• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Braterstwo broni. Recenzja filmu "Rekiny wojny"

Tomasz Zacharczuk
19 sierpnia 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 

Jak zarobić miliony dolarów jeszcze przed trzydziestką i na dodatek wzbogacić się na legalnym handlu bronią? Przepis na sukces mają bohaterowie "Rekinów wojny" - komedii twórców "Kac Vegas" przedstawiającej kulisy jednej z największych afer w historii przemysłu zbrojeniowego Stanów Zjednoczonych.



Opisana w 2008 roku przez "New York Times" historia niedoświadczonych handlarzy bronią, którzy wykorzystując ułomność przepisów o zamówieniach publicznych zawarli z amerykańskim rządem umowę na 300 milionów dolarów, zszokowała opinię publiczną w USA. Eksperci zachodzili w głowę, zastanawiając się, w jaki sposób wielomilionowe zlecenie na dozbrojenie afgańskiej armii trafiło w ręce pary cwaniakowatych dwudziestolatków z Miami. Efraim Diveroli i David Packouz, wspomagani przez studenta stosunków międzynarodowych Alexa Podrizkiego, przeczesywali internetowe witryny i wyszukiwali małe, ale dość intratne zlecenia na dostawę broni. Było to możliwe dzięki administracji George'a Busha, która próbując uniknąć kolejnych skandali związanych z ustawianiem przetargów pod międzynarodowe korporacje, zdecydowała się na większą transparentność ofert i współpracę z mniejszymi dostawcami. Niewielkim firmom otworzyło to furtkę do niedostępnego dotychczas rynku, a ludziom pokroju Diverolego i Packouza dało okazję do łatwego zarobku. Do czasu.

Specjalizujący się w kinie komediowym Todd Phillips w historii Diverolego i Packouza wyczuł spory potencjał humorystyczny. Wszak dziecinna łatwość, z jaką obaj panowie okrążali przepisy, fałszowali dokumentację, przypisywali sobie niezrealizowane zlecenia i wyprowadzali w pole niczego nieświadomych oficjeli, zakrawała wręcz na parodię. Twórca trylogii "Kac Vegas" postawił więc na hybrydę prześmiewczego pamfletu politycznego z dynamicznym kinem akcji. W efekcie "Rekiny wojny" są stricte rozrywkowym filmem, podszytym jednak nutką sarkazmu i gorzkiej ironii na temat współczesnej polityki oraz ekonomii. Zwłaszcza tej wojennej.

David (Miles Teller) i Efraim (Jonah Hill) właściwie z niczego rozkręcają prężnie działającą firmę zajmującą się handlem bronią. Ich głównym klientem staje się amerykańska armia. David (Miles Teller) i Efraim (Jonah Hill) właściwie z niczego rozkręcają prężnie działającą firmę zajmującą się handlem bronią. Ich głównym klientem staje się amerykańska armia.
Motorem napędowym ekranowej fabuły jest historia przyjaźni Diverolego (Jonah Hill) i Packouza (Miles Teller). Nierozłączni kumple z dzieciństwa po latach odnawiają ze sobą kontakt. Podczas gdy obwieszony złotem i błyszczący opalenizną Efraim kreuje się na człowieka sukcesu, David wiedzie skromny żywot zawodowego masażysty, który pomiędzy ugniataniem podstarzałych playboyów znajduje jeszcze czas na obwoźny handel pościelą dla kuracjuszy domów opieki społecznej. Kontrast majątkowy i wizerunkowy pomiędzy nimi jest aż nadto widoczny. Nic więc dziwnego, że nieco zakompleksiony na tle przyjaciela David z nieposkromioną zazdrością zerka na obnoszącego się bogactwem Efraima. Gdy partnerka masażysty zachodzi w ciążę, staje się jasne, że dotychczasowe zabiegi w połączeniu z zupełnym brakiem popytu na pościel nie rokują finansowo zbyt dobrze na przyszłość. David przyjmuje ofertę przyjaciela i dołącza do firmy AEY.

Handel bronią nieświadomemu Packouzowi początkowo kojarzy się wyłącznie z ciemnymi interesami z szemranymi ludźmi. Efraim to jednak nie Yuri Orlov z filmu "Pan życia i śmierci". Nie wskakuje w nienaganne skrojony garnitur i nie wyrusza w tournee po najbardziej niebezpiecznych zakątkach świata w poszukiwaniu największych zakapiorów. Atrybutem Efraima jest podręczny laptop, w którym Diveroli śledzi i analizuje linijki publicznych zamówień. Wyznacznikiem sukcesu wcale nie są też liczby z ciągiem zer. Efraim wyznaje zasadę, że najbardziej obłowić się można zgarniając okruchy ze stołu, przy którym ucztują wielkie koncerny. Wspólnicy zagłębiają się więc w mniejsze zlecenia, z których konsekwentnie powiększają swój majątek i realizują "american dream" Tony'ego Montany (nawiązań do "Człowieka z blizną" jest znacznie więcej). W miarę jedzenia rośnie jednak apetyt. Dwójka młokosów bierze na celownik "afgański deal" - wielomilionowe zlecenie na dozbrojenie afgańskich sił lojalnych względem USA. Zlecenie wprost z Pentagonu zamiast spodziewanych zysków, dostarcza jednak samych kłopotów.

Phillips już na przywitanie z widzami rzuca scenę, która będzie zaprzątać naszą uwagę aż do samego końca, ale to niejedyne zgrabne zagrywki ze strony reżysera. Sposób narracji oparty na komentowaniu zdarzeń przez Packouza okazał się strzałem w dziesiątkę. Połączenie dynamicznego i świetnie zmontowanego obrazu z szyderczym stylem narracji dodaje kolorytu całej opowieści. Do tego dostajemy zgrabnie i logicznie poprowadzony scenariusz naszpikowany słownym i sytuacyjnym humorem. Uzupełnieniem są wartkie sceny akcji, zwłaszcza sekwencja przeszmuglowania broni z Jordanii do Iraku. Pewnym zgrzytem w płynności fabuły są rodzinne scenki z życia Davida, ale nawet to można przełknąć bez większych trudności, dzięki uroczej Anie de Armas.

Zażyła przyjaźń pomiędzy głównymi bohaterami z czasem zostaje wystawiona na ciężką próbę. Wszystkiemu winne jest zlecenie wykraczające poza możliwości obu panów. Kontakt z szemranym towarzystwem i rosnąca wzajemna nieufność coraz mocniej pogrążają Davida i Efraima. Zażyła przyjaźń pomiędzy głównymi bohaterami z czasem zostaje wystawiona na ciężką próbę. Wszystkiemu winne jest zlecenie wykraczające poza możliwości obu panów. Kontakt z szemranym towarzystwem i rosnąca wzajemna nieufność coraz mocniej pogrążają Davida i Efraima.
Największym atutem "Rekinów wojny" jest jednak duet głównych postaci. Pod tym kątem castingowe przygotowania należy ocenić celująco. Jonah Hill ("Wilk z Wall Street", "Moneyball") i Miles Teller ("Whiplash") tworzą jedną z najbardziej zgranych par w ostatnich latach. Nieprawdopodobna chemia między aktorami widoczna jest w każdym dialogu, wymianie gestów i spojrzeń. Stereotypowo potraktowane postaci (rubaszny, acz fałszywy Diveroli kontra sympatyczny i prostolinijny Packouz) mimo scenariuszowych wad w wydaniu obu aktorów nie tracą jednak wyrazistości. Na dokładkę dostajemy też trzymającego poziom Bradleya Coopera w jednej z dalszoplanowych ról oraz świetną ścieżkę muzyczną z kawałkami Pink Floyd czy The Who.

Todd Phillips nie sili się na moralizatorskie kino w poważnym klimacie, nie zasypuje banałami o szkodliwości wojny, nie bawi się w tępiciela absurdalnej biurokracji. To wszystko sami doskonale możemy odczytać między wierszami albo nadrobić w publikacjach na temat prawdziwej działalności obu handlarzy (warto, bo fabuła filmowa momentami wyraźnie różni się od faktów). Reżyser "Rekinów wojny", podobnie jak jego bohaterowie, bawi się handlem. Jego bronią jest dość lekka rozrywka w mistrzowskim dla tego gatunku wydaniu i wychodzi na tym zdecydowanie lepiej niż tytułowe rekiny.

OCENA: 7,5/10

Film

7.3
10 ocen

Rekiny wojny (6 opinii)

(6 opinii)
Komedia

Opinie (19) 8 zablokowanych

  • Chyba pójdziemy na ten film... (2)

    Mam nadzieję, że się nie zawiodę:-)

    • 1 7

    • (1)

      Kwestia oczekiwań. Nie stawiaj za wysokich a będzie dobra zabawa ;)

      • 1 2

      • ...nie stawiaj żadnych a dopiero będzie zabawa...

        • 0 1

  • Czy giną na końcu? (3)

    • 6 0

    • SPOILER

      Tylko jeden, ale nie powiem który.

      • 4 1

    • gruby

      To widać z ryja

      • 4 0

    • Super film

      Tylko wszystko dookoła do bani...

      • 0 0

  • ten grubas (1)

    nie jest w stanie się schylić, aby sznurówki sobie zawiązać, co dopiero żyletką pogilać rekina konkurenta, heca dla gogusi i klakierów

    • 1 2

    • To co tu jeszcze robisz, idź do kina :)

      • 1 2

  • (2)

    War to wojna a dogs to rekiny... jakie to proste.

    • 11 0

    • sure (1)

      A "z góry dziękuję" to "thank you from the mountain" - jakie to proste.

      • 9 1

      • nie zawracaj mi gitary - don't mess my guitar

        szlag mnie trafi - track will hit me

        • 2 0

  • film o tym że winni zawsze są zwykli ludzie nie prezydenci, rządy, parlamenty, administracja i generały
    chłopaki chcieli dorobić, wykorzystali prawo i poszli do pierdla, a ludobójcy pokroju Klintona, Busza, Obamy i ich zaplecza politycznego eksterminujący wg swojego widzi mi się całe narody chodzą na wolności strzelają "piękne" mowy i drenują kasę z kieszeni zwykłych ludzi
    swoją drogą już klasyfikowanie tego rodzaju filmu jako komedii ma za zadanie odwrócić uwagę od prawdziwych winnych i prawdziwych dramatów

    • 7 3

  • (1)

    Fajny tekst dzięki Panie Tomaszu.

    • 4 1

    • Napisał dystrybutor

      • 0 0

  • będzie aprobować naszą uwagę?

    czy chodziło o "angażować"?

    • 5 0

  • Byłem wczoraj polecam

    Byłem
    Fajny Film, często zabawny ale realistycznie opowiedziany
    Głowni bohaterowie stale wspomagaja sie trawa, dobra akcja.

    • 2 2

  • Efraim....

    I znowu naród handlowy.....

    • 0 1

  • żenada

    Byłem i odradzam strata czasu, bez rewelacji akcja nie trzyma sie kupy xd

    • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Art Beats | Tycjan: Imperium barw - Wielka Sztuka w Kinie | Kino Kameralne Cafe

27 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

Kino Seniora w Kameralnym

12 zł
impreza filmowa, projekcje filmowe

7. Dni Krytyki Filmowej w Gdyni

24 zł
impreza filmowa, festiwal filmowy, przegląd