• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Galaktyczna banda w natarciu. Recenzja filmu "Strażnicy Galaktyki 2"

Tomasz Zacharczuk
5 maja 2017 (artykuł sprzed 7 lat) 

Dysfunkcyjna kosmiczna rodzinka raz jeszcze zabiera nas w obłędną, przesiąkniętą akcją i humorem międzyplanetarną podróż przy akompaniamencie nieśmiertelnych muzycznych szlagierów. Nawet jeżeli w tym szalonym galaktycznym pędzie zdarza się "Strażnikom Galaktyki" osiąść na fabularnych mieliznach, a natłokiem wizualnych fajerwerków zakołysać porządnie w głowach, to i tak po wyjściu z kina, nie bacząc na skutki uboczne, będziemy chcieli jeszcze więcej.



Używając terminologii sportowej - zwycięskiego składu się nie zmienia. James Gunn wziął sobie tę uniwersalną zasadę bardzo głęboko do serca i postawił w kontynuacji kinowego hitu sprzed trzech lat na sprawdzone patenty, odpowiednio zwiększając proporcje każdego składnika. W "Strażnikach Galaktyki 2" bardziej lub mniej wybrednym żartem ocieka niemal każda scena, podkręconej do maksymalnych obrotów akcji jest aż nadto, wątki fabularne rozrastają się jak macki galaktycznej ośmiornicy, a wybrzmiewające co chwilę w głośnikach gitarowe klasyki powodują, że całość zaczyna przypominać zwariowany marvelowski rock-musical. Pozostaje jedynie mocno zapiąć pasy, bo podczas ponad dwugodzinnego rajdu po kosmicznych bezdrożach nie ma miejsca na postój, a nawet na szybki rzut oka we wsteczne lusterka.

Tym razem bohaterowie poza hordą zagrażających wszechświatowi złoczyńców muszą zmierzyć się też z własną przeszłością i powracającymi niespodziewanie członkami rodziny. Tym razem bohaterowie poza hordą zagrażających wszechświatowi złoczyńców muszą zmierzyć się też z własną przeszłością i powracającymi niespodziewanie członkami rodziny.
Bez zbędnych ceregieli twórcy filmu już od pierwszych sekund wrzucają nas w wir dynamicznej akcji, która - jak dobitnie pokazuje sekwencja otwarcia - zamiast rozwojowi fabuły często służy eksponowaniu bohaterów. Podczas gdy Quill, Gamora, Drax i Rocket siekają na miazgę galaktyczną kreaturę, mały Groot podryguje do kawałka Electric Light Orchestra i czyni to w tak pocieszny sposób, że właściwie w nosie mamy to, co dzieje się na dalszym planie. Fabuła jako taka potraktowana jest tu instrumentalnie. Implikuje tylko działania i gesty bohaterów, jest pretekstem do mnożenia filmowych gagów, porządkuje nieco ekranowy chaos, ale w żadnym stopniu nie stanowi o wartości filmu.

Owszem, pod kątem logiki ekranowych wydarzeń istotna jest pogoń karykaturalnych nieco Suwerennych za tytułowymi Strażnikami, którzy wykradają istotny plemienny artefakt. Kluczowe jest oczywiście pojawienie się Ego (Kurt Russell). Do tego dochodzą jeszcze patologiczne relacje między dwiema zwaśnionymi siostrami, skomplikowana historia galaktycznego łowcy Yondu i przebijająca się w miarę upływu czasu na pierwszy plan wizja walki o byt wszechświata.

Wszystko jednak to wielka bujda na resorach, którą jak najszybciej należy potraktować z dużym przymrużeniem oka. A szkoda, bo gdyby twórcom filmu kreatywności, której nie poszczędzili soczystym dialogom i zjawiskowym efektom, wystarczyło na porządną fabułę, mielibyśmy do czynienia z dziełem kompletnym. W rzeczywistości marginalnie potraktowana historia przeładowana wątkami niebezpiecznie ociera się o tandetę, której esencją jest przesadnie ckliwy finał zupełnie niewspółgrający z ogólnym i bezpretensjonalnym klimatem "dwójki".

Mniej lub bardziej świadomie reżyser James Gunn potrafił jednak zbalansować ekranowe emocje. Gdy "Strażnicy Galaktyki" zbyt mocno zapędzają się już w górnolotne pustosłowie, za każdym razem na szczęście znajduje się ktoś, kto bez wahania zaciąga hamulec. Mistrzem ceremonii tym razem jest muskularny Drax (Dave Bautista), który swoim bezpośrednim, a przez to arcyzabawnym, sposobem bycia deklasuje wręcz konkurencję. Wyznawana przez niego specyficzna filozofia życia, styl walki z przeciwnikiem i estetyka (zwłaszcza kobiecego) piękna rozkładają na łopatki.

W sukurs przychodzi równie bezczelny i pyskaty jak w pierwszej części Rocket (głos Bradleya Coopera), który nie folguje sobie w obrażaniu i wykpiwaniu towarzyszy broni. Dystansu do siebie i tego, co dzieje się wokół nie traci niezawodny Peter Quill (Chris Pratt), a niewinnością i dziecięcym urokiem rozbraja mały Groot. Na przeciwległym biegunie zaś znajdziemy niespodziewanie Yondu, który co prawda nie zapomina o ciętym języku, ale poznamy tym razem jego znacznie bardziej dramatyczne oblicze.

Druga część "Strażników Galaktyki" nie traci niczego ze swoich największych atutów. To wciąż esencja kina rozrywkowego opartego na dynamicznej akcji i nieszablonowym poczuciu humoru, których dopełnieniem są niesamowicie wyraziste osobowości bohaterów. Druga część "Strażników Galaktyki" nie traci niczego ze swoich największych atutów. To wciąż esencja kina rozrywkowego opartego na dynamicznej akcji i nieszablonowym poczuciu humoru, których dopełnieniem są niesamowicie wyraziste osobowości bohaterów.
Równie problematyczna co fabuła jest także warstwa wizualna drugiej części "Strażników Galaktyki". Dopieszczeniu szczegółów i scenariuszowym pomysłom na batalistyczne rozwiązania poszczególnych scen maestrii nie sposób odmówić. Zwłaszcza jednak w finałowej scenie nadmiar efektów specjalnych i nagromadzonych środków spada na głowę widza niczym galaktyczna lawina, z której próbujemy się niezdarnie wygramolić. Przeładowana wizualnie sekwencja nadyma się jak gigantyczny balon, na którego przebicie z niecierpliwością czekamy, żeby odzyskać trochę normalności i równowagi. Ale nawet i tu, za sprawą absurdalnych poszukiwań taśmy klejącej, łapiemy chwilę oddechu, a towarzyszący podczas niemal całego seansu uśmiech nie pozwala zejść z twarzy.

Smutno też będzie. Niektórym przydadzą się być może chusteczki do otarcia łez. Mniej wrażliwi lub odporni na emocjonalno-moralizatorskie sztuczki filmowców mogą się z kolei na kilka minut zdrzemnąć, żeby nie wystawiać swojej cierpliwości na bolesną próbę.

Gdy potraktujemy film Jamesa Gunna nieco poważniej, niż to sugerują nam jego bohaterowie, doszukamy się zapewne uniwersalnych prawd o trudach podtrzymywania rodzinnej więzi pomiędzy grupką wykolejonych nieco indywidualności. Pojawi się motyw odkupienia grzechów przeszłości i odnajdywania sensu istnienia w pozornie nieistotnych szczegółach. Bądźmy jednak uczciwi wobec siebie - to nie tego w filmie szukamy i nie to z niego zapamiętamy. Liczy się stuprocentowa rozrywka opakowana w mistrzowską wizualnie formę, uzupełniona kanonadą żartów i gagów z niesamowicie wyrazistymi postaciami, do których zatęsknimy tuż po wyjściu z sali kinowej. I dokładnie to dostajemy.

Bojowe umiejętności i wyczyny tytułowych strażników nie tylko wprawiają w osłupienie i zachwyt, ale jednocześnie dostarczają ogromnej dawki sytuacyjnego humoru, który przykrywa mankamenty instrumentalnie potraktowanej fabuły. Ta niestety nie unika wtórności, miejscami zwyczajnie nudzi, a nawet ocieka kiczem. Bojowe umiejętności i wyczyny tytułowych strażników nie tylko wprawiają w osłupienie i zachwyt, ale jednocześnie dostarczają ogromnej dawki sytuacyjnego humoru, który przykrywa mankamenty instrumentalnie potraktowanej fabuły. Ta niestety nie unika wtórności, miejscami zwyczajnie nudzi, a nawet ocieka kiczem.
"Strażnicy Galaktyki vol. 2" przeniosą nas jednocześnie w lata 80., których wspomnień znajdziemy w filmie bez liku. Od Pacmana, Kaczora Howarda, muzyki Fleetwood Mac, Cata Stevensa i Looking Glass aż po serialowe "Zdrówko" i... Davida Hasselhoffa (!), który stanie się nawet przekomicznym leitmotivem całego filmu.

Warto też wypatrywać pewnego kinowego twardziela, który debiutuje w filmowym uniwersum Marvela, czyniąc to na tyle udanie, iż jestem pewien, że tego pana jeszcze w bardziej rozbudowanej roli powinniśmy zobaczyć w kolejnych częściach. Te niewątpliwie powstaną, bo tytułowi strażnicy to banda wyluzowanych, niesfornych, aroganckich, ale jednocześnie niezwykle towarzyskich awanturników, z którymi można (kosmiczne) konie kraść i jak koń się uśmiać.

OCENA: 7,5/10

Film

6.2
18 ocen

Strażnicy Galaktyki 2 (10 opinii)

(10 opinii)
Science-Fiction, Akcja

Opinie (26) 2 zablokowane

  • Film świetny i tyle...

    Co do recenzji... Mrugnięcia okiem do widza z Hasselhoffem czy kaczorem Howardem to faktycznie lata 80, ale muzycznie to lata 70 (oprócz dwóch utworów z połowy lat 60).

    • 0 0

  • Niestety film jest słaby

    Dwójce brakuje lekkości prowadzenia akcji i niewymuszonego humoru tak obecnego w jedynce.
    Na dwojce publiczność zaśmiala się może 5 razy :-(
    Ckliwe tematy relacji ojciec-syn, siostra-siostra nie pasowały do filmu o kosmicznych rozrabiakach.
    Max 5.5/10

    • 1 3

  • strata czasu i strata kasy (10)

    nie oglądałem a wiem, ostatnimi laty dobre filmy to moza policzyc na palcach jednej reki - oscary tez obnizaja loty

    • 9 66

    • (3)

      Czesc pierwsza byla, mowiac wprost, dla debili. Jesli druga jest taka sama to nie ma nawet o czym mowic.

      • 5 20

      • skoro nie jest dla ciebie to nie jest dla debili (2)

        nie ma nawet o czym mówić :-)

        • 12 1

        • (1)

          Naucz sie pisac ortograficznie przyglupie, a wtedy dopiero ewentualnie produkuj.

          • 1 0

          • Nie bój się używać polskich znaków diakrytycznych - "się", "pisać", "przygłupie". No i zapomniałeś dopisać co ma produkować.

            • 0 0

    • (1)

      Super produkcja to był Smoleńsk Krauzego !!! Też z gatunku S-F ;)

      • 9 3

      • Wałęsa. Człowiek z nadziei

        to był dopiero odlot

        • 1 3

    • Pracujesz w ministerstwie kultury, że wiesz, pomimo że nie widziałeś?

      • 12 4

    • Komentarz z cyklu "Niewiele wiem, ale się wypowiem"

      jak w temacie

      • 27 2

    • nie oglądałem a wiem

      nie oglądałem a wiem
      Nie znam cie, ale wiem xD

      • 32 2

    • Zgadzam się.

      Jednakże to jest film z gatunku rozrywkowych a nie thriller psychologiczny.

      • 12 5

  • pierwsza czesc była fantastyczny nieoczekuje ze 2 bedzie lepsza i biorę w ciemno!! (1)

    • 14 5

    • Naucz sie pisać w ojczystym języku.

      • 1 1

  • Wyszłam po 20 minutach. Takiego gniota dawno nie widziałam. (2)

    • 9 11

    • oj Agata

      znałem kiedyś pewną Agatę.... też powinienem wyjść po 20 minutach, takiego gniota .....

      • 12 2

    • To były jeszcze reklamy a nie film

      Powodzenia z życiem..

      • 15 2

  • Dlaczego ten człowiek.. (1)

    ..cały czas pisze recenzje filmów, skoro nikt się z nim nie zgadza?

    • 3 5

    • dlaczego

      dlaczego piszesz ten komentarz skoro się z nim nie zgadzam?

      • 3 2

  • Dubbing słaby

    • 6 1

  • Jeszcze kilka lat temu mała grupa osób znała Marvela i DC

    a teraz wszyscy nagle stali się ich fanami. Dla mnie jest to tylko cudowne działanie marketingu. A film to kolejna Amerykańska bajeczka którą dobrze by się czytało jako komiks ale niekoniecznie warto obejrzeć na dużym ekranie.

    • 6 17

  • I am Groot (2)

    • 46 5

    • Groot jest zarąbisty :)

      • 5 2

    • Groot jest przeslodki :)

      • 12 2

  • Typowa amerykańska pop papka

    Raczej nie ma co tu się doszukiwać jakiejkolwiek głębi, symbolizmu czy filozofii. Sensu też wiele mieć nie musi ;) Ma być akcja i ma się podobać przeciętnemu amerykańskiemu nastolatkowi. Dla mnie już pierwsza część to napakowana efeciarstwem cienizna. Ale co kto lubi...

    • 14 19

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Obchody 130. Urodzin Marii Kownackiej

teatr dla dzieci, projekcje filmowe, spotkanie

Akademia Dokumentalna | Instagramowa rodzina, 2022

15 zł
projekcje filmowe, DKF, wykład / prezentacja