• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Manga w blasku Hollywood. Recenzja filmu "Ghost in the Shell"

Tomasz Zacharczuk
31 marca 2017 (artykuł sprzed 7 lat) 

Rozpostarty stylistycznie pomiędzy "Łowcą androidów" a znakomitą animacją sprzed ponad 20 lat "Ghost in the Shell" jest przykładem co najmniej solidnego kina science-fiction, w którym imponująca warstwa wizualna z powodzeniem tuszuje nieraz niestabilną i uproszczoną fabułę. Hollywoodzka interpretacja słynnego anime niezaznajomionych z tematem potrafi bezgranicznie wciągnąć w cyberpunkowy świat, zaś zatwardziałych miłośników mangi raczej nie powinna nawiedzać w nocnych koszmarach.



Taka to już amerykańska natura, aby każdy znaczący produkt spoza "fabryki snów" przeinaczać na własną modłę. Stąd na linię produkcyjną hollywoodzkiego warsztatu trafiają francuskie komedie, skandynawskie kryminały czy pełnokrwiste jatki rodem z Azji. Oczywiście finalny efekt owych "operacji plastycznych" nie zawsze dodaje pacjentowi uroku i nowej jakości. Dość często kończy się spektakularnym oszpeceniem oryginału, a marnych wysiłków kinowych chirurgów nie jest w stanie obronić nawet amerykańska publika.

Na szczęście aktorska wersja japońskiej animacji z 1995 roku oszczędziła filmowemu pierwowzorowi szkaradnych ran i brutalnej ingerencji w warstwę fabularną. Stojący za kamerą nowego "Ghost in the Shell" Rupert Sanders, choć kilkukrotnie zalicza potknięcia, to za każdym razem łapie równowagę, w czym dobitnie pomagają mu świetnie dobrani aktorzy, spece od efektów wizualnych i niezawodny Clint Mansell.

Mira (Scarlett Johansson) jest hybrydą człowieka i maszyny. Staje do walki z niebezpiecznym hakerem, który za wszelką cenę pragnie zniszczyć korporację Hanka Robotics, odpowiedzialną za udoskonalanie ludzi. Mira (Scarlett Johansson) jest hybrydą człowieka i maszyny. Staje do walki z niebezpiecznym hakerem, który za wszelką cenę pragnie zniszczyć korporację Hanka Robotics, odpowiedzialną za udoskonalanie ludzi.
Filmowcy uwielbiają wręcz nękać nas apokaliptycznymi wizjami przyszłości, w której rozwinięta technologia przejmuje naczelną rolę człowieka. Podobne scenariusze przerabialiśmy już przy okazji "Łowcy androidów", "Terminatora" czy "A.I. Sztuczna inteligencja". Od pesymistycznych wizji nie uwolni nas z pewnością "Ghost in the Shell". Cyberpunkowy świat przesiąknięty jest wszędobylską elektroniką, która człowiekowi służy przede wszystkim doskonaleniu poczciwego ciała. Cybernetyczna wątroba zapewni wysokoprocentową nieśmiertelność, a wyposażone w rentgen soczewki odsłonią nawet to, co na co dzień ukryte jest skrzętnie pod bielizną, szczególnie damską.

Mira (Scarlett Johansson) jest jednak wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Nie potrzebuje gadżetów, bo właściwie sama nim jest. A dokładniej hybrydą człowieka i maszyny. Pod komputerowo zaprogramowanym pancerzem kryje się bowiem ludzki czynnik - pozwalający czuć, myśleć i działać intuicyjnie mózg. Wszystko to czyni z Miry perfekcyjną i niezniszczalną maszynę do zabijania, która wraz z partnerami z Sekcji 9 tropi niebezpiecznego hakera wypowiadającego prywatną wendetę koncernowi Hanka Robotics i pragnącego rozbić w pył zelektronizowany świat.

Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że główna bohaterka, jako innowacyjna hybryda, nie potrafi jednoznacznie odnaleźć się w ludzkim świecie. Wyalienowana ze względu na laboratoryjne pochodzenie, wraz z rozwojem wydarzeń coraz bardziej gubi się w codziennych wyborach i zawodowych obowiązkach. Pojawia się kluczowa dla filmu kwestia: jak dużo człowieka jest w maszynie i na ile robot może się poczuć przedstawicielem homo sapiens.

Do pewnego momentu twórcom "Ghost in the shell" doskonale udaje się oddać złożoność Miry, która w jednej scenie masakruje kordon zrobotyzowanych zbirów, by w następnym ujęciu subtelnie odkrywać niuanse i niedoskonałości ludzkiego ciała przypadkowo spotkanej kobiety. Gdy jednak Rupert Sanders na pierwszy plan zaczyna coraz śmielej wysuwać wątek przeszłości kobiety-cyborga, nieświadomie spłyca w ten sposób najważniejszy aspekt fabuły, który stanowił o sukcesie animowanej wersji sprzed ponad 20 lat. Mroczny, podszyty solidną akcją thriller sci-fi niebezpiecznie skręca w kierunku nachalnie moralizatorskiego kina, w którym łzawe emocje biorą górę nad wysublimowanymi pomysłami. Tych niestety wyraźnie brakuje szczególnie w finałowej sekwencji.

W "Ghost in the Shell" kluczową kwestią jest wpływ technologii na życie człowieka i sposób, w jaki ten dąży do samodoskonalenia, nawet kosztem utraty kontroli nad otaczającym światem. Pod tym względem amerykański remake ustępuje jednak japońskiej anime z 1995 roku. W "Ghost in the Shell" kluczową kwestią jest wpływ technologii na życie człowieka i sposób, w jaki ten dąży do samodoskonalenia, nawet kosztem utraty kontroli nad otaczającym światem. Pod tym względem amerykański remake ustępuje jednak japońskiej anime z 1995 roku.
Scenariuszowe uproszczenia oczywiście wzmacniają masowy przekaz filmu, który jest w stanie zaakceptować kinowy laik kuszony zjawiskową Scarlett Johansson i dynamicznym trailerem. I żaden z tych elementów "Ghost in the shell" nie rozczarowuje. Hollywoodzka gwiazda z gracją i dostojnością dźwiga niewygodne brzemię, jakim jest odwzorowanie animowanej postaci. Mira, dzięki Johansson, przekonuje zarówno jako wyrachowana zabójczyni, ale też świetnie sprawdza się w roli kobiecego cyborga z dziecięcą pasją odkrywania choćby najdrobniejszego skrawka otaczającego świata. Starannie waży na ekranie wrażliwość i wybuchową furię. Gdy dodamy do tego nienaganne warunki i umiejętności fizyczne, naprawdę ciężko wytknąć aktorce szczególne uchybienia.

Castingową robotę twórcy filmu wykonali w całości perfekcyjnie. Znakomicie prezentuje się Duńczyk Pilou Asbaek w roli Batou, niczym żywcem wyjęty z japońskiej mangi. Nienagannie postać genialnego naukowca z matczynym instynktem odgrywa Juliete Binoche. Niezwykle charakterystyczny jest też Takeshi Kitano (człowiek-instytucja w japońskiej kinematografii), za którymi bezwiednie wodzimy wzrokiem w oczekiwaniu na każdy kolejny kadr z jego udziałem. A kwestia aktora o zającu i lisie, nawet jeśli nieco tandetna, to z pewnością trafi na szczyt listy najlepiej zapamiętanych scen w filmie.

W filmie Ruperta Sandersa fani animowanego pierwowzoru odnajdą liczne nawiązania do oryginału. Zarówno pod kątem charakteryzacji bohaterów, jak i scenografii, drugoplanowych postaci, wątków fabularnych czy akcentów muzycznych. W filmie Ruperta Sandersa fani animowanego pierwowzoru odnajdą liczne nawiązania do oryginału. Zarówno pod kątem charakteryzacji bohaterów, jak i scenografii, drugoplanowych postaci, wątków fabularnych czy akcentów muzycznych.
Równie wielkim kunsztem wykazali się spece od efektów specjalnych. Filmowa metropolia, spowita depresyjnym smogiem i jednocześnie utopiona w jaskrawym blasku wszechobecnych neonów, nastręcza niepokojem, podsycając klimat "Ghost in the shell". Twórcom filmu udało się zgrabnie połączyć cybernetyczny mrok zaczerpnięty wprost z obrazu Ridleya Scotta z kiczowatą, przerysowaną stylistyką rodem z japońskich anime. Od wąskich uliczek bije klaustrofobiczna aura, piętrzące się nieporadnie wieżowce, zdające się zaraz runąć pod naporem misternej konstrukcji, powodują zawrót głowy, zaś obskurne nocne kluby potęgują atmosferę brutalnej przemocy. Zawodzą z kolei niestety dość ograniczone i pozbawione kombinatoryki sceny walki z przeciętną choreografią (szczególnie szkoda kapitalnej i kultowej już w wersji anime sceny walki w wodzie na tle równie imponujących, co szkaradnych budowli).

Nie sposób również pominąć niezwykle klimatyczną ścieżkę dźwiękową autorstwa Clinta Mansella, który niejednokrotnie już wynosił ten element filmowy na pierwszy plan. Podobnie jest w "Ghost in the Shell", a wisienkę na torcie stanowi motyw muzyczny Kenji Kawai z 1995 roku (choć, aby go usłyszeć trzeba się solidnie naczekać).

Podobnych nawiązań do japońskiej wersji jest oczywiście znacznie więcej. Począwszy od termoooptycznego kamuflażu, poprzez postaci śmieciarzy, aż po psa rasy basset (choć tym razem w nieco innej roli). To, co jednak znacznie różni dzieło Ruperta Sandersa od anime Mamoru Oshii (warto dodać, że oba filmy są ekranizacjami mangi Masumanego Shirowa) to ciężar fabularny i filozoficzny aspekt filmu. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że amerykańska wersja zrzuciła z siebie sporo kilogramów ważkich kwestii, by lepiej wpasować się w gusta uniwersalnego odbiorcy, dodała aktorom górnolotnych, a przez to pustych emocjonalnie dialogów, a samo zakończenie pozostawia znacznie mniej wątpliwości i niedomówień niż pierwotna adaptacja (trochę za dużo "shell", za mało "ghost").

Nie zmienia to jednak zbyt mocno faktu, że "Ghost in the shell" to co najmniej solidne kino akcji spod szyldu science-fiction, które dostarczy frajdy fanom gatunku i zainteresuje tych, którzy zarówno z sci-fi, jak i z japońskim anime do czynienia zbyt często nie mieli. Warto jednak nadrobić zaległości, choćby w wersji dla leniwych, jaką jest teledysk Wamdue Project do kawałka "King of my castle".

OCENA: 7/10

Film

7.0
16 ocen

Ghost in the Shell (9 opinii)

(9 opinii)
Akcja, Sci-Fi, Thriller

Opinie (30)

  • dla dzieci albo dla dużych dzieci tzw hipsterow. (5)

    • 10 60

    • fanów "Smoleńska" prosimy o komentowanie innego działu

      • 36 6

    • (2)

      twój stary też był hipsterem...

      • 1 5

      • albo kolejarzem

        • 0 2

      • Nie myl hipisa z hipsterem.

        • 0 0

    • Czyli szesciolatke moge zabrac?

      Bo po pracy mam do wyboru dzis tylko "Piekna I Bestia" albo to.

      • 0 0

  • (2)

    podejrzewam że anglosaska ameryka zabiła wszystko co wartościowe w ważkich kwestiach podejmowanych dotychczas GitS a została rzeź i stars&stripes
    czyli dwie rzeczy ukochane przez tamtejszych tubylców

    • 15 0

    • Też tego się obawiam...

      ...od momentu, gdy zobaczyłem zwiastun z amerykańską gwiazdą w roli głównej. Wybieram się na ten film kierowany przywiązaniem do oryginału i serii anime. Mam nadzieję, że jednak nie wciskali na siłę amerykańskich akcentów.

      • 1 0

    • Podejrzewasz, czyli jeszcze nie widziales/las?

      Oryginal anime byl przegadany I nadety I na pewno stal nizej niz "Lowca Androidow". Wiec za wiele tam sie nie da zabic. Co najwyzej moga mniej gadac I wtedy ten film moze byc nawet przyzwoity.

      • 0 0

  • Czarodziejka z Księżyca. (6)

    Moje anime mlodości, chetnie bym zobaczył jakąś kinową wersje i wrócił do przeszłości :)

    • 15 3

    • a ja bm obejrzal yattaman albo tygrysia maske (3)

      • 9 0

      • (1)

        Kinowy Yattaman byl pare lat temu.

        • 1 0

        • Jaki tytul?!

          • 1 0

      • yattaman jest

        by takashi miike

        • 1 0

    • Jak was interesuje gatunek "magical girls" to polecam "Madoka Magica". Niby pełno słodkich różowości i spódniczek, a potem nagle pojawia się magiczny świat - tak psychodeliczny i brutalny, że się człowiek zastanawia co brał scenarzysta i ile budżetu filmu poszło na jego "wspomagacze".

      • 1 1

    • Uwierz mi, nie chcesz wersji z hollywood...

      • 0 0

  • brakujace DC (2)

    Mogli by w końcu poświęcić trochę czasu na nakręcenie LOBO. tylko nie wiem czy do tego nie powinien byc zaangażowany Tararantino ;)

    • 16 1

    • Kurdebele (1)

      Tarantino może nie, ale z chęcią bym obejrzał

      • 4 0

      • Biorąc pod uwagę styl rozwałki Emo kilera pomoc Tarrantina była by nieoceniona w momentach gdzie latają szczątki nieopatrznie wchodzących mu w drogę :)

        • 0 0

  • Ta recenzja to konkret.

    Czuć u autora znajomość tematu.

    • 14 1

  • Czytałem mangę ona jest bardziej śmieszna i lekka niż anime (2)

    Anime w porównaniu do mangi jest dużo mroczniejsze, głębsze i po prostu lepsze. Ma dużo lepszy cyberpunkowy klimat. Nie widziałem jeszcze filmu, ale pewnie wziął trochę z mangi, trochę z anime, a do tego dorzucił trochę amerykańskiego patosu. Nie wiem czy recenzent czytał mangę żeby mieć porównanie, ale pewnie nie.
    Myślę że trudno będzie mierzyć się z takim kultowym filmem jak anime, ale mam zamiar obejrzeć. Zapowiada się dobrze.

    • 3 0

    • wiesz, wiersze Miłosza są jeszcze głębsze

      • 3 0

    • Jesli film rysunkowy byl glebszy niz komiks`

      to potwierdza obiegowa opinie dotyczaca poziomu japonskich komiksow ;)

      • 0 1

  • Ekranizacja Dragon Ball (1)

    Jesli chodzi o ekranizacje mang to bardzo czekam na film aktorski z prawdziwego zdarzenia na podstawie Dragon Balla. Wydaje mi sie ze obecna technologia umożliwia zrobienie niesamowitego filmu.

    • 5 4

    • był już w kinach jakieś 5 lat temu..

      • 0 0

  • Nie lubię kina amerykańskiego

    Od kilkunastu lat jest puste, ciągły recykling tych samych idei.

    • 11 2

  • No prosze po raz pierwszy sie z panem zgodze w kwesti oceny

    • 1 0

  • Film jest perfekcyjny i piękny

    Wizualnie.
    Scenariusz może nie powala ale ogląda się go z przyjemnością.
    Polecam

    • 3 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Van Gogh. U bram wieczności - Klub Filmowy Kosmos

9 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe