• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Krwawa chata wuja Quentina. Widzieliśmy "Nienawistną ósemkę"

Tomasz Zacharczuk
15 stycznia 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 

W porównaniu do najnowszego filmu Tarantino, jego poprzedni obraz "Django" to istna sielanka w kowbojskim wydaniu. "Nienawistną ósemkę" można zamknąć w ośmiu hasłach: niesamowite zdjęcia, klimatyczna scenografia, fenomenalna muzyka, krwawa makabra, wysublimowany humor, kryminalny sznyt, szokujący finał i... niepozbawiona wad oraz powtarzalności dłużyzna.



Powolny, ale przy tym niezwykle staranny i wyważony odjazd kamery od zaśnieżonej przydrożnej rzeźby Jezusa, perfekcyjnie uzupełniają dźwięki mrocznej i przepełnionej grozą uwertury Ennio Morricone. W tle rozciągają się bezkresne, pokryte bielą plenery, spośród których wyłania się mknący w dali dyliżans. Osobliwą scenę otwarcia "Nienawistnej ósemki" dopełniają typowe dla starych westernów napisy z charakterystyczną czcionką. Wszystkie te elementy misternie przygotowanej układanki w połączeniu dają piorunujące wrażenie i wysyłają jeden klarowny przekaz: pora na filmową ucztę w piekielnej kuchni szefa Tarantino.

Apokaliptyczny wręcz klimat kilkuminutowego prologu w niczym nie przypomina klasycznego westernowego otwarcia. Twórca "Pulp Fiction" przecież na swój oryginalny sposób musi zredefiniować filmową konwencję i narzucić jej autorski wygląd. W ten sposób genialnemu początkowi bliżej do horroru spod znaku kubrickowskiego "Lśnienia" czy choćby "Fargo" braci Coen, które to skojarzenie potęgują na dodatek śnieżne krajobrazy i ponure dźwięki płynące z głośników. Wszystko to ma jednak swój sens, który odkryjemy podczas dalszej części seansu.

"Nienawistna ósemka" bowiem nie przypomina klasyki gatunku, której liczne odniesienia można było zauważyć choćby w "Django". Tym razem Tarantino maksymalnie eksperymentuje. W tym westernie nie znajdziemy rewolwerowych pojedynków w samo południe. Nie doznamy urokliwych zachodów słońca i nie zobaczymy odjeżdżających na jego tle kowbojów. Nie ma nawet schematycznej walki dobra ze złem. Źli do szpiku kości są tu wszyscy, a tylko skala zachowań bohaterów może decydować o naszej sympatii do nich lub niechęci. Czego zatem się spodziewać? Skrupulatnie budowanego suspensu, groteskowego humoru, szokujących zwrotów akcji i potężnej dawki makabry oraz przemocy. W przypadku Tarantino - można powiedzieć - standard.

Łowca nagród, bezkompromisowy John "Szubienica" Ruth (Kurt Russell), uciekając przed śnieżną zamiecią, podąża do miasteczka Red Rock. Właśnie tam ma dostarczyć poszukiwaną listami gończymi morderczynię, Daisy Domergue (Jennifer Jason Leigh) i odebrać zasłużoną nagrodę. Po drodze nadziewa się na kolegę "po fachu", majora Warrena (Samuel L. Jackson) i zmierzającego również do Red Rock szeryfa Chrisa Mannixa (Walton Goggins). Zasypane śniegiem drogi zmuszają podróżnych do ukrycia się w pewnej chacie na pustkowiu. Tam spotykają tajemniczych gości - konfederackiego generała, zawodowego kata, opiekującego się lokalem Meksykanina i samotnego kowboja. Nie mając szans w starciu z żywiołem, wszyscy muszą spędzić ze sobą kilka dni. Rozpoczyna się tym samym gra pozorów, zabawa w kotka i myszkę, narasta wzajemne napięcie, które prowadzi ostatecznie do serii makabrycznych wydarzeń.

Uwięzienie bohaterów w zatęchłej chacie powoduje, że długimi momentami "Nienawistna ósemka" przypomina bardziej dramat psychologiczny niż wartką westernową przygodę znaną z poprzedniego dzieła Tarantino. Miejsce strzelanin i pościgów wypełniają więc głównie dialogi, mające budować napięcie i przygotować widza na szokującą rzeź. Niestety, ta misternie tkana intryga najzwyczajniej w świecie zaczyna już w pewnym momencie nudzić. Widz czuje się, jakby rzeczywiście był uwięziony z bohaterami filmu i to nie kilkadziesiąt minut, a co najmniej kilka dni. Przedłużający się niemiłosiernie suspens wyhamowuje z przeraźliwym piskiem tempo akcji.

Co najgorsze, filmowa przestrzeń poświęcona na dialogi wcale nie przybliża nam ekranowych postaci. Na pierwszy plan wysuwa się bohater Samuela L. Jacksona, cała reszta zaś wygląda, jakby tylko biernie się przyglądała. Postać Tima Rotha to jakaś absurdalna kopia Christopha Waltza, w sukurs idzie mruczący niewyraźnie pod nosem Michael Madsen, zaś świetny początkowo Kurt Russell niknie w oczach. Z upływem czasu nareszcie do głosu dochodzi nominowana do Oscara Jennifer Jason Leigh. Gdyby w Hollywood stworzono statuetkę dla aktorów, którzy na ekranie filmowym doświadczyli najwięcej nieprzyjemności, to odtwórczyni roli Daisy wygrałaby w cuglach. Tylu ciosów, wyzwisk i obelg nie doświadczyła chyba żadna filmowa bohaterka ostatnich lat. Perełką wśród postaci jest schowany na dalszym planie, przekomiczny Bob (Demian Bichir).

Jeśli już przetrwamy ten mozolny serwis, podczas którego jakby od niechcenia reżyser podsuwa nam kolejne przystawki, to pieczołowicie przygotowane danie główne zaspokoi w pełni apetyt fanów kina Tarantino.

"Nienawistna ósemka" dla tych, którzy Tarantino nie znają lub nie cenią jego dzieł, to całkowity zakaz wejścia na salę kinową. Dla ich dobra. Pozostali zapewne będą się rozpływać nad finezją rozwijania wątków, budowania napięcia, sposobu poprowadzenia finału i miotania bohaterami nie tylko w sensie fizycznym, ale i emocjonalnym. Z pewnością nie jest to najlepszy film spod ręki Tarantino, ale mistrz wciąż ma to "coś".

OCENA: 7,5/ 10

Film

6.2
41 ocen

Nienawistna ósemka (17 opinii)

(17 opinii)
Western

Opinie (48)

  • Okropny film po 15 min daŁem sobie spokój... (1)

    Nędza.

    • 9 5

    • ludzie wychodzili z kina

      dawno nie pamiętam, aby ludzie w trakcie projekcji wychodzili z kina....dno, oprócz muzyki

      • 0 0

  • Du*y nie urywa (1)

    No niestety bardzo się zawiodłem tym filmem. Poròwnując do poprzednich kreacji filmowych, tym razem fim sie dłużył, dłużył...dłużył. zakończenie ciekawe i zaskakujące.

    • 7 3

    • Po słownictwie wnioskuję, że gimbaza.
      Ile książek w życiu przeczytałeś?

      • 2 1

  • (3)

    Dla mnie ten Tarantino to chyba najbardziej przereklamowany reżyser w Hollywood.
    Filmy groteskowe, prymitywne dialogi , infantylne scenariusze ... to są po prostu banały dla mas gdzie krew leje się wiadrami a trupów nikt nie potrafi policzyć.
    Oczywiście na takie filmy również jest zapotrzebowanie i ja nie mam nic przeciwko temu ale robienie z tych gniotów jakichś arcydzieł kinematografii to gruba przesada.
    Pulp Fiction jeszcze dało się obejrzeć ale np. ten obcmokany "Django" to po prostu żenada.
    Jedynie Christoph Waltz i jego świetna gra aktorska w Django ratowały ten film od blamażu.

    • 21 21

    • (2)

      Tu wystarczy potrafić liczyć do ośmiu, żeby trupy policzyć.

      • 4 1

      • Czasami można zrobić film gdzie w ogóle nie ma trupów a po wyjściu z seansu nie ma się wrażenia ,że oglądało się głupoty.

        • 3 1

      • Mało...skup się i policz jeszcze raz;)

        • 1 0

  • Każdy film Tarantino to przeraźliwy kicz, ze scenami ściągniętymi i wklejonymi...

    ...wprost pomysłami ze starych filmów klasy B i C.Plusem zazwyczaj jest rewelacyjna praca kamerzystów i podkład muzyczny,które są na światowym poziomie, ale scenariusze,sceny i ujęcia są bezczelnie zerżnięte i podrasowane przez tego plagiatora.Jest tak samo wartościowe jak posiłek w Mac Donaldzie, niby fajne w smaku, ale puste i bezwartościowe.

    • 18 12

  • wieje nudą

    niektóre filmy tarantina nawet lubie i jestem w stanie zrozumiec co chce widzowi przekazac, ale ten film to niestety 'gorszy sort'. ani zaskakujacy ani interesujacy. wiadomo, jest krawy, brutalny, wulgarny no i jesli to czemus sluzy jest to do przelkniecia, ale ten film ma tak kiepski scenariusz ze niczego nie da sie tutaj uzasadnic

    • 6 4

  • chata wuja...

    :)))

    • 4 1

  • Nie wiem czemu takie negatywne opinie? (2)

    Tarantino to całkiem niezły reżyser i jego filmy mają to 'coś'. Najnowsze jego dzieło 'Nienawistna Ósemka' jest całkiem udany. Dobre aktorstwo (Samuel L. Jackson, Kurt Russell), klimat, dobre dialogi, muzyka, zdjęcia. Polecam. Warto obejrzeć.

    • 8 6

    • udany ale...

      ... Tarantino za bardzo uwierzył w swój talent do pisania dialogów.

      • 4 1

    • Z niego taki reżyser jak ze słonia baletnica.
      Gimbaza pewnie jest zadowolona , w końcu wszyscy leja się bez sensu po mordach a krew leje się strumieniami.
      Przynajmniej przy oglądaniu mózg odpoczywa po całotygodniowym wysiłku przy lekcjach.

      • 8 3

  • chcecie dobry western?

    obejrzyjcie "The Revenant" z dicaprio. kamera i zdjecia lubezkiego sa fascynujace. a rezyseria inarritu-a ponownie znakomita.

    • 5 7

  • 6/10

    Jednak wolę Django.

    • 7 3

  • Krwawa sieczka,

    autoplagiat jeden za drugim. Bonmoty wystrzeliwane jak z karabinu, chyba na potrzeby współczesnej wyjałowionej duchowo młodzieży, która "łyka" wszelkie odjazdy. Tym razem odjazd poszedł w stronę przemocy i rzeźni.
    Dłużyzny mające uzasadnić, że wszystko w scenariuszu jest przemyślane - jak u Tarkowskiego, czy Altmana- chyba nie wyszło tak jak miało wyjść. Sam Peckimpah to to nie jest, ani nawet pastisz Kina klasy C- według mnie, u reżysera zabrakło dystansu do samego siebie.

    • 11 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Nowe Horyzonty Tournée

20 zł
Kup bilet
impreza filmowa, projekcje filmowe

Yakari i wielka podróż

16 zł
projekcje filmowe

SPY x Family CODE: White w Helios ANIME

29,90 zł
projekcje filmowe