, jak i źródłem prostackich skeczy.
Żartobliwie obowiązkowo należy potraktować fabułę filmu, która pod każdym kątem urąga inteligencji widza i przeczy choćby powierzchownej logice. Mitch Buchanan (Dwayne Johnson) szefuje miejscowym ratownikom, wypełniając w międzyczasie rolę lokalnego idola, który uratował życie setkom ludzi, a nawet zwierząt. To absolutny pan i władca ratowniczej wieży, na którego nieśmiało zerkają z dołu chętni do pracy na gorącym piasku rekruci.
Wśród nich dwukrotny mistrz olimpijski w pływaniu, Matt Brody (Zac Efron), który bynajmniej nie zamierza gorliwie wypełniać obowiązków ratowniczego szeregowca. Zadufany w sobie egoista z ograniczonym IQ, ale za to z wypiętą klatą, chętnie wskoczyłby na miejsce przełożonego. Obaj rywale muszą jednak połączyć siły, gdy plażowej beztrosce zagraża tajemniczy narkotyk rozprowadzany wśród wypoczywających, a wzburzone fale oceanu regularnie zaczynają wyrzucać na brzeg zwłoki. Pora więc odstawić ratowniczą deskę i wbić się w detektywistyczne przebrania, by odkryć przestępcze plany podstępnej Victorii Leeds (Priyanka Chopra).
W tym momencie twórcy "Baywatch" wyraźnie puszczają oko do sympatyków serialowego pierwowzoru. Wszak David Hasselhoff i towarzysząca mu ekipa permanentnie lubowali się w walce z plażową mafią, miejscowymi złodziejaszkami, skorumpowanymi politykami czy żarłocznymi rekinami. Czasami nawet ratowanie ludzi z pułapek oceanu schodziło na dalszy plan.
Oczywiste wykpiwanie tej przygodowej tendencji to świadomy i całkiem udany zabieg, niewyrządzający dodatkowo zbyt dużej krzywdy serialowi. Podobnie w filmowej wersji "Słonecznego patrolu" można usłyszeć cichy chichot z nagminnie stosowanej techniki "slow motion". I gdyby prześmiewczy ton utrzymać w ryzach, dodając do tego ciekawe i wyraziste postaci, które nie musiałyby utonąć w głupich dialogach i jeszcze gorszej fabule, być może otrzymalibyśmy film, na jaki swego czasu zasługiwali Hasselhoff, Anderson, Eggert czy nawet Carmen Electra.
Problem jednak w tym, że twórcy "Baywatch" zupełnie pogubili się w prostym, bądź co bądź, zamyśle. Bezczelne parodiowanie i ośmieszanie serialu przeplatają z całkiem poważnym już jego naśladowaniem. Doprawdy ciężko dojść, w którą stronę biegną filmowi ratownicy, których co chwilę scenarzyści zawracają z wytyczonej ścieżki. "Słoneczny patrol" w efekcie stanowi niepełną, a do tego infantylną parodię. Zarazem stara się wpisywać w ramy niezdarnego hołdu w kierunku pierwowzoru, którego nie są w stanie uwiarygodnić nawet pojawiający się zaledwie na kilka sekund gwiazdorzy znani z serialu, którym w tle przygrywa niezapomniane "I'm Always Here" Jimiego Jamisona.
Tropem niespójnej konwencji, zatrważająco trywialnego humoru i katastrofalnej fabuły podąża mizerna ścieżka dźwiękowa, której brakuje przebojowości wspomnianego hitu rodem z czołówki oryginalnego "Patrolu". Od zasłyszanych kawałków uszy raczej nie zwiędną, ale na widok tanich efektów specjalnych oczy wręcz zakłują. Scena pożaru czy finałowa sekwencja z wykorzystaniem komputerowo wygenerowanych sztucznych ogni pomiędzy którymi lata zabawkowy śmigłowiec to chyba najlepszy, choć zapewne niezamierzony komediowy gag.
Będący od pewnego czasu na szczycie hollywoodzkich płac Dwayne Johnson zagarnął tak potężną sumę, że specom od efektów specjalnych pozostała już jedynie zabawa tanim programem komputerowym. Muskularny gwiazdor być może jest jednak wart takich pieniędzy, bo i tak wypada najlepiej na tle bezbarwnej i snującej się po plaży kompanii.
Prawie 30 lat po premierze serialu filmowa wersja, zamiast oczekiwanego liftingu i świeżość,i przysparza oryginałowi powodów do wstydu. Sympatykom oryginału pozostaje raczej odkopać taśmy wideo, bo seans nowego "Słonecznego patrolu" rozbije w pył ich telewizyjne wspomnienia. Film Setha Gordona to rozwydrzony, niewychowany, rzucający bluzgami spadkobierca pokaźnej filmowej fortuny, którą trwoni na tanią i bezwartościową rozrywkę. "Baywatch" jest filmem fatalnym, który zamiast ujrzeć słońce, powinien zostać głęboko zakopany w kalifornijskim piasku i przydeptany bosą stopą prawdziwego i jedynego Mitcha Buchannona.
OCENA: 2/10
Film
Opinie (31)
-
2017-06-09 15:28
Miło będzie poruszać skórą.. (4)
W kinie to będzie incydent..
- 28 17
-
2017-06-09 16:18
jesteś typie żenujący (3)
- 11 13
-
2017-06-09 17:03
(2)
dlaczego? mnie rozbawil do przyslowiowych lez...
- 12 10
-
2017-06-09 18:06
(1)
znasz jakieś przysłowie o łzach?
- 7 9
-
2017-06-09 18:38
kto we łzach tonie
ten ma 654 konie
- 18 4
-
2017-06-09 18:28
Tragedia tak wielki przebój serialowy zepsuć
- 4 7
-
2017-06-09 17:43
czyli warto zobaczyc bo to jest parodia serialu
- 11 8
-
2017-06-09 16:54
e tam według mnie 10/10
- 14 12
-
2017-06-09 16:15
No nareszcie film, który się panu Zacharczukowi nie podobał
Już myślałem, że zawsze będzie 6-8/10.
- 21 2
-
2017-06-09 15:42
(1)
Film naprawdę 3ma poziom. Mocne 6/10.- 7 23
-
2017-06-09 15:45
Recenzja z D
Co za słaba recenzja, chyba byłem na innym filmie. Film naprawdę 3ma poziom. Mocne 6/10.
A pana T zapraszam na jakiś elokwentny melodramat-szpiegowski, jak nie potrafi cieszyć się prostym letnim HITEM.
To ma cieszyć i nic więcej. Ale 2, nieeee.- 6 14
-
2017-06-09 15:32
Autor artykułu
spodziewał się kontynuacji starego bejłocza? Może jeszcze z pamelką i dejwidem. Nie od dziś wiadomo, że ten film to parodia.
- 14 9
-
2017-06-09 15:03
tego sie nie spodziewalem
zacheciliscie!
- 34 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.